środa, 30 stycznia 2013

Darek Foks w Mikołowie


Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie z Darkiem FOKSEM związane z promocją jego nowych książek: Kebab Meister (wyd. Ha! Art, 2012) powieść i Liceum (wyd. Raymond Q. 2012) tom wierszy. Prowadzenie: Maciej Melecki. 1.02.2013 godz. 18.00. Instytut  Mikołowski ul. Jana Pawła II 8/ 5 Mikołów.

 O Kebab Meister

Najnowsza powieść Darka Foksa, autora wielu tomików poezji (m.in. Wiersze o fryzjerach, Sonet drogi), a także prozy (Pizza weselna, Wielkanoc z tygrysem), wyróżnia się wyjątkowym ascetyzmem i minimalizmem, jednocześnie niezwykłą siłą obrazowania, jaką czasem posiada najwyższej klasy kino. Para głównych bohaterów to postacie inspirowane w dużym stopniu prawdziwymi losami Pawło Szandruka i jego żony, którzy przez wiele lat mieszkali w Skierniewicach, małym mieście niedaleko Warszawy (rodzinne miasto autora), aż do chwili, kiedy wojna ich rozdzieliła.

Szandruk (Ukrainiec) był oficerem czterech armii: carskiej, ukraińskiej (Petlury), polskiej (bohater kampanii wrześniowej) i niemieckiej. Zanim pod sam koniec wojny zgodził się objąć dowództwo ukraińskiej dywizji grenadierów SS „Galizien”, przez parę lat był kierownikiem skierniewickiego kina (funkcję tę generalnie mogli pełnić tylko Niemcy), ciesząc się jednocześnie zaufaniem polskiego podziemia. Objął dowództwo SS „Galizien”, żeby wyprowadzić żołnierzy na stronę aliantów i uratować ich przed Rosjanami. Żona została w Skierniewicach. To rozłączenie jest punktem wyjścia powieści, która w założeniu ma mówić o miłości, sile kina i pamięci historycznej, ale nie ma być powieścią historyczną. Autor dotyka tematów mimo biegu lat wciąż nierozpoznanych, tabuizowanych, bolesnych. Kontekst filmowy, będący tłem narracji, jest ciekawym tematem dla społecznych interpretacji. Połączenie planów czasowych usprawnia relację między ideą a tokiem narracji oraz czyni powieść oryginalną formalnie. Powieść Foksa to bardzo ważny głos w dyskusji nad historią i pamięcią. 

Bohdan Zadura: „Główny bohater wzorowany na postaci autentycznej stanowi idealny materiał do zajadłej dyskusji historyków. Na szczęście ma żonę, która poprzez swoją fascynację kinem przenosi czytelnika w inny, lepszy wymiar. Dzięki zderzeniu tych dwóch tak różnych światów otrzymujemy niezwykłą opowieść o miłości w czasach zarazy. Ta historia mogła wydarzyć się naprawdę. Waga problematyki poruszonej w tej powieści i atrakcyjność sposobu jej przedstawienia utwierdzają mnie w przeświadczeniu, że Kebab Meister, podobnie jak Co robi łączniczka, spotka się z żywym zainteresowaniem krytyki i czytelników.”

O Liceum

„Najnowszy tom wierszy Darka Foksa Liceum przynosi dwa wiersze - wyraźnie żonglujące motywami odnoszącymi się do kontekstów pomnikowego traktowania niektórych poetów w Polsce - oskrzydlające główniak tego tomu, jakim jest poemat Szosa mszczonowska, centralny tekst książki. Foks ewidentnie wykorzystuje w poemacie motyw drogi, eksploatowany tak mocno w rozmaitych powieściach i wierszach w literaturze współczesnej, nadając mu postać konkretną, niemal dosłowną, kiedy to jesteśmy świadkami podróży Literatury z małego miasteczka do stolicy. Efekt, jaki daje połączenie toposu podróży z baczną obserwacją dookolnych zdarzeń, których Literatura jest postronnym świadkiem, jest zgoła tragikomiczny. Tempo narracji jest podkręcane nienachalną ironią, a dobywane wątki ujmowane są częstokroć pod kątem subtelnej parodii: Nie znam wprawdzie, jak już mówiłem,/ charakteru literatury, która jedzie samochodem, //ale na podstawie zdjęcia nie mam żadnych negatywnych wrażeń. Może być. (...) Nie dość, że może być , to cel tej podróży nie posiada literackiego końca."
                                                   
Maciej Melecki

Darek Foks – urodził się w 1966 roku w Skierniewicach. Poeta, prozaik i scenarzysta. Studiował m.in. na Wydziale Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie, ukończył scenariopisarstwo w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera w Łodzi. W latach 1996–1998 był sekretarzem redakcji „Literatury na Świecie”. Współpracował z dodatkiem książkowym „Gazety Wyborczej” (1997–1998).   Od 1998 roku należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (Oddział Warszawski). W latach 2002–2004 redaktor prowadzący i zastępca redaktora naczelnego magazynów „Aktivist” i „Exklusiv”. Od 2004 roku pracuje w redakcji „Twórczości”. Brał udział w wielu polskichi zagranicznych festiwalach literackich, m.in. Poetry International w Rotterdamie (2005) i The Maastricht International Poetry Nights (2004, 2006). Przekłady jego wierszy i opowiadań publikowano w czasopismach i antologiach w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Australii, Niemczech, Czechach, Słowenii, Serbii, Chorwacji, Macedonii, Holandii, na Węgrzech, Ukrainie i Słowacji. Książkowe wybory jego tekstów ukazały się w Czechach i Słowacji, a Co robi łączniczka ma także francuskie i niemieckie wydania.

wtorek, 29 stycznia 2013

14 numer „Arterii”


Już niebawem, pod hasłem „Starość” ukaże się datowany jeszcze na grudzień ub. r. Nr 3 (14) 2012 Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”. Pisze we wstępie do numeru redakcja „Arterii”:

Starość

Modlę się więc – bo dość mam słów
Modnych i wolę znów modły –
Bym się na starość wydawać mógł
Namiętny i niemądry.

William Butler Yeats (przeł. S. Barańczak)

Rok 2012 zestarzał się i pewnie umrze, zanim dotrze do Was ten numer. A my wierząc, że świat jeszcze tak nie stetryczał, by miał go wykończyć kalendarz Majów, czynimy zadość starości, bo całkiem głośno doprasza się o prawo do życia. Otwieramy temat, który i tak ostatecznie wszystkich nas dosięgnie. Chociaż współcześnie i poza rymem uczyniono wiele, by ten temat znikł, widzimy go w całej pełni. W moherowym berecie i na długim riffie, gdy gra krzepko The Rolling Stones, a małolatów wbija w podłogę młodzieńcze brzmienie. Nie dziwią nas energetyczne, siwe zjawiska w zachwyt wprawiają przygarbione, jurne gesty szczeniacki gwizd szpakowatych znaczeń – poezji Pounda, ale i Siwczyka. Oto niejednego smarkacza starość wodzi za nos, z dala od przytułku, w którym chciano ją zamknąć, pod kluczem o nazwie „zbędne”.

I tak, solidnie pouczeni, zapraszamy do stałych rubryk. Kto szuka muzyki, niech ucho nadzieje na nóż w płycie. Specjalne maseczki proponujemy dla tych, którzy nie boją się zmarszczek. Drążąc odwieczne tematy, odkryjecie, że jeszcze zdarzają się wiersze. Oczywiście znów napsocą dwaj nieco posrebrzeni panowie w Co do joty, a statecznie i drapieżnie sekundować im będą recenzje. Jak ma w zwyczaju, wesoło pogrozi laską (A) tak na marginesie, więc tym bardziej w każdej zatęchłej żyle zagotuje się krew, gdy ciało wypełni słów gorączka pana Strączka. To nie koniec. Na krańcach sędziwego pola czekają dwa poetyckie kraje dla wszystkich ludzi. Książki: Tomasza Jamrozińskiego – Mężczyźni są z Warsa i debiutanta Grzegorza Jędrka – Badland.

Redakcja „Arterii”


Ponadto w numerze m.in. wywiady Przemysława Owczarka z Krzysztofem Siwczykiem oraz Leszkiem Engelkingiem, relacja Michała Rzepki z Różewicz Open Festiwal w Radomsku, eseje Macieja Meleckiego, Beaty Śniecikowskiej, Joli Jaśkiewicz, Anny Borowskiej  i Wojciecha Borkowskiego, esej graficzny Romana Bromboszcza, proza Marleny Prażmowskiej, Izabeli Kawczyńskiej, Sławomira Majewskiego, Magdaleny Skrzypczak, poezja Krzysztofa Siwczyka, Marcina Badury, Dariusza Dziurzyńskiego, Mateusza Andały, Izabeli Kawczyńskiej, Daniela Markiewicza, Hanny Dikty, Tomasza Pietrzaka, Barbary Baron, Barbary Wierzbickiej, Elżbiety Boryniec, Elżbiety Skałbani, Jolanty Jarmołowskiej oraz poetów nominowanych w XVIII OKP im. J. Bierezina i VI OKP im. T. Sułkowskiego. Przekłady Silvia Tomova (proza), Daniel Puia-Dumitrescu (poezja), esej krytyczny Tomasza Sawczuka, reportaż o Łowiczu autorstwa Dominika Antoniaka, rysunki Krzysztofa Schodowskiego, dramat Lecha Brywczyńskiego, a także blok recenzji.

Oprócz tego stałe rubryki: „Maseczki” Pauliny Ilskiej, „(A) tak na marginesie” Krzysztofa Kleszcza, „Co do joty” Jerzego Jarniewicza i Zdzisława Jaskuły, „Jeszcze zdarzają się wiersze” Roberta Rutkowskiego (wiersz Piotra Groblińskiego), „Nóż w płycie” Piotra Gajdy (a w nim recenzje płyt Bob Dylan „Tempest” i Kutabuk „Kutabuk”).

Do numeru dołączono także wspomniane dwa tomy poetyckie: Tomasza Jamrozińskiego – Mężczyźni są z Warsa i debiutanta Grzegorza Jędrka – Badland.

Zgodnie z dotychczasową tradycją, numer za jakiś czas będzie dostępny w wybranych salonach sieci „EMPIK” lub pod adresem mailowym arterie.spp@gmail.com.

sobota, 26 stycznia 2013

Wiersze w „44”



W nowym numerze Magazynu Apokaliptycznego „Czterdzieści i Cztery” (Nr 5/2012) ukazały się trzy moje nowe wiersze: „Historie powszechne”, „Charyzmaty” i „Żywoty”. Numer jest aktualnie dostępny w sprzedaży w sieci sklepów „EMPIK”. Zainteresowanych zapraszam do lektury. Pełna treść numeru do wglądu tutaj.




Historie powszechne

Mgła na kieszonkowych lusterkach upiększa
wizerunek niedoszłego szczęściarza, którego los
zależał od pozłotka zdrapki. Zdrapał logo i ujrzał

prawdę; dwa słonie i jeża niosącego na grzbiecie
figę, choć przez tyle lat dowierzał bukietowi
koncentratu, który nagle zgorzkniał mu w ustach

i zaczął smakować jak popioły z Auschwitz-Birkenau.
Czym teraz zagęści własny stan posiadania,
jak skupi rozproszone bryłki w wielką bryłę ludzką,

żeby posłać ją w przestrzeń? Poprzednie
były niepozorne jak przezroczyste szklane kulki
i brzmiały niczym gradobicie na korpusie

wszechświata, którego lustrzane części dokładnie
sobie obejrzał. Tak odkrył konstruktora systemu,
gdzie do gwiazd wzlatywało się przez komin.

czwartek, 24 stycznia 2013

Nowe wiersze w „Toposie”


W najnowszym numerze dwumiesięcznika literackiego „Topos” Nr 6 (127) 2012 ukazały się trzy moje nowe wiersze: „Dystans”, „Marszruta” oraz „Mikro”. Numer znajduje się aktualnie w sprzedaży i jest dostępny m.in. w sieci sklepów „EMPIK”. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

Mikro

Kiedyś nad te domy nadejdzie łagodny
zefirek, który wygna wieczną zimę
sidingów, przywróci lato słoneczników
wraz z salwami dzieciństwa i pękających

nasion. Co rozstrzelane w pamięci,
będzie sklejone jak odnalezione zdjęcie
człowieka z blizną, ojca i syna zawisłych
nad postrzępioną krawędzią,

spod której wystaje pożółkła nicość.
Ulica czternastu straconych, kiedy chcieć

ją przebyć, okazuje się długa jak chiński
mur a geodeta, który ją wytyczył, był
pająkiem i zakładał swoje gniazdo
w zegarze. Lecz gdzieś tu jest
znajoma dzielnica, brezent cyrku

i łańcuchowa karuzela na cyferblacie
miejskiego placu. I jest gdzieś ziarnistość
policzka, kłujący dotyk zamiast gorzkiego
smaku. Nić pleciona na sieci, w które
wpadł zero-jedynkowy cekin.

Atom.
Kosmos.

środa, 23 stycznia 2013

Spotkanie poświęcone Maciejowi Niemcowi


Instytut Mikołowski  zaprasza na spotkanie poświęcone Maciejowi Niemcowi (1953-2012) związane z promocją jego tomu wierszy pt. Stan nasycenia ( 2012, wyd. Zeszyty Literackie). W spotkaniu weźmie udział Marek Zagańczyk (redaktor Zeszytów Literackich). Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk. Spotkanie odbędzie się w pierwszą rocznicę śmierci poety 25. 01. 2013, godz. 18.00 w Instytucie Mikołowskim, ul. Jana Pawła II 8/ 5, Mikołów.

Maciej Melecki o tomie:


Stan krańcowego wzmożenia

Mijający, 2012 rok przyniósł bardzo dużo kapitalnych tomów wierszy. Są to tomy – wedle mojego rozpoznania – które na stałe mogą zająć bardzo poczesne miejsce w historii współczesnej poezji polskiej. Tak więc możemy być tylko szczęśliwi, że przyszło nam – czytelnikom, odbiorcom – obcować w jednym roku z tak sporą ilością tomów niezwykle intrygujących, eksplorujących oryginalnym językiem poetyckim treści bezpośrednio uwikłane w ścieśnione materie życia, ewokowanego na przecięciu jawy, snu i intelektualnej refleksji, dodajmy - refleksji fundowanej częstokroć na krytycznym, daleko posuniętym oglądzie dookolnej rzeczywistości. Podług takiego kąta interpretacyjnego wychylenia wskazałbym na takie tomy jak: Cezary Domarus, Zwrotki, Krzysztof Siwczyk, Gody, Jerzy Suchanek, Fe czy Barbara Klicka, samesame. Ale że są to autorzy albo mi poetycko bardzo bliscy albo publikujący w Instytucie Mikołowskim (Klicka, Suchanek), wybieram więc tom wydany w wydawnictwie, które estetycznie jest mi odległe, a który wywarł na mnie rzadko spotykane wrażenie, jeśli chodzi o radykalne, niekiedy wręcz ocierające się o krańcowość, ujęcie tak zwanego podmiotu lirycznego. Jest nim Stan nasycenia, Macieja Niemca – wydany przez Zeszyty Literackie


