czwartek, 31 marca 2022

Za mną – tomaszowski palimpsest poetycki (4)


Za mną park przy ulicy Krzyżowej, przypuszczalne miejsce spacerów Juliana Tuwima i Stefanii Marchew, uwiecznione w słynnym wierszu poety „Przy okrągłym stole” („A może byśmy tak, jedyna / Wpadli na dzień do Tomaszowa? / Może tam jeszcze zmierzchem złotym / Ta sama cisza trwa wrześniowa…”).

Stefania Marchew urodziła się w rodzinie żydowskiej, była córką Jakuba Ber-Marchew, miejscowego kupca i prokurenta jednej z pierwszych fabryk sukna w Tomaszowie Mazowieckim, Mordki Salomonowicza oraz śpiewaczki Gitli (Gustawy) z Dońskich. Rodzina Marchewów mieszkała w budynku przy ul. Piekarskiej.

Julian Tuwim po raz pierwszy ujrzał Stefanię w 1912 roku w Łodzi, kiedy przejeżdżała dorożką ulicą Piotrkowską. Zachwycony młodą kobietą o niepośledniej urodzie od razu zapragnął się jej przedstawić. Pomógł w tym kolega, który przyszłą parę ze sobą zapoznał. Oboje mieli wówczas po 18 lat. Gdy wkrótce wybranka Tuwima wróciła do rodzinnego domu w Tomaszowie Mazowieckim stęskniony poeta pisał do niej miłosne listy i wiersze, które później zostały wydane w literackich juwenaliach i tomikach wierszy.

Strzała Amora trafiła Tuwima niezwykle celnie i skutecznie. Ślub Stefanii Marchew i Juliana Tuwima odbył się 30 kwietnia 1919 roku w Wielkiej Synagodze w Łodzi przy al. Kościuszki. Wśród gości weselnych znaleźli się m.in. Leopold Staff i Jarosław Iwaszkiewicz. Żona stała się jego muzą, której poświęcił wiele wierszy. Małżonkowie stali się nierozłączni, przeżyli ze sobą 34 lata. Po ślubie małżeństwo wyjechało do Warszawy, gdzie Tuwim z sukcesami rozwijał karierę poetycką. Sława Juliana Tuwima nieustannie rosła. Zaczął być nazywany „księciem poezji” i doskonale zarabiał jako autor skeczy i piosenek dla kabaretów. Jego tekst „Miłość ci wszystko wybaczy” w wykonaniu Hanki Ordonówny nuciła cała Polska.

 


Po wybuchu drugiej wojny światowej Tuwimowie emigrowali do Francji, Portugalii, Brazylii i Stanów Zjednoczonych. Po wojnie, przebywający w Stanach Zjednoczonych Tuwimowie podjęli decyzję o powrocie do kraju. W czerwcu 1946 roku byli już w Warszawie, gdzie Tuwim, był witany z honorami.


Stefania Tuwim opiekowała się mężem, u którego z czasem zdiagnozowano agorafobię, nerwicę, depresję i wrzód żołądka, aż do jego śmierci na atak serca 27 grudnia 1953 roku. Przeżyła poetę o prawie czterdzieści lat. Po śmierci Tuwima usunęła się w cień, ale do końca życia zachowała urodę i elegancję. Zmarła 12 marca 1991 roku i została pochowana w ich wspólnym grobie na warszawskich Powiązkach (na pomniku znajduje się inskrypcja: „Żona poety, Stefania”).

wtorek, 29 marca 2022

Zapowiada(m) się…

…a raczej to Rafał Gawin na Facebooku zapowiada moją nową książkę. Show must go on, opowieść o dzisiejszym świecie, o naszej cywilizacyjnej kondycji, o kondycji własnej pod naporem rzeczywistości, snuje się dalej. Rzekome plotki o zaprzestaniu zajmowania się poezją sam rozpuszczam, ale kto wie na ile jeszcze lat udzielono mi kredytu dyspozycji?

O włos, czyli, jak wieść gminna niesie, przedostatnia książka autora Hostelu. Ilona Witkowska: „Bardzo spoko wiersze. Gajda jest w porządku”. Marta Podgórnik: „Autor, mocno dzierżąc lejce formy, ściąga je, kiedy trzeba. Mnie przekonał”. Krzysztof Śliwka: „Cokolwiek to znaczy, jest gites. Stay rebel”.

Na koniec przedpremierowy puzzel pikselozy zapowiadający świetną okładkę autorstwa Kuby Pszoniaka.

niedziela, 27 marca 2022

Łukasz Jarosz w IM


Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka w Mikołowie zaprasza na spotkanie autorskie Łukasza Jarosza i promocję jego tomu wierszy Pełnia Robaczego Księżyca (WL 2022). Prowadzenie: Maciej Melecki.

PIĄTEK, 1 KWIETNIA 2022 GODZ. 18.

„Pełnia Robaczego Księżyca" to zbiór wierszy będących czymś więcej niż zaproszeniem do świata widzianego oczyma autora. To kolejna, otwarcie autobiograficzna narracja zamknięta w niemal fabularne liryki. Jest bowiem tak, jak Jarosz deklaruje w jednym z wierszy: piszę „ja”, w pierwszej osobie, w swoim ciele, życiu, nikim się nie wyręczam. To parafraza, ale ufam, że to również deklaracja programowa". Język Jarosza jest bezpośredni, powściągliwy i pełen spokoju. Ten spokój ma kształt mądrości, jaką odnaleźć można w sobie, kiedy już przeżyło się wiele i coraz trudniej powiedzieć „wiem na pewno". Jest w tych lirykach coś z kołysania lasu, refleksów światła na powierzchni wody w nurcie rzeki. Jest wytchnienie, ale jest też napięcie będące owocem codziennych czynności, trosk istotnych, rozstań i utraty. Otwartość i bezpośredniość tych wierszy to wartość sama w sobie. Jarosz nie udaje. Jarosz jest w swoich tekstach Jaroszem. Nie stroi min, nie przybiera póz, nie szykuje czytelnikowi fajerwerków z piętrowych metafor. Być może te wiersze nie są wyznaniem, ale z całą pewnością są intymną, poruszającą historią opowiedzianą przez mężczyznę, który nie boi się drzemiącej w nim słabości wobec świata, od którego postanawia się nie odwracać. Z tym światem do nas, czytelników, przychodzi, mówiąc: to co zrobili ze mną inni, jest tym, czym piszę. Jeśli to prawda, że słowa mieszkają w śmierci, jak oznajmia Łukasz Jarosz, oznacza to, że warto ją oswajać, być blisko, przestać się bać i zacząć żyć naprawdę. W moim odczytaniu, o tym właśnie jest ta książka.

 Marcin Zegadło

piątek, 25 marca 2022

Seryjni w Łodzi – Kulikowska i Bąk


Dom Literatury w Łodzi zaprasza na cykl „Seryjni poeci”, w którym tym razem wystąpią Justyna Kulikowska, autorka tomu „Gift z Podlasia" i Tomasz Bąk, autor tomu „XXI. Nagi wodnik w Śródmieściu". Prowadzenie: Rafał Gawin.

CZWARTEK, 31 MARCA 2022, godz. 18

Justyna Kulikowska (ur. w 1993 r. w Szczuczynie) – poetka. Debiutowała tomem „Hejt i inne bangery" (2018), za który otrzymała Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny oraz nagrodę poetyckiego środowiska internetowego „Browar za debiut”. Za drugą książkę poetycką „ Tab_s" (2020) nominowana była do Nagrody Literackiej „Nike” oraz Nagrody Literackiej Gdynia. Mieszka na Podlasiu.

Tomasz Bąk (ur. 1991 r.) – kolektyw schizofreniczny, autor sześciu książek z wierszami i jednoaktówki „Katedra" (Wydawnictwo papierwdole, 2019), ostatnio wydał tomy „Playbook" (Warstwy, 2021), O, tu jestem (WBPiCAK, 2021). Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii debiut za tom Kanada (WBPiCAK, 2011), Poznańskiej Nagrody Literackiej – Stypendium im. Stanisława Barańczaka za tom Utylizacja. Pęta miast (WBPiCAK, 2018) i Nagrody Literackiej Gdynia za poemat Bailout (WBPiCAK, 2019). Mieszka w Tomaszowie Mazowieckim.

środa, 23 marca 2022

Korespondencja (39)

Do „Hostelu” dotarła książka Oli Kołodziejek Plan plam. Książka na wskroś organiczna, żywa, nie mająca nic wspólnego z tak ostatnio rozpowszechnionymi projektami poetyckimi, których współautorami są ich redaktorzy oraz bliżej niedookreślony kolektyw (chyba, że to to kolektyw schizofreniczny, wtedy ok.). Tom pozornie nie przystający do modelu, który jako poeta preferuję – podmiot liryczny to jednostka „stadna”, rodzinna, funkcjonująca („uwikłana”) w relacjach/relacje międzyludzkie, dla których rysuje szczegółową mapę, a w zasadzie niezwykle plastyczny (czuły) plan plam związków i zależności. To, co najbardziej mi się w książce podoba (z subiektywnego punktu widzenia), to rodzaj nieoczywistej opresyjności, unoszący się nad pozornie doskonale rozrysowaną (rozplanowaną) codzienną egzystencją. Figura domu (z pozoru bezpieczne cztery kąty) przeobraża się niekiedy w sześcian (jak w „Cube”), a to za sprawą wewnętrznych napięć, rys, pęknięć (skoro z jednej strony dom to synonim schronienia, z innej – to pułapka, zamknięcie). Poetka umiejętnie przesuwa nasz wzrok (sama „patrzenie” wierszem doprowadzając do rozsmakowanej mikro-skali), od jakby się to wydawało na pierwszy rzut oka, sielankowego, wakacyjnego „slajdu” w stronę pokładów głębszych, ukrytych, rozgrywanych komunikacyjnie przez uczestników korelacji wielopoziomowo, symbolicznie, niewerbalnie. Stąd, Plan plam to opowieść uniwersalna, wydobywająca przy okazji na dzienne światło ukryte koszty każdej ko/egzystencji (w myśl kultowego filmowego cytatu: „No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana. Społeczeństwo”). Starannie pielęgnowana homeostaza powinna mieć swoją cenę – zdaje się nam mówić Ola – za którą warto płacić codziennymi obrządkami, naszą skierowaną ku niej uwagą.