Z Tomaszem Bąkiem na spotkaniu autorskim w ramach VIII
edycji Wolnego Rynku Poetyckiego. Dwór Artusa, Toruń 2010
|
środa, 21 lutego 2018
Z Archiwum P. (5)
niedziela, 18 lutego 2018
Życie wewnętrzne (17)
(…)
Poezja dla Rafała Wojaczka jest jedynym obszarem, w którym kreacja i ekspresja
literacka stanową pole alternatywnych ujęć życia i losu jednostki – ujęć
opatrywanych wizjami wywodzącymi się z nieodpartego przekonania o kosmicznym
wymiarze ziemskiego bytowania. Pisanie ma przynosić dwubiegunowy rodzaj oczyszczenia
i wyzwolenia, staje się gwarantem autonomicznych realizacji tematycznych oraz
daje sposobność przekroczenia sztywnych i ciasnych ram wypowiedzi o kondycji
jednostki w bezbarwnym, uśrednionym, skodyfikowanym świecie, w który jest ona
wtłoczona i na który – posiadając de facto iluzoryczną
możliwość wyboru – pozostaje skazana. Czym jest tedy dla Wojaczka bycie poetą?
Każdy poeta, niezależnie od tego,
czy przywiązuje wagę do prób autodefinicji, samookreślenia wobec zagadnień,
dotyczących jego stosunku do bycia poetą lub do poezji, którą tworzy – bądź
poezji w ogóle – posiada swoją wizję tego, kim jest poetycko i jaki rodzaj
poezji jest dla niego najważniejszy. Przywiązywanie wagi – to jedno. Posiadanie
na ten temat zdania – to drugie. Ale wszystko to mieści się w szerokim spektrum
takiego pisania, które wyłania się z namysłu nad sobą jako poetą – kreatorem poetyckiego
zrębu, w którego skład wchodzi samotna i indywidualna realizacja wszystkich
mocy i energii twórczych. Twórczość Rafała Wojaczka jest dowodem na rzadko już
spotykaną autokreację; ta zaś znajduje dla siebie umocowanie w strukturach
tradycyjnej wiedzy o poezji rozumianej jako forma aktywności literackiej.
Wiersz dla Wojaczka jest domeną wolności, ujawnianą
w postaci indywidualnych zestrojów lirycznych, rozpiętych pomiędzy cielesnym doświadczeniem
bólu istnienia a wizjami pozaziemskich wymiarów, w które zaprzęgany jest
nieustannie ludzki los.
Praktycznie wszystkie wiersze Rafała
Wojaczka zawierają mniej lub bardziej rozbudowane wątki, mówiące o byciu poetą.
Nawet jeśli ów aspekt nie pojawia się w jakimś utworze bezpośrednio; w
sposób konkretny – jawi się jako uwikłanie podmiotu w złożoną materię życia lub
świata, która to kwestia, ufundowana na stałej potrzebie konfrontacji z różnymi
ogniskami zapalnymi, wytycza zarazem przestrzeń wolności lub spętania, swobody lub
ograniczenia. Także w wierszach pisanych w kobiecej osobie mowa jest o byciu
poetką – jako rewersie poety – gdyż wbrew wszelkim dotychczasowym sugestiom i
interpretacjom wskazującym na przeistoczenie się męskości autora w skrytą żeńskość,
są to utwory oparte na koncepcie, w których fikcyjna – wykreowana przez
Wojaczka – żeńska postać opisuje w wierszach ból i cierpienie wynikające ze
straty ukochanego poety, zdając mu ziemski raport ze swej ponurej egzystencji,
rozgrywającej się na granicy snu, jawy i imaginacji. Są to niewątpliwie wiersze
ranne, okaleczone brakiem obecności, szukające w powidokach i przywołaniach śladów
wciąż mocno odczuwanej, znaczącej obecności, pochodzącej ze sprawczej mocy
poety-demiurga, figury wykreowanej nader sugestywnie w tomie Inna
bajka.
Wszystkie powyższe dystynkcje z pewnością
znajdziemy również w niniejszym tomie utworów nieznanych. Być może– po latach –
zostaną one jeszcze bardziej jaskrawie dostrzeżone ze względu na swój niewygasły
impet, wynikający z napromieniowanych hipnotyzującymi wizjami treści,
osadzonych nierzadko w dramatycznych ściegach poetyckiej ewokacji. Już bowiem w
pierwszym prezentowanym wierszu, napisanym w 1964 roku, pt. Poemat
– mości się cała poetycka i egzystencjalna wiedza
na temat własnego losu, odmalowana wielce przenikliwym tonem,
inaugurowanym konstatacją: <<Wyrok na mnie już zapadł>>. A także w
formie klasycznego zapisu wiersza, opartego na stroficznej konstrukcji, do
której poeta powróci za parę lat, kiedy to będziemy mieli do czynienia z
autorem dysponującym – w swoim zanadrzu – bogatym asortymentem ukształtowanych środków
poetyckiej komunikacji. Ton samego wiersza, a także innych wierszy pochodzących
z pierwszego okresu, momentalnie ustawia poetycki głos
– będący w znacznej kontrze wobec znanych naonczas poetyk –
i przynosi szczególną jakość w kreacji eksplorowanych obszarów tematycznych.
Zapowiedź ta – jak może być odczytany Poemat – to w
istocie podsumowanie losu. Otwarcie,
które okazuje się zamknięciem wieka. Mamy więc tu do czynienia z takimi intuicjami,
które na pewno wywołują ciarki u czytelnika i mogą uchodzić za rzadki przypadek
autoprofetycznej wizji. Istnieje też w niniejszym tomie grupa tekstów poetyckich
świadczących o podejmowanych przez Wojaczka próbach sondowania nowych poetyk, zbliżających
się w swym kształcie do form monodramu, osnutego na percepcyjnych wątkach związanych
z konkretną osobą (np. wiersz Mirecka lub Wielki
tydzień pana W.). Wiersze te, pochodzące z ostatniej
fazy twórczości, pisane już po zamknięciu ostatniego tomu Którego
nie było, niewątpliwie świadczą o potrzebie
kontynuowania poetyckich peregrynacji i znajdywania nowych formuł,
wywiedzionych bezpośrednio – podług poetyckiego kompasu – zarówno z lekturowych
oraz artystycznych fascynacji, jak i z gwałtownych przeżyć,
a także relacji z bliskimi ludźmi. Takich, dramatycznych w swym napięciu,
sytuacji znajdziemy tutaj więcej – wystarczy wniknąć w pojedyncze wiersze nieco
głębiej, doszukując się w
nich nie tylko nawiązań lub analogii do motywów z wierszy znanych, aby przekonać
się o wyjątkowej nośności tego, co skryte – potwierdzającej tylko ich nieomylność
(…)”.
Maciej Melecki, Ostatnie ogniwo (posłowie
do książki Rafał Wojaczek Nie
te czasy. Wiersze nieznane). Instytut
Mikołowski, 2016
czwartek, 15 lutego 2018
XXVI OKP im. Rafała Wojaczka
Instytut Mikołowski
ogłasza
XXVI Ogólnopolski Konkurs Poetycki
im. Rafała Wojaczka
Warunkiem uczestnictwa jest nadesłanie zestawu trzech
niepublikowanych wcześniej wierszy w czterech egzemplarzach, opatrzonych godłem, z dołączoną kopertą - posiadającą
takie samo godło - zawierającą dane autora (imię, nazwisko, adres, tel.
kontaktowy, adres e-mailowy), i odcinek wpłaty 30 PLN na konto Instytutu Mikołowskiego (Mikołowski Bank
Spółdzielczy: 33 8436 0003 0000 0000 1573 0001) za jeden zestaw - stanowiącej
podstawę uczestnictwa w konkursie - do dnia 6 maja 2018 r. (liczy
się data stempla pocztowego), na adres:
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/5
43 – 190 Mikołów
Ogłoszenie wyników
konkursu i przyznanie nagród (1800 PLN do podziału) nastąpi 11 maja, 2017 r. o
godz. 17:00 w siedzibie Instytutu Mikołowskiego.
Jurorami tegorocznej
edycji konkursu będą: Ewa Olejarz, Joanna Oparek (przewodnicząca) i Karina
Stempel.
Dodatkowych
informacji udziela się pod nr tel.: (032) 7336193
lub adresem e –
mailowym: instytutmik@poczta.onet.pl
wtorek, 13 lutego 2018
R. Skonieczny i F. Zawada w Miko
Instytut Mikołowski
zaprasza na spotkanie z cyklu
Seryjni Poeci
z udziałem:
Rafała Skoniecznego
autora tomu
Antologia hałasu
(WBPiCAK, 2016)
i
Filipa Zawady
autora tomu
Nie wiem, jak nazywają się te kwiaty
(WBPiCAK, 2017)
Prowadzenie:
Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk
16. 02. 2018, godz. 18
O autorach i tomach:
Rafał Skonieczny, Antologia hałasu, Wydawnictwo WBPiCAK,
2016.
Czy wiersze mogą być hałaśliwe? Na przykład te z "Antologii
hałasu", nowej książki poetyckiej (nowej, ale przecież starej, wszak to
spóźniony o ponad dekadę debiut) Rafała Skoniecznego?
Oto 44 sonetoidalne utwory ułożone w trzy cykle (niech będzie, że tematyczne), które tyleż imponują formalnym rygorem, co epatują specyficzną odmianą postromantyzmu – chciałoby się rzec: młodzieńczego, lecz bez cienia pejoratywności. Chodzi tu o coś więcej – o wrażliwość przełamaną zaskakującą energią. „A teraz wyj!” – pisze Skonieczny. Więc jak w końcu? Czy wiersze mogą być hałaśliwe? Chyba tak. Co jednak istotniejsze – o wierszach Skoniecznego z pewnością będzie głośno.
Maciej Robert
Rafał Skonieczny, (ur. w 1983 roku w Warszawie), autor dwóch książek z wierszami: Dzikie strony (2010) i Przeniesiony człowiek (2013). Związany z
zespołami Hotel Kosmos i Rara, z którymi nagrał kilka płyt. Obecnie zameldowany
w Gdańsku.
Filip Zawada – pisarz, muzyk, fotograf, poeta, ojciec, łucznik, trener, kucharz,
sprzątacz. Wydał książki: System jedynkowy (1997), Bóg
Aldehyd (1998), Snajper (2004), Świetne sowy (2013)
oraz Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się (2014, nominacja
do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS). Za prozy Psy pociągowe oraz Pod
słońce było był nominowany do Nagrody Literackiej GDYNIA. Grał w
zespołach AGD, Pustki i Indigo tree, obecnie gra sam. W 2011 ukazał się jego
debiutancki album fotograficzny pt. Drewniane gody wydany
przez OPT Wrocław. Pisze bloga na www.filipitoito.com.
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
piątek, 9 lutego 2018
Raymond Q. w Łodzi
środa, 7 lutego 2018
„Nóż w płycie” – „XVI stacji”
W rubryce „Nóż w płycie”,
którą od wielu lat prowadzę na łamach „Arterii”
tym razem o płycie zespołu, któremu kibicuję od lat (o poprzednim albumie grupy
Pathman przeczytać można tutaj), i z którym miałem przyjemność wspólnie wystąpić
na scenie (tu). O nowym dokonaniu muzyków Pathmana przeczytacie poniżej.
poniedziałek, 5 lutego 2018
Spotkanie z Pawłem Sołtysem (Pablopavo) w IM
Instytut Mikołowski
zaprasza na spotkanie
z
Pawłem Sołtysem
(Pablopavo)
związane z promocja
jego debiutanckiej książki
prozatorskiej
Mikrotyki
(wyd. Czarne, 2017)
Prowadzenie:
Krzysztof Siwczyk
9. 02. 2018, godz. 18
Paweł Sołtys (ur. 1978) –
muzyk, autor piosenek. Jako Pablopavo wydał kilkanaście płyt, zagrał około
tysiąca koncertów. Studiował rusycystykę, ale studiów nie ukończył. Jego
opowiadania ukazywały się w „Lampie”, „Ricie Baum”, „Studium”. Jego
prozatorski debiut Mikrotyki otrzymał nominację do Paszportów
Polityki 2017.
O książce:
To są opowiadania niebywale skondensowane, ornamentowane tak wielką liczbą
oszałamiających porównań i metafor, że czytać je trzeba bardzo uważnie,
napawając się bogactwem językowej wyobraźni Sołtysa. Niewielki rozmiar tej
książki jest złudny, bo więcej w niej historii i losów ludzkich niż w
siedmioksięgach wielkich klasyków, a same opowiadania opierają się nawet nie
tyle na intrydze czy fabule, ile na mgnieniach, błyskach, zbliżeniach, jakby
pisarz niemal przytykał obiektyw do bohaterów tych zdjęć. Bo wyobrażałem sobie
często w trakcie lektury te krótkie historie jak zdjęcia właśnie, swoiste
fotoreportaże, wyciągnięte z pudełka po butach: zdjęcia nie zrobione komórką,
ale starym aparatem analogowym, gdzie kolory są wyblakłe, a kształty nieco
rozmazane, ale o wiele prawdziwsze niż te z fotografii cyfrowych. Nic dziwnego
– ma Sołtys raczej usposobienie poetyckie niż epickie, w tekstach jego piosenek
także dochodzimy do prawdy o bohaterach poprzez drobiazg, epizod, prostą
historię, a nie przez sceny zbiorowe i wielkie kwantyfikatory. I nie ma tu
zaskoczenia, bo "Mikrotyki" podążają śladem piosenek Pablopavo,
zawsze przecież skupiających się na szarych bohaterach codzienności, lecz
właśnie w tych, dla nas często niezauważalnych ludziach zawiera się opowieść o
świecie. A prawdziwa historia dzieje się w blokach na Stegnach bądź w
kamieniach Grochowa, bohaterami zaś są zwykli ludzie, tworzący historię miasta,
choć w drugim planie – Sołtys ma rzadką umiejętność i wrażliwość dostrzegania
codzienności i zwykłości. Bo jeśli można w zwykłości zamknąć historię świata,
to Sołtys robi właśnie to. Przestrzegam jednak przed odczytywaniem tej książki
poprzez filtr nostalgii, tęsknoty za młodością, wspomnienia PRL-u czy jeszcze
gorzej: uwznioślania brzydoty – owszem, to kusząca perspektywa, ale błędna. Nie
czas i sztafaż są tu najważniejsze, ale ludzie, których pisarz podgląda. Mały
realizm? Nie – duża poezja. (…) Czytać w skupieniu. Odkładać. Przeżywać i
przemyśliwać. Powracać. Czytać kolejne opowiadanie i trawić je powoli, rozglądając
się wokół i szukając tego świata, który opisuje Sołtys. Na co dzień go nie
widzimy, ale on jest bliżej niż obok; on jest głęboko w nas.
Krzysztof Varga
(…) Mikrotyki, bo tak się nazywa książka, łyknąłem jak pelikan w dwie
godzinki. Zgodnie z tytułową obiecanką, poczułem haj, jaki może zapewnić tylko
klasowy tekst. Nie wiem, na ile tytuł książki okaże się kamieniem węgielnym
nowego gatunku literackiego, ale z pewnością autor będzie tego gatunku
przedstawicielem jedynym. I nie o oryginalność tych opowiastek chodzi, a
właśnie o ich dokumentną, powściągliwą normalność. Tak bardzo prywatną i
nienachalną, a zarazem ”literacko zrobioną”. Na moje ucho, zapiski w tej
książce, opowiadanka dłuższe i krótsze, upominają się o normalność jako
kategorię, którą można do literatury przyłożyć i przez nią czytać o żywotach
tzw. zwyczajnych ludzi. Portrety różnych dziwaków, pod piórem autora, jawią się
jako wzorce normalności w czasach celebrycko-politycznych, w rzeczywistości
zaludnionej przez fitdziwadła i zmasowane monstertrucki. Dawno po prostu nie
czytałem czegoś tak zwykłego. Zwyczajność tej prozy osiągana jest metodami
znanymi mi z dzieł Mirona Białoszewskiego czy Zygmunta Haupta, u którego
troszkę się nasz gościu zadłuża. Życzyć tej literaturze można tylko tego, żeby
nie wpadła do zamrażalnika historii, jak Haupt, którego z takim trudem
odhibernowuje oficyna wydawnicza, w której Mikrotyki zacumowały.
Czytam tą prozę zwykłą i czuję się niezwykle. Nie wstydzę się jej, mam -
niezapośredniczoną w żadnym interesie - potrzebę empatii, identyfikacji,
potwierdzenia. Normalnie udziela mi się radość, że mój rówieśnik jest
wyrazicielem również moich, estetycznych inklinacji. I troszkę etycznych też. Mikrotyki są
bowiem literackim wcieleniem etyki spraw małych i przyziemnych i uwagi, jaką
darzyć można tych, co blisko nas żyją i mrą, starają się istnieć wobec własnych
ograniczeń i obsesji. Uważność jest drugą, oprócz normalności, cechą
dystynktywną książki. Uważa się tu na słowa, waży się zdania, ogrywa język
ostrożnie, ze świadomością, że to zwierzę raczej dzikie i zdradliwe. Ta
uważność chroni przed banałem i nostalgią, ale nie przed melancholią. W
najwyższym stopniu jest to książka melancholijnie wyrozumiała dla własnych
bohaterów - żywych, zmarłych i tych pozostających w gazowym stanie skupienia.
Skupił się autorMikrotyków, zszedł z klubowej sceny na moment, żeby dać
mi prezent zaskakujący: tom pewnej pokoleniowej wrażliwości, o której istnieniu
nie miałem wcześniej pojęcia, choć przeczuwałem, że coś takiego może istnieć.
Pierwsze sygnały odebrałem dawno temu, jeszcze w latach 90., kiedy w pewnym,
niszowym piśmie literackim przeczytałem pierwszy raz troszkę zapisów autora. O
nim samym wiedziałem tyle, że lubi Ruskich, bo chyba jest po filologii
rosyjskiej. To było w czasach analogowych, przed epoką obrazkową. Raczkował
kapitalizm, pełzły już ku nam hordy instagramów i facebooków, ale w formie
ruchów robaczkowych. Jelita świata jeszcze siedziały w bebechach. Znać w Mikrotykach lekcję
wielkich, ruskich opowiadaczy. Może najbardziej Płatonowa. Tak, ten koleś
ewidentnie go czytał. Też potrafi tak rysować postacie i sytuacje. Ostrą,
szybką kreską. W paru posunięciach. Na niewielkiej przestrzeni mieści duże
stężenie językowej energii. Jest gęsty i prosty zarazem. Daje ”lajki” pod wpisami,
które nikogo nie obchodzą. Dajmy na to pod informacją o wznowieniu wierszy
Witolda Wirpszy. Dziwny to muzyk: Pablopavo. Mało atrakcyjny dla mas:
Paweł Sołtys. Pisarz pełną, normalną gębą.
Krzysztof Siwczyk
Człowiek z miasta (Polityka, nr 3,
2018)
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
sobota, 3 lutego 2018
W nowej odsłonie „Migotań”
W nowym numerze Gazety Literackiej
„Migotania” 4 (57) 2017 o debiucie Pawła Nowakowskiego między innymi (Wyd. MAMIKO, Nowa Ruda 2017) w recenzji
zatytułowanej „Sto lat samotności”, a także felieton pt. „Celowanie w bęben”.
Poniżej wyimki z anonsowanych publikacji:
„Powiedzmy
sobie jednak szczerze, że wszyscy razem w roku 1989 i w latach późniejszych zawierzyliśmy
zbyt mocno w tak zwany pakt założycielski, że oto ówczesna opozycja wprowadzi
zupełnie inne standardy demokratyczne niż wyznawała niedemokratyczna <<komuna>>.
Że odtąd zupełnie zniknie opresyjny podział władza-obywatel, nastąpi
przesunięcie decyzyjnych dyrektyw na stronę społeczeństwa obywatelskiego
(wybrani w wyborach staną się reprezentantami społeczeństwa, nie partii) i
nastąpi <<justice for all>>. Pełni nadziei, zapomnieliśmy w tym
wszystkim tylko o jednym – o zwykłej, ludzkiej słabości. O odwiecznym człowieczym
usposobieniu, które decyduje o tym, że stojąc po stronie rozumnych ssaków,
zaliczamy się jednocześnie do
drapieżników obdarzonych przerośniętym rozumem. O tym, co z niegdysiejszych
dysydentów uczyniło w ciągu niespełna trzech dekad głównych budowniczych
<<demokracji kolesiów>>, a z niegdyś niezależnych dziennikarzy –
propagandystów na usługach tej czy innej ideologii serwowanej nam raz z lewa,
raz z prawa. <<I kto za to płaci?>>. <<Pan, Pani, my…
społeczeństwo!>>. Płacimy za brak obywatelskiej kontroli, za to, że oddolnie,
bez oglądania się na <<Pijarowskie>> zagrywki rządzących każdej nacji,
nie wypracowaliśmy demokratycznych form nacisku na władzę (jednocząc się w swoich postulatach), a wręcz
przeciwnie, daliśmy się władzy podzielić, rozdrobnić. Zamiast stawać się
społeczeństwem obywatelskim, staliśmy się bezkształtną masą, która implozyjnie walczy
miedzy sobą <<o drobne>>, tracąc z oczu to, co najważniejsze; coś,
co może nagłym błyskiem ukłuć w oczy, jak na przykład myśl, że oto po raz <<enty>>
tamte nasze wspólnotowe/quasi-rewolucyjne wysiłki zostały sprowadzone na orwellowski
poziom. Kogo za to powinniśmy winić? Poetę Świetlickiego, że nigdy nie był
poetą zaangażowanym (…)?”.
(…)
„Kiedy <<na zawsze>> wydaje się pustym twierdzeniem,
pewny może być jedynie język, który jest światem. Wewnętrzny spór (autorska
intencja) rozgrywa się w tym konkretnym przypadku na poziomie wysokiego stopnia
interpretacyjnej trudności. Niekomunikowanie się z czytelnikiem, jeśli ten nie
ma ochoty brać udziału w tej grze znaczeń, to tutaj zamierzony akt. Nie sposób
nikogo przysposobić do choćby pobieżnego odczytania nienazwanego bez jego
współudziału. Nawet poezja o wiele dostępniejsza niż ta z tomu Między innymi może stać się granicą
odczuwania języka i reagowania na jego treści nie tylko na poziomie literalnym,
ale także emocjonalnym. Mimo wszystko to treść (wiersz Spoiwo) reguluje wszystkie dziedziny życia: (…) to wszystko jak bagaż przyjmowany w depozyt
/ albo plastyczne sceny rodzajowe, raczej słyszalne niż zatrzymane / nie w
porę, może więcej, a może wreszcie przyznane jako wspólny / mianownik licytacji
zasług i czego zabrakło w największym stopniu, / ponieważ znowu okazało się, że
możliwe jest istnienie, które nie mija. / w tej sytuacji nie trudno o
porównanie, widocznie musimy wszystkiego / doświadczyć, czego nie można jednoznacznie
nazwać trwałą postawą / dzięki przewadze konwencjonalności nad zmianą pozornie
ścisłej kolei, / nie mając wyraźnej granicy: czekając tam, gdzie nas nie
spotkamy” (…)”.
czwartek, 1 lutego 2018
Gawin, Robert i Jastrzębski w DL
Dom
Literatury w Łodzi zaprasza w dniu 08.02.2018 r., godz. 19.00 na spotkanie z cyklu Łódzka Premiera Literacka:
|
2. Spotkanie z autorami książek poetyckich wydanych przez wydawnictwo Raymond Q.:
Rafałem Gawinem, autorem zbioru «Wierszy dla kolegów» (2017),
Emilem Jastrzębskim, debiutującym zbiorem «Palacze tytoniu umierają mądrzej» (2017)
i Maciejem Robertem, autorem poematu «Demologos» (2017).
Wstęp wolny!
RAFAŁ
GAWIN (ur. 1984) Poeta, okazjonalnie krytyk, korektor, redaktor m.in. w
„Arteriach”, konferansjer i animator kultury. Wydał arkusz Przymiarki (Wrocław
2009) oraz książki poetyckie Wycieczki osobiste / Code Of Change (Londyn/Gniezno
2011) i Zachód Słońca w Kurwidołach (Łódź 2016). Tłumaczony m.in. na
język bułgarski, rosyjski, ukraiński, słoweński, niemiecki, angielski i rumuński. Publikował
m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku Łódzkim”, „Odrze”, „Tyglu Kultury”,
„Opcjach”, „Kresach”, „Ricie Baum”, „eleWatorze”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”,
„Helikopterze”, „Frazie”, „Red.”, „Portrecie”, „Fabulariach”, „Wyspie”,
„Wakacie”, „Cegle”, „artPapierze”, „Kalejdoskopie”, „Kronice Miasta Łodzi”,
„Śląskiej Strefie Gender” oraz w Na grani. Antologii
wierszy łódzkich debiutantów (Łódź 2008), antologiach Połów. Poetyckie
debiuty 2010 (Wrocław 2010), Anthologia2# (Londyn
2010), Co piłka robi z człowiekiem? Młodość, futbol i literatura (Poznań
2012) i Przewodnik po zaminowanym terenie (Wrocław 2016).
Mieszka w Łodzi, gdzie pracuje jako instruktor w dziale imprez Domu Literatury.
Prowadzi blog gawin.liberte.pl.
MACIEJ ROBERT – poeta, autor licznych recenzji literackich
i filmowych, doktor nauk humanistycznych, dziennikarz. Urodził się
w 1977 roku w Łodzi, tam mieszka i pracuje. Jego wiersze można
było czytać na łamach „Gazety Wyborczej”, „Studium”, „Opcji”, „Odry”,
„Ha!artu”, „Frazy”, a także w „Tyglu Kultury”. Pisał do „Arterii”,
a teksty krytyczne i wywiady publikował w „Przekroju”,
„Newsweeku”, „Dwutygodniku”, „Kwartalniku Filmowym”, „Notesie Wydawniczym”,
„Życiu Warszawy”, „Kinie”, „Dzienniku. Polska –Europa – Świat”. Współpracuje
z „Polityką”, „Xięgarnią”, „Nowymi Książkami”, „Chimerą” i „Lampą”. Autor literackiego bloga „Czytam centralnie” (http://czytamcentralnie.blogspot.com).
W 2011 roku za „Collegium Anatomicum” otrzymał nagrodę Polskiego Towarzystwa
Wydawców Książek dla najlepszej poetyckiej książki roku. W 2013 został
laureatem „Złotego Pióra” im. Jerzego Katarasińskiego (za działalność
dziennikarską). W 2015 nominowany za „Księgę meldunkową” do Nagrody
Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej. Wydał następujące tomy poetyckie: „Pora
deszczu” (2003), „Puste pola” (2008), „Collegium Anatomicum” (2011), „Księga
meldunkowa” (2014), „Nautilus” (2016). Jego wiersze tłumaczono na języki:
angielski, arabski, chorwacki, hiszpański, niemiecki, serbski, ukraiński
i węgierski.
EMIL
JASTRZĘBSKI urodził
się w 1976 r. w Skierniewicach, gdzie mieszka do dziś. Swoje utwory publikował
w „Activiście” i „Arteriach”. Palacze tytoniu umierają mądrzej to jego
pierwsza książka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)