Ale zacznijmy, niestety, od końca. Otóż, kiedy Stan nasycenia się ukazał, a było to w październiku br., jego autor nie żył już od dziewięciu miesięcy, popełniając samobójstwo w styczniu. Prawdopodobnie, prace nad swoim ostatnim nominalnie tomem ukończył na jesieni zeszłego roku. Wcześniej, na przestrzeni ostatnich kilku lat, w miarę sukcesywnie Niemiec upubliczniał swoje nowe wiersze na łamach wspomnianego pisma, ale i też – jednorazowo - w Odrze i Arkadii. Śledziłem te publikacje bardzo starannie, albowiem przykuwała moją uwagę wielce frapująca inteligencja poetyckiego pisma. Wiersze te - różnorodne w swoim kroju, wielce sugestywne poprzez mieszaninę stosowanych w polu jednego tekstu języków, generujących zarazem bardzo mocne rejestry napięć, niestroniących od sutych dawek metafor, stłoczeń, ale także swobodnych, niekiedy określonych, a niekiedy nie, narracji, - zawierały bardzo wielorodną przestrzeń namysłu nad lokowaną prawie zawsze w jego centrum samotną jednostką. Archetyp to stary jak świat Homera. Ale jak w tych wierszach wyiskany! Jak nienachlanie, acz dobitnie przedstawiony! Jak eksplikowany podług niemałej puli zagadek i tajemniczych aluzji. W sumie była to garść wierszy – może około piętnastu. Pozostało mi czekać więc na tom. 


Stan nasycenia – już sam tytuł w ścisłym, biograficznym kontekście robi mocne wrażenie – ze zrozumiałych względów był przeze mnie odczytywany nie tyle inaczej, co owe wiersze ogłaszane za życia, a które w całości weszły w skład tomu, ale jeszcze bardziej gorzko, jeszcze mocniej dławiąco, ale i też – może to efekt złudzenia pośmiertnego – jeszcze bardziej wyraziście. Niemiec posiadł w tym tomie cechy takiego namysłu nad rolą czy położeniem – egzystencjalnym lub duchowym - człowieka na tym silnie sfałdowanym świecie, które dobitnie świadczą o dalekosiężnej przenikliwości względem nie tylko swojej, ale i też intersubiektywnej, samotności życia (też jako emigranta), co bardzo ściśle koresponduje w tych wierszach z poczuciem wszech obcości, dodajmy, poczuciem coraz energiczniej eksponowanym, które przybiera postać finalną w poemacie – nomem omen – Nic:

 4

Nic tobie, oprócz stylu, który włada i światłem, i brakiem światła;

Który ci pozwoli wypowiedzieć Nic – które niczego nie wie,

Niczego nie oczekuje, nie jest czymś innym; ani więcej niż wiara,

Ani mniej niż wiara, bo nic w nim z wiary. Nic, więcej niż nadzieja

I nic, mniej niż nadzieja. Nic, jak miłość, ale więcej i mniej niż ona;

Jedyne, co ciebie nigdy nie opuści, nie pozostawi ciebie samego

Pośród niewidzialnych wrogów i niewidomych przyjaciół, ani nigdzie – (…)


Niemiec uraczył nas wielorodnym, obfitym w liczne wnęki, załomy i wnyki poetyckich enuncjacji, tomem pisanym niekoniecznie w myśl gromkiej zapowiedzi (to z Wojaczka), albowiem poczucie skończoności wszystkiego, co składa się bezpośrednio lub pośrednio na życie, towarzyszyło mu bodaj od pierwszego tomu Cokolwiek, ponieważ. Odbieram Stan nasycenia jako najintensywniejszy przebieg poetyckiego dynama autora Ulicy Wód, osiągnięty mistrzowskimi – czyli takimi, które nie są łatwo podrabialne przez innych, a które są jedyne w swoim rodzaju – środkami lirycznej ekspresji, nierzadko przeszywającymi na wylot, częstokroć przyprawiającymi o skurcz serca, ujawniającymi ławice niepochwytnych obrazów, które zachodząc na siebie, prowadzą jednocześnie w kilka miejsc na raz. To właśnie tam możemy spodziewać się odpowiedzi na nurtujące nas podczas lektury zagadki, odpowiedzi nie mających wszak nic wspólnego z jakąś pojedynczą, jednoznaczną treścią; możemy również natknąć się na bezlik - niekiedy mocno skrytych - rozwiązań wysnuwanych z rozplecionych ścieżek języka, rozpoznań, zaznaczmy, które natychmiast zawiązują się w nowy supeł.


Maciej Niemiec na szczęście tym tomem nie pożegnał się z nami. W roku 2013 Instytut Mikołowski spełni bodaj ostatnią jego wolę – opublikuje jego pierwszy nominalnie, do tej pory nie wydany, tom wierszy zatytułowany – nomen omen – Sezon.


Maciej Niemiec, Stan nasycenia ( Zeszyty Literackie, str. 116. Warszawa, 2012)



Wspomnienie Krzysztofa Siwczyka:


KORESPONDENCJA PRZEDŚMIERTNA



 „Poeta Maciej Niemiec zmarł w Paryżu, w wieku 58 lat”. Kiedy przeczytałem w gazecie informację o śmierci kolegi, w jakimś, upiornym sensie, pomyślałem, że to faktycznie możliwe. Ta sucha notka prasowa była doskonałym odpowiednikiem tego, co myślałem o wieloletnim pobycie Maćka we Francji. Niewiele wiedziałem o powodach jego wyjazdu. To nie była emigracja, która miałaby etos polityczny, zarobkowy czy wewnętrzny. Maciek po prostu lubił kulturę francuską. Tak przynajmniej twierdził, kiedy nachalnie namawiałem go do powrotu. Autor Ulicy wód wyjechał na stałe w 1987 roku. Urodził się w 1953 roku w Warszawie, debiutował doskonałym tomem wierszy Cokolwiek, ponieważ w 1989 roku. Fatalny rok na poetycki debiut. Mało kto w Polsce przejmował się czymś poszczególnym, wszyscy chuchali na to, co wspólne. Jak widać po ostatnich wydarzeniach na ulicach stolicy – zupełnie niesłusznie Niemiec martwił się o Polskę. Maciek, przezornie i profetycznie, nie należał do ludzi, którzy dbają o to, co wspólne chociaż ojczyznę kochał i szanował. Był pojedynczy, w tym znaczeniu, jakie zrobiło oszałamiającą karierę parę lat po jego debiucie. Wtedy to formacja poetów skupionych wokół pisma „bruLion” twórczo rozwinęła pomysły poetyckiej „szkoły nowojorskiej” i, za sprawą tłumaczeń wierszy Franka O`Hary, nad Wisłą poeci zaczęli uprawiać „swoją pojedynczość”. Niemiec nie załapał się na medialny szum wokół „bruLionu” i nowej polskiej poezji, którą chyba najsilniej stygmatyzował naonczas Marcin Świetlicki. W 1994 roku Niemiec otrzymał Nagrodę Kościelskich za tom Kwiaty akacji i po chwili w wydawnictwie „a5” Krystyny i Ryszarda Krynickich ukazał się jego najdoskonalszy tom Ulica wód (1996). Był wierny jednym łamom: „Zeszytom Literackim”. Toczyliśmy szereg listownych potyczek o to pismo. Przekonywał mnie, że to jedyny, miarodajny periodyk literacki w kraju, ja mu mówiłem, że widocznie do tego Paryża nic więcej nie dochodzi. Nie dawał się przekonać. Pierwszy raz spotkaliśmy się w Katowicach, może dekadę temu, kiedy przyjechał razem z francuskim poetą Michelem Deguy, kompanem niejednej eskapady Edwarda Stachury. Jako, że raczej słabo reagowałem na efekt resentymentu i legendotwórstwo spod znaku „Stachuriad”, zdecydowanie lepiej zapamiętałem Niemca niż Francuza. Deguy był egomanem doskonałym, Maciek reprezentował szkołę narcystyczną. Był trudny w nie każdym względzie. I to było właśnie „jedyne”. Nie przywoził z Paryża nimbu poete maudit, bardziej informacje o pogodzie. Zresztą szereg wierszy poświęcił zjawiskom atmosferycznym. Po jego wyjeździe obiecaliśmy sobie rewizytę. Przez parę lat nic z tego nie wychodziło. Dokładnie półtora roku temu Maciej przyjechał ponownie. Odwiedził swoich bliskich, przyjaciół krakowskich, Adama Zagajewskiego i trasę skończył w Mikołowie. Dziwne było to spotkanie. Maciek czytał oszałamiająco dobre wiersze, ale był drażliwy, momentami, w zupełnie niezapośredniczony sposób, „kąsał” rozmówców, by po chwili ich wylewnie przepraszać. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Instytut Mikołowski na dniach miał opublikować jego tom wierszy Sezon, pisanych w stanie wojennym. Dwa, może trzy kolejne miesiące naszych kontaktów ograniczały się do tych przeklętych e-maili. Maciek raz był w lepszej, raz w gorszej formie. Jakoś bałem się z nim spotkać, kiedy odwiedziliśmy z żoną i poetą Marcinem Sendeckim Paryż. Nie wiem właściwie, czego się bałem. Podczas miłej nasiadówki w Ambasadzie, w towarzystwie Ludwika Flaszena, Piotra Błońskiego i francuskich tłumaczy literatury polskiej, zapytałem o Maćka. I rozmowa się nie skleiła. Maciek też nie przepadał za Paryżem, również tym polskim. A jego wiersze? Były zaprzeczeniem osoby autora. To wyjątkowo wieloaspektowe, dialogiczne, niuansowe zapisy drżenia świata na chwilę przed jakąś nieokreśloną katastrofą. To jedne z najmocniejszych wierszy, które zdarzyło mi się czytać przez ostatnie lata. Bliskie medytacji, czułe na zmysłowy konkret, nieobojętne wobec dużych systemów metafizycznych, ale traktowanych bez ortodoksji. Pod każdym względem trudne i wymagające. Szczególnie niewdzięczne do medialnej utylizacji. I dlatego, w styczniu tego roku, kiedy otworzyłem gazetę na feralnej stronie, pomyślałem, że śmierć autora jednak jest możliwa, chociaż jego wiersze powinny spokojnie przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Powinny wyjść jak najszybciej na światło dzienne. Czasem tracimy zupełnie głowę wobec śmierci. Zupełnie bezmyślnie, jeszcze z gazetą w ręku, zadzwoniłem do Adama Wodnickiego, wieloletniego profesora krakowskiej ASP, wybitnego tłumacza poezji francuskiej, skoligaconego rodzinnie z Maćkiem. Nie wiedząc, co powiedzieć, powiedziałem, że Maciek nie żyje. Profesor powiedział, że to niemożliwe. Teraz, kiedy nakładem „Zeszytów Literackich” ukazał się pośmiertny tom Maćka Stan nasycenia, wyświetlił mi się list, który przysłał mi może w grudniu roku 2011. Jedno zdanie korespondencji pozwalam sobie tu przepisać, gdyż chyba najdoskonalej definiuje jego wiersze – te dziwne podróże na granicach światów widzialnych, niewidzialnych, a z pewnością niedocieczonych. Jednocześnie mam nadzieję, że nie łamię świętego prawa do prywatności i tajności korespondencji, gdyż zdanie to chyba było przeznaczone nie tylko dla mnie. „Problem w tym, że ja wkrótce będę trochę podróżował, ale nie za ten ocean, mogę być mniej skuteczny tutaj.” To zdanie dobrze brzmi w listopadzie, niekoniecznie w okolicach „zaduszek”, gdyż, jak pisał Marcin Świetlicki: „Listopad, niemal koniec świata”.



z tomu: Krzysztof Siwczyk, Kinkiety w piekle (Instytut Mikołowski, 2012)



* na fotografii Maciej Niemiec w Instytucie Mikołowskim – autor zdjęcia A. Sitko.