niedziela, 28 lipca 2013

Recenzja „Demoludów” w „Migotaniach”


W najnowszym numerze Gazety Literackiej „Migotania” (Nr 2 (39) 2013) ukazała się recenzja Demoludów (numer w wersji papierowej jest już dostępny w Empikach). Jej autorem jest Grzegorz Kociuba, a cały numer czasopisma można także ściągnąć w formie PDF-a ze strony „Migotań” pod tym adresem (recenzja zatytułowana „Hałaśliwy majak zdarzeń” znajduje się na str. 46). Poniżej prezentuję jej treść, której lekturę polecam wszystkim zainteresowanym.

             Hałaśliwy majak zdarzeń
nie jestem po żadnej ze stron waszej
planetoidy.
                      Piotr Gajda

  Piotr Gajda (ur. 1966 r.) bardzo konsekwentnie realizuje swój poetycki projekt. Po tomach Hostel  (2008) oraz Zwłoka (2010), oba wydane w bibliotece kwartalnika „Arterie”, opublikował trzecią książkę poetycką zatytułowaną Demoludy[1]. Najnowszy tom Gajdy kontynuuje poetykę, jaką wypracował autor we wcześniejszych książkach, ale też przynosi jakości nowe. Jakie? Przede wszystkim wyjątkową szybkość oraz kondensację obrazów i znaczeń, które sprawiają, że świat przedstawiony tej poezji stawia nie lada wyzwania dyskursywnej deskrypcji. Po wtóre, gwałtowne zmiany „planów akcji”, powodujące, że uwaga czytelnika angażowana jest na wiele sposobów; musi on wędrować w różne strony jednocześnie, aby nadążyć za ruchem obrazów i znaczeń. Po trzecie, wiersze Gajdy ukazują współczesny świat jako obszar „erozji”, „durny talk show”, przestrzeń wytrawioną z istotności, w której nijakie godziny następują jedna po drugiej, a przyszłość jest mglista i niepewna. W tym ostatnim aspekcie perspektywa podmiotowa ustępuje często miejsca bohaterowi zbiorowemu, jakiemuś, najczęściej niewyraźnemu, „my”, którym jesteś(my).
  Ma słuszność Maciej Melecki, redaktor tomu i autor noty na czwartej stronie okładki, gdy pisze o sposobach konstruowania obrazu w Demoludach
  W technice takich właśnie zestawień jest sporo z kolażowego montażu, albowiem dużo tu porwanych wątków, zaskakujących ujęć, gibkich cięć i sugestywnych przetasowań. Wiersze te eksplorują częstokroć obszary dość minorowe w swej postaci, gdzie trudno znaleźć najlichsze nawet pocieszenie, ale dzięki asocjacyjnym ciągom, językowym skrętom i zwarciom, zawsze towarzyszy im, uzyskany w efekcie, realistyczny obrys – przeszywający aż do szpiku poetyckiego kośćca.         
 Kolażowość, asocjacyjność, fragmentaryzm, ale także jukstapozycja, symultanizm, ale również katachretyczna metaforyka, rozgrywająca się na krawędziach, granicach semantycznej wytrzymałości obrazów i sensów, służą w tej poezji kilku celom. 
  Po pierwsze, stanowią wcale przekonujący analogon świata jako chaosu, w którym wszystko ze wszystkim jakoś się miesza, zderza, ale niewiele z tego wynika, gdyż komunikacja jest naskórkowa, zdawkowa i nie służy budowaniu trwałych relacji. Autor Hostelu pokazuje nasz świat jako „płynną rzeczywistość”, jałowy dryf, a zarazem rodzaj „nowoczesności schizofrenicznej”(Przemysław Dakowicz ), w której nasza świadomość jest nieustannie rozpraszana; nie potrafi się skupić, skoncentrować, wyciszyć, gdyż do tego stopnia uzależniła się od zewnętrzności, świata w jego doraźnym „dzianiu się”, że utraciła kontakt z własną duchowością. Ten świat nie daje oparcia, bowiem angażuje w siebie tylko po to, aby nas wycisnąć, skonsumować, przepuścić przez niwelującą maszynerię. 
  Po wtóre, są tworzeniem języka podmiotowego, który próbuje wymykać się językowi zużytemu, spetryfikowanemu, językowi, który po wielokroć replikowany i trywializowany utracił nie tylko znamiona indywidualności, ale także poznawczą i artykulacyjną rangę. Gajda zdaje się stawiać sprawę na ostrzu noża; albo język idiomatyczny, albo retoryka. W tym drugim przypadku język wiersza zostaje de facto wchłonięty przez homogeniczne dyskursy i zatraca własną sygnaturę. Nic więc dziwnego, że autor Demoludów wkłada wiele wysiłku, aby profilować język swych wierszy maksymalnie podmiotowo, nadając mu nie tylko cechy indywidualności, ale także nieobliczalności, jednorazowości, artykulacyjnej momentalności. Tu nic nie powinno zdarzyć się dwa razy, gdyż każda repetycja osłabia siłę obrazów i znaczeń, przemieszcza nieuchronnie to, co indywidualne w sferę tego, co kolektywne, co istnieje jako poznawczy stereotyp, banał, językowa klisza. 
Po trzecie, demaskowanie socjosfery jako obszaru rozmaitych przekłamań, wykluczeń, medialnego kneblowania tego, co kwestionuje uroszczenia i narracje politycznego, medialnego, kulturalnego mainstreamu. Otóż język własny, osobniczy, silnie zindywidualizowany nieźle się do tego nadaje, gdyż potrafi wychwycić fałsze i mielizny tego rodzaju opowieści ( „Porowaty szum mowy ukryty za uszkodzonym/przekaźnikiem”). Pozwala, do pewnego stopnia, wyjść poza „klatkę” zbiorowych iluzji, oszustw, ułatwionych diagnoz i równie prymitywnych remediów. 
  W Demoludach, tytuł znaczący i zobowiązujący, przygląda się poeta cynizmowi tzw. elit, ale także pokraczności naszego codziennego życia z jego kompromisami, agresją, zawiścią, pazernością, obojętnością. Bohater Gajdy nie kryje swego rozczarowania  III RP:

                               (…) aroganccy pretorianie
                 zielonej wyspy wyrzekną się harfy traw, gotowi

                 w przerębli łowić ryby, chociaż te psuły się od głowy
                 już jako cielisty narybek.
                                              Charyzmaty

 ale też ma jasną świadomość ideowej erozji Europy:

                                Berliner Mauer dziś znaczy tylko tyle, że musisz
                gonić królika. Że powinieneś wierzyć  w każdy
                piksel telewizji śniadaniowej, ponieważ
                w brzuchach architektów rozszerza się próżnia.
                                              Mauerhase

               
  Nic więc dziwnego, że dystansuje się zarówno wobec „postępowców” i „narodowców”, wyznawców eurolandu i czcicieli polskości. Ich zacietrzewienie przypomina Gombrowiczowski pojedynek na miny, w którym adwersarze nie pamiętają już swych twarzy, bowiem zastąpili je maskami,  skrojonymi wedle doraźnych interesów i politycznych sztandarów. 
  Tytuł tomiku Piotra Gajdy znaczy przynajmniej potrójnie. Wskazuje na PRL-owską spuściznę, która ciągle tkwi już to w każdym nas, już to w instytucjach państwowych i sferach życia społecznego. Po drugie, demaskuje państwo i społeczeństwo demokratyczno-liberalne jako obszar rzekomej wolności, a faktycznie, przestrzeń jednowymiarową, którą dzisiejsi włodarze: ekonomii, polityki, mediów formatują  podług swych doraźnych interesów. Wreszcie, człon demo można odczytywać jako rzeczywistość w wersji demonstracyjnej, skróconej, prowizorycznej. Bo też autor Zwłoki zapisuje w swym najnowszym tomie egzystencjalne, zbiorowe, instytucjonalne prowizorium, które usiłuje przedstawiać siebie jako rzeczywistość solidną i trwałą. Ta prowizorka nie tylko nuży, ale także przeraża, gdyż nie daje trwałego oparcia ani widoków na przyszłość. 
  Wiersze z Demoludów są zarazem gorączkowe i chłodne, oryginalne zaskakującymi asocjacjami obrazów, znaczeń, tonacji, a przy tym bezbłędnie trafiające w najczulsze punktu naszych doświadczeń, lęków, przeczuć. Pilnują odmienności własnego świata, a zarazem są otwarte na to, co dotyka i obchodzi nas wszystkich. Nie można ich otworzyć byle wytrychem, ale gdy znajdzie się do nich własny klucz, odsłaniają przed czytelnikiem imaginacyjne, myślowe, znaczeniowe, językowe bogactwo. 
  To wiersze żywiołowe, energetyczne, innowacyjne, a zarazem demaskatorskie i wiwisekcyjne, gdy idzie o przyglądanie się naszym egzystencjalnym, narodowym, kulturowym realiom. Nie ulega wątpliwości, przynajmniej dla mnie, że twórczość autora Demoludów  trzeba lokować w czubie naszego poetyckiego peletonu.


                                                                                                                             Grzegorz  Kociuba

Grzegorz Kociuba - ur. 1963 w Tarnowcu; poeta, krytyk literacki, pedagog. W latach 1991-1998 był redaktorem kwartalnika literackiego „Fraza”, a w latach 1998-2011 członkiem redakcji „Nowej Okolicy Poetów”. Jako krytyk współpracuje m.in. z „Twórczością” i „Toposem”. Wydał pięć zbiorów poezji (ostatnio: Stonka i inne wiersze (2011), tom prozatorski Ktoś (2003) oraz książkę krytycznoliteracką Twarze rozbitka. Poezja i eseistyka Krzysztofa Karaska (2013). Jego wiersze były tłumaczone na angielski, czeski, serbski, ukraiński i włoski. Mieszka w Tarnobrzegu.


[1] Piotr Gajda, Demoludy, Instytut Mikołowski, Mikołów 2013, ss. 40.

3 komentarze:

  1. To ciekawe, na pewno przeczytam.anna.m,

    OdpowiedzUsuń
  2. od przedmiotu do podmiotu, naturalna droga poety jednakże inny powód "zmusił" Gajdę do tego przejścia. Tak jak rdzewiejący most (przedmiot) takiej samej erozji podlega podmiotowość nowego czasu, czy poeta wyraża bunt, sprzeciw, raczej uzmysławia czytelnikowi jego udział w tym procesie, świadomy lub nie, ale jednak. recenzja zachęca do lektury, nie czytałem Demoludów, ale sięgnę po książkę.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń