wtorek, 6 sierpnia 2013

Życie wewnętrzne (8)



„Czyż poeci nie tworzą dla poetów? Czy nie szukają oni jedynie wyznawców, to jest ludzi takich, jak oni sami? Czyż te wiersze nie są li tylko wytworem pewnej, ciasnej, grupy? Czy nie są one hermetyczne? Oczywiście, nie zarzucam im tego że są „trudni” – nie domagam się aby pisali „w sposób dla wszystkich zrozumiały” ani aby zstąpili pod strzechy. Równałoby się to żądaniu, aby dobrowolnie zrezygnowali z najistotniejszych wartości, jak świadomość, rozum, większa wrażliwość i głębsza wiedza o życiu i świecie, po to aby zniżyć się do przeciętnego poziomu – o, nie, nigdy nie zgodzi się na to żadna sztuka, która się szanuje! Ten, kto jest rozumny, subtelny, wzniosły i głęboki musi przemawiać rozumnie i subtelnie i głęboko, a kto jest wyrafinowany musi przemawiać w sposób wyrafinowany – gdyż wyższość istnieje i istnieje ona nie po to ażeby się zniżać. Nie jest więc złe, że współczesne wiersze nie są byle komu dostępne, ale złe jest, że są zrodzone z jednostronnego, ciasnego obcowania identycznych światów, identycznych ludzi (…). Czyż wiersz poety może się ostać, jeśli wpadnie w ręce nie przyjaciela-poety, ale wroga, ale nie-poety? Jak wszelka inna wypowiedź, wiersz tak powinien być poczęty i urzeczywistniony, aby nie przyniósł hańby swemu twórcy nawet wówczas, gdyby nikomu nie miał się podobać. Więcej nawet, trzeba aby wiersze nie hańbiły twórcy także w tym wypadku, jeśli jemu samemu – twórcy – się nie podobają. Albowiem żaden poeta nie jest wyłącznie poetą i w każdym poecie żyje nie-poeta, który nie śpiewa i nie lubi śpiewu… a człowiek jest czymś obszerniejszym niż poeta. Ale styl zrodzony wśród wyznawców tej samej religii umiera w zetknięciu z tłumem niewiernych; niezdolny do prawdziwego życia; to styl ciasny (…). Ta bezsilność wobec rzeczywistości cechuje w sposób miażdżący styl i postawę poetów. Lecz człowiek, który ucieka przed rzeczywistością, nie znajduje w niczym oparcia… staje się igraszką żywiołów. Z chwilą, gdy poeci stracili z oczu konkretną istotę ludzką, a wzrok utkwili w abstrakcyjnej Poezji, już nic nie mogło powstrzymać ich na równi pochyłej, wiodącej w przepaść absurdu. Wszystko zaczęło im rosnąć samo przez się. Metafora, pozbawiona wszelkiego wędzidła, wzięła na kieł, rozszalała się do tego stopnia, ze dziś już nic w wierszach nie ma, prócz metafor. Język stał się rytualny – te „róże”, te „zmierzchy”, „tęsknoty” lub „bóle”, które ongiś miały jakąś świeżość, stały się wskutek nadużycia pustym dźwiękiem – a odnosi się to również i do bardziej nowoczesnych „semafor” i „spirali”. Zwężeniu języka towarzyszy zwężenie stylu, które doprowadziło do tego, że dziś wiersze to nie więcej niż kilkanaście uświęconych „przeżyć” podanych w natrętnych kombinacjach skąpego słownika (…). Jeżeli, porzucając utwory, zajmiemy się osobami poetów i światkiem, jaki osoby te tworzą wraz ze swymi wyznawcami i akolitami, to jeszcze bardziej stanie się nam ciasno i duszno. Poeci nie tylko piszą dla poetów, lecz także wychwalają się wzajemnie i wzajemnie oddają sobie cześć. Świat ten, lub raczej światek, niewiele różni się od innych światków hermetycznych i wyspecjalizowanych: szachiści uważają szachy za szczyt twórczości ludzkiej, mają swoje hierarchie, mówią o Capablance z równym nabożeństwem jak poeci o Malarmè i jeden drugiego utwierdza w poczuciu własnej doniosłości. Ale szachiści nie mają pretensji do tak uniwersalnej roli i to, co można wybaczyć od biedy szachistom, u poetów staje się nie do wybaczenia. W następstwie takiego odosobnienia wszystko tu puchnie i nawet mierni poeci rozdymają się w sposób apokaliptyczny, a błahe problemy nabierają oszałamiającej wagi (…). Inny nie mniej kompromitujący fakt, to ilość poetów. Do wzmiankowanych powyżej nadmiarów dochodzi jeszcze nadmiar wieszczów. Te ultra-demokratyczne cyfry rozsadzają od wewnątrz arystokratyczną i dumną twierdzę poetycką – i rzeczywiście dość zabawne jest, gdy się ich widzi wszystkich razem na jakimś kongresie: cóż za tłum istot wyjątkowych! Ale czyż sztuka święcąca się w próżni nie jest idealnym trenerem dla tych właśnie, którzy są niczym, których pusta osobowość z zachwytem wyżywa się w tych formach uszczuplonych? A już prawdziwie są śmieszne te krytyki, te artykuliki, aforyzmy, esayje, które ukazują się w prasie na temat poezji. Oto przelewanie z pustego w próżne – ale zarazem jest to przelewanie bombastyczne i już tak naiwne, tak dziecinne, że wierzyć się nie chce aby ludzie parający się piórem nie wyczuwali całej śmieszności tej publicystyki. Dotąd nie zrozumieli ci styliści, że o poezji nie wolno pisać w tonie poetycznym i ich gazetki pękają od takich poetyzujących elukubracji. Wielka też jest śmieszność, towarzysząca recitalom, konkursom oraz manifestom, ale chyba nie warto już nad tym się rozwodzić (…)”.

Witold Gombrowicz, Przeciw poetom. Dziennik 1953-1956, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1986.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz