Chętnie i bez goryczy nazywam siebie pokątnym poetą. Z moim ego wszystko jest w porządku. Mam w sobie pokorę. Jak również poczucie, że rynek/system, w którym, funkcjonują podobni mnie twórcy jest do szpiku kości chory. Krótko mówiąc, zajmuję się pisaniem wierszy, nie interesuje mnie budowanie medialnej pozycji, czy podpieranie się jakąkolwiek „strefą wpływów”. Rzeki mainstreamu niech płyną dalej z prądem. Od zawsze byłem za to piewcą rozmaitych odpływów. Z tym mi do twarzy. Zaświadczyć może o tym cała seria „literackich przygód”. Jak ta, gdy w wieku czterdziestu dwóch lat dołączyłem do Koła Młodych Pisarzy – „mŁodzi Literackiej” i zostałem młodym poetą. Jak ta, gdy lata temu wygrałem pewien konkurs poetycki i zostałem przez jego organizatora obdarowany pucharem z żenującym napisem „Mistrz Polskiej Poezji” (sam tego chciałem wysyłając wiersze), zupą pomidorową w przydrożnym barze oraz bezpośrednim kontaktem z grafomanem w sile wieku, recytującym barytonem swoje „dzieła” napisane w pomieszanej konwencji wiejskiej sielanki i patriotycznego manifestu. Jak ta, gdy pewien inny „młody” poeta samozwańczo ochrzcił się mianem „twórcy dykcji łódzkiej”, która to „dykcja” na kilka ładnych lat przykleiła się do mojego buta (i butów kilku innych szacownych kolegów po piórze), lecz nie ma żadnych dowodów na to, że kiedykolwiek istniała (choć miała swoich zapalonych krytyków-piewców). Jak ta, gdy w 2010 roku ówczesny sekretarz Nagrody Literackiej Nike zadzwonił do wydawcy mojego debiutu w sprawie jego nominacji, z tym tylko, że spóźniony o rok. Jak ta, gdy dwa lata później kontaktował się tym razem ktoś z kapituły Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (w sprawie mojej drugiej książki) i podobno mocno się zawiódł, że nie była ona debiutem. Potem już nikt nigdy nie dzwonił, bo śp. Jerzy Suchanek o tym, że zamierza mi wręczyć ustanowioną przez siebie Nagrodę Otoczka powiedział mi na ucho przed Restauracją „Rajski Ptak” w Mikołowie, mniej więcej o godzinie 23. Jak ta, że jakimś cudem udało mi się w tym roku wydać jedenastą książkę z wierszami. Nawet nie wiecie, ile mnie to kosztowało. Nie przypuszczacie również jakie mam szczęście, gdy czytam jej opis umieszczony na stronach internetowych księgarń, że stanowi ona tom „apokaliptycznych wierszy wybitnego poety średniego pokolenia”. Bo zawsze mogli napisać, że to tom „apokaliptycznych wierszy średniego poety z wybitnego pokolenia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz