piątek, 2 sierpnia 2024

Korespondencja (58)

Do „Hostelu” z Biblioteki Śląskiej dotarła książka Joanny Lech zatytułowana Nocne i niecne. Od razu przypomniał mi się opublikowany przed laty na portalu „Nieszuflada” tekst Rafała Wawrzyńczyka, w którym poezję Joanny Lech krytyk nazwał „somatyczną”. Nie byłoby w tym określeniu niczego szczególnego, gdyby nie zostało użyte w znaczeniu pejoratywnym. A przecież nie można od tego pojęcia uciec, i to nie tylko w przypadku autorki Zapaści. Somatyczne wnętrze to tego rodzaju fenomen, z którego bezpośrednio wynika metafizyka wiersza, która bezspornie podległa jest życiu i śmierci. Nasze ciała są somatycznie konsekwentne, obumierają, a wraz z nimi umierają nasze światy. Dość, że w Nocnych i niecnych nadal mamy do czynienia z metarefleksją poetycką, a ściślej z określonym stanem skupienia, któremu towarzyszy wyraziste obrazowanie. Poezja Lech to multimedialny kokon; słowo, obraz, dźwięk, terytoria. Ta ostatnia kategoria to soma-korzeń, z którego wyrastają liczne odnogi wgryzające się w podglebie rzeczywistości zbudowanej głównie z przeszłości i teraźniejszości. Temu wrastaniu towarzyszy „ścieżka dźwiękowa” (druga kategoria), na którą składają się smutne piosenki o życiu, które „patronują” zawartym w tomie wierszom. Joanna Lech - podobnie jak Marta Podgórnik, autorka jednego z blurbów do książki - jest poetką miłości, nie wojny (choć jest na nią gotowa). To znaczący wyróżnik. W tym kontekście somatyczność u Lech stanowi łącznik pomiędzy ciałem a tożsamością. Soma dla Joanny Lech, tak samo jak w najsłynniejszej powieści Huxleya, „Nowym wspaniałym świecie” jest „emulsją”, specyfikiem, który zapewnia iluzję, ale tym razem jest to iluzja zdolności przepracowania utraconej miłości, czy w szerszym znaczeniu – zdolności rozłożenia na czynniki pierwsze toposu miłości.

W Nocnych i niecnych poetka własną cielesność ujmuje w ramy materialne i dyskursywne (materii i słowa). To werbalne utensylia niezbędne do zachowania uczuciowej intymności („nocnej”) oraz do zrównoważenia koniecznego dla powstania książki ekshibicjonizmu („niecnego”). Dookolna rzeczywistość, „cielesne” odczuwanie świata przyjmuje tutaj skonkretyzowaną postać: „dygotania w słońcu”, „szmeru tłumu”, „skrzenia”, „ciszy wibrującej w krtani”, „gorzkiego szeleszczenia wezbranej rzeki”. A wszystko to w ramie chłodu, poczucia zimna, które wzmagają: „mgła mleczna jak psalm i puch znad wrzosowisk”, „śnieg, który o świcie skrzypi i stęka w podeszwach”, „wytapiające się z mgły szare ściany domów”, „chrzęszczące przekleństwa”. U Lech tylko miłość jest ogniem, sensem, życiem.

„Gdybyś kochał, hej! (…). Gdybyś kochał, jak nie kochasz”, posiłkując się cytatem pochodzącym z dawnego przeboju grupy Breakout, poetka zwraca się bezpośrednio do tego, któremu w znacznej mierze poświęcone są wiersze: z Nocnych i niecnych:

„ (…) to bym nie stała w nocy

w tej ulewie, jak jakaś głupia,

pod sklepem, nie czekałabym

na nic, to bym se poszła do domu,

zjadła coś, wyspałabym się wreszcie

i buty by mi nie zmokły

 

chociaż raz, ty chuju”.

Odnajduję w tym wulgarnym epitecie odnoszącym się do osobnika heteroseksualnego płci męskiej, mimo wszystko jakąś ogromną czułość. I  jest mi po lekturze Nocnych i niecnych jednocześnie gorzko i ciepło.

Joanna Lech, Nocne i niecne. Biblioteka Śląska, Katowice 2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz