W najnowszym
numerze Gazety Literackiej „Migotania” (Nr 2 (39) 2013) ukazała się recenzja Demoludów (numer w wersji papierowej jest już dostępny w Empikach). Jej autorem jest Grzegorz
Kociuba, a cały numer czasopisma można także ściągnąć w formie PDF-a ze strony „Migotań”
pod tym adresem (recenzja zatytułowana „Hałaśliwy majak zdarzeń” znajduje się
na str. 46). Poniżej prezentuję jej treść, której lekturę polecam wszystkim zainteresowanym.
Hałaśliwy majak zdarzeń
nie
jestem po żadnej ze stron waszej
planetoidy.
Piotr
Gajda
Piotr Gajda (ur. 1966 r.) bardzo
konsekwentnie realizuje swój poetycki projekt. Po tomach Hostel (2008) oraz Zwłoka (2010), oba wydane w bibliotece
kwartalnika „Arterie”, opublikował trzecią książkę poetycką zatytułowaną Demoludy[1].
Najnowszy tom Gajdy kontynuuje poetykę, jaką wypracował autor we wcześniejszych
książkach, ale też przynosi jakości nowe. Jakie? Przede wszystkim wyjątkową
szybkość oraz kondensację obrazów i znaczeń, które sprawiają, że świat
przedstawiony tej poezji stawia nie lada wyzwania dyskursywnej deskrypcji. Po
wtóre, gwałtowne zmiany „planów akcji”, powodujące, że uwaga czytelnika angażowana
jest na wiele sposobów; musi on wędrować w różne strony jednocześnie, aby
nadążyć za ruchem obrazów i znaczeń. Po trzecie, wiersze Gajdy ukazują współczesny
świat jako obszar „erozji”, „durny talk show”, przestrzeń wytrawioną z istotności,
w której nijakie godziny następują jedna po drugiej, a przyszłość jest mglista
i niepewna. W tym ostatnim aspekcie perspektywa podmiotowa ustępuje często
miejsca bohaterowi zbiorowemu, jakiemuś, najczęściej niewyraźnemu, „my”, którym
jesteś(my).
Ma słuszność Maciej Melecki,
redaktor tomu i autor noty na czwartej stronie okładki, gdy pisze o sposobach
konstruowania obrazu w Demoludach:
W technice takich
właśnie zestawień jest sporo z kolażowego montażu, albowiem dużo tu porwanych wątków,
zaskakujących ujęć, gibkich cięć i sugestywnych przetasowań. Wiersze te eksplorują
częstokroć obszary dość minorowe w swej postaci, gdzie trudno znaleźć
najlichsze nawet
pocieszenie, ale dzięki asocjacyjnym ciągom, językowym skrętom i zwarciom,
zawsze towarzyszy im,
uzyskany w efekcie, realistyczny obrys – przeszywający aż do szpiku poetyckiego
kośćca.
Kolażowość, asocjacyjność,
fragmentaryzm, ale także jukstapozycja, symultanizm, ale również katachretyczna
metaforyka, rozgrywająca się na krawędziach, granicach semantycznej
wytrzymałości obrazów i sensów, służą w tej poezji kilku celom.
Po pierwsze, stanowią wcale
przekonujący analogon świata jako chaosu, w którym wszystko ze wszystkim jakoś
się miesza, zderza, ale niewiele z tego wynika, gdyż komunikacja jest
naskórkowa, zdawkowa i nie służy budowaniu trwałych relacji. Autor Hostelu pokazuje nasz świat jako „płynną
rzeczywistość”, jałowy dryf, a zarazem rodzaj „nowoczesności
schizofrenicznej”(Przemysław Dakowicz ), w której nasza świadomość jest nieustannie
rozpraszana; nie potrafi się skupić, skoncentrować, wyciszyć, gdyż do tego
stopnia uzależniła się od zewnętrzności, świata w jego doraźnym „dzianiu się”, że
utraciła kontakt z własną duchowością. Ten świat nie daje oparcia, bowiem
angażuje w siebie tylko po to, aby nas wycisnąć, skonsumować, przepuścić przez niwelującą
maszynerię.
Po wtóre, są tworzeniem języka
podmiotowego, który próbuje wymykać się językowi zużytemu, spetryfikowanemu,
językowi, który po wielokroć replikowany i trywializowany utracił nie tylko
znamiona indywidualności, ale także poznawczą i artykulacyjną rangę. Gajda
zdaje się stawiać sprawę na ostrzu noża; albo język idiomatyczny, albo retoryka.
W tym drugim przypadku język wiersza zostaje de facto wchłonięty przez
homogeniczne dyskursy i zatraca własną sygnaturę. Nic więc dziwnego, że autor Demoludów wkłada wiele wysiłku, aby profilować
język swych wierszy maksymalnie podmiotowo, nadając mu nie tylko cechy
indywidualności, ale także nieobliczalności, jednorazowości, artykulacyjnej
momentalności. Tu nic nie powinno zdarzyć się dwa razy, gdyż każda repetycja
osłabia siłę obrazów i znaczeń, przemieszcza nieuchronnie to, co indywidualne w
sferę tego, co kolektywne, co istnieje jako poznawczy stereotyp, banał,
językowa klisza.
Po trzecie, demaskowanie socjosfery jako
obszaru rozmaitych przekłamań, wykluczeń, medialnego kneblowania tego, co kwestionuje
uroszczenia i narracje politycznego, medialnego, kulturalnego mainstreamu. Otóż
język własny, osobniczy, silnie zindywidualizowany nieźle się do tego nadaje,
gdyż potrafi wychwycić fałsze i mielizny tego rodzaju opowieści ( „Porowaty
szum mowy ukryty za uszkodzonym/przekaźnikiem”). Pozwala, do pewnego stopnia,
wyjść poza „klatkę” zbiorowych iluzji, oszustw, ułatwionych diagnoz i równie
prymitywnych remediów.
W Demoludach, tytuł znaczący i zobowiązujący, przygląda się poeta cynizmowi
tzw. elit, ale także pokraczności naszego codziennego życia z jego
kompromisami, agresją, zawiścią, pazernością, obojętnością. Bohater Gajdy nie
kryje swego rozczarowania III RP:
(…) aroganccy
pretorianie
zielonej wyspy
wyrzekną się harfy traw, gotowi
w przerębli łowić
ryby, chociaż te psuły się od głowy
już jako cielisty
narybek.
Charyzmaty
ale też ma jasną świadomość ideowej erozji
Europy:
Berliner Mauer dziś znaczy tylko tyle,
że musisz
gonić królika. Że
powinieneś wierzyć w każdy
piksel telewizji
śniadaniowej, ponieważ
w brzuchach
architektów rozszerza się próżnia.
Mauerhase
Nic więc dziwnego, że dystansuje
się zarówno wobec „postępowców” i „narodowców”, wyznawców eurolandu i czcicieli
polskości. Ich zacietrzewienie przypomina Gombrowiczowski pojedynek na miny, w
którym adwersarze nie pamiętają już swych twarzy, bowiem zastąpili je maskami, skrojonymi wedle doraźnych interesów i
politycznych sztandarów.
Tytuł tomiku Piotra Gajdy znaczy
przynajmniej potrójnie. Wskazuje na PRL-owską spuściznę, która ciągle tkwi już
to w każdym nas, już to w instytucjach państwowych i sferach życia społecznego.
Po drugie, demaskuje państwo i społeczeństwo demokratyczno-liberalne jako obszar
rzekomej wolności, a faktycznie, przestrzeń jednowymiarową, którą dzisiejsi
włodarze: ekonomii, polityki, mediów formatują
podług swych doraźnych interesów. Wreszcie, człon demo można odczytywać
jako rzeczywistość w wersji demonstracyjnej, skróconej, prowizorycznej. Bo też
autor Zwłoki zapisuje w swym
najnowszym tomie egzystencjalne, zbiorowe, instytucjonalne prowizorium, które
usiłuje przedstawiać siebie jako rzeczywistość solidną i trwałą. Ta prowizorka
nie tylko nuży, ale także przeraża, gdyż nie daje trwałego oparcia ani widoków
na przyszłość.
Wiersze z Demoludów są zarazem gorączkowe i chłodne, oryginalne zaskakującymi
asocjacjami obrazów, znaczeń, tonacji, a przy tym bezbłędnie trafiające w najczulsze
punktu naszych doświadczeń, lęków, przeczuć. Pilnują odmienności własnego
świata, a zarazem są otwarte na to, co dotyka i obchodzi nas wszystkich. Nie
można ich otworzyć byle wytrychem, ale gdy znajdzie się do nich własny klucz, odsłaniają
przed czytelnikiem imaginacyjne, myślowe, znaczeniowe, językowe bogactwo.
To wiersze żywiołowe, energetyczne,
innowacyjne, a zarazem demaskatorskie i wiwisekcyjne, gdy idzie o przyglądanie
się naszym egzystencjalnym, narodowym, kulturowym realiom. Nie ulega
wątpliwości, przynajmniej dla mnie, że twórczość autora Demoludów trzeba lokować w
czubie naszego poetyckiego peletonu.
Grzegorz Kociuba
Grzegorz
Kociuba - ur. 1963 w Tarnowcu; poeta, krytyk literacki,
pedagog. W latach 1991-1998 był redaktorem kwartalnika literackiego „Fraza”, a
w latach 1998-2011 członkiem redakcji „Nowej Okolicy Poetów”. Jako krytyk
współpracuje m.in. z „Twórczością” i „Toposem”. Wydał pięć zbiorów poezji
(ostatnio: Stonka i inne wiersze (2011), tom prozatorski Ktoś
(2003) oraz książkę krytycznoliteracką Twarze rozbitka. Poezja i eseistyka
Krzysztofa Karaska (2013). Jego wiersze były tłumaczone na angielski, czeski,
serbski, ukraiński i włoski. Mieszka w Tarnobrzegu.
[1]
Piotr Gajda, Demoludy, Instytut
Mikołowski, Mikołów 2013, ss. 40.
To ciekawe, na pewno przeczytam.anna.m,
OdpowiedzUsuńa to pięknie dziękuję. pozdrawiam!
Usuńod przedmiotu do podmiotu, naturalna droga poety jednakże inny powód "zmusił" Gajdę do tego przejścia. Tak jak rdzewiejący most (przedmiot) takiej samej erozji podlega podmiotowość nowego czasu, czy poeta wyraża bunt, sprzeciw, raczej uzmysławia czytelnikowi jego udział w tym procesie, świadomy lub nie, ale jednak. recenzja zachęca do lektury, nie czytałem Demoludów, ale sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńJBZ