Do „Hostelu” z Biblioteki
Śląskiej dotarła książka Joanny Lech zatytułowana Nocne i niecne. Od
razu przypomniał mi się opublikowany przed laty na portalu „Nieszuflada” tekst
Rafała Wawrzyńczyka, w którym poezję Joanny Lech krytyk nazwał „somatyczną”.
Nie byłoby w tym określeniu niczego szczególnego, gdyby nie zostało użyte w
znaczeniu pejoratywnym. A przecież nie można od tego pojęcia uciec, i to nie
tylko w przypadku autorki Zapaści. Somatyczne wnętrze to tego rodzaju
fenomen, z którego bezpośrednio wynika metafizyka wiersza, która bezspornie
podległa jest życiu i śmierci. Nasze ciała są somatycznie konsekwentne,
obumierają, a wraz z nimi umierają nasze światy. Dość,
że w Nocnych i niecnych nadal mamy do czynienia z metarefleksją
poetycką, a ściślej z określonym stanem skupienia, któremu towarzyszy wyraziste
obrazowanie. Poezja Lech to multimedialny kokon; słowo, obraz, dźwięk,
terytoria. Ta ostatnia kategoria to soma-korzeń, z którego wyrastają liczne
odnogi wgryzające się w podglebie rzeczywistości zbudowanej głównie z
przeszłości i teraźniejszości. Temu wrastaniu towarzyszy „ścieżka dźwiękowa”
(druga kategoria), na którą składają się smutne piosenki o życiu, które
„patronują” zawartym w tomie wierszom. Joanna Lech - podobnie jak Marta
Podgórnik, autorka jednego z blurbów do książki - jest poetką miłości, nie wojny
(choć jest na nią gotowa). To znaczący wyróżnik. W tym kontekście somatyczność
u Lech stanowi łącznik pomiędzy ciałem a tożsamością. Soma dla Joanny Lech, tak samo jak w najsłynniejszej powieści Huxleya, „Nowym wspaniałym świecie”
jest „emulsją”, specyfikiem, który zapewnia iluzję, ale tym razem jest to
iluzja zdolności przepracowania utraconej miłości, czy w szerszym znaczeniu –
zdolności rozłożenia na czynniki pierwsze toposu miłości.
W Nocnych i niecnych poetka własną cielesność ujmuje w ramy materialne i dyskursywne
(materii i słowa). To werbalne utensylia niezbędne do zachowania uczuciowej
intymności („nocnej”) oraz do zrównoważenia koniecznego dla powstania książki
ekshibicjonizmu („niecnego”). Dookolna rzeczywistość, „cielesne” odczuwanie
świata przyjmuje tutaj skonkretyzowaną postać: „dygotania w słońcu”, „szmeru
tłumu”, „skrzenia”, „ciszy wibrującej w krtani”, „gorzkiego szeleszczenia
wezbranej rzeki”. A wszystko to w ramie chłodu, poczucia zimna, które wzmagają:
„mgła mleczna jak psalm i puch znad wrzosowisk”, „śnieg, który o świcie skrzypi
i stęka w podeszwach”, „wytapiające się z mgły szare ściany domów”,
„chrzęszczące przekleństwa”. U Lech tylko miłość jest ogniem, sensem, życiem.
„Gdybyś kochał, hej! (…).
Gdybyś kochał, jak nie kochasz”, posiłkując się cytatem pochodzącym z dawnego
przeboju grupy Breakout, poetka zwraca się bezpośrednio do tego, któremu w
znacznej mierze poświęcone są wiersze: z Nocnych i niecnych:
„ (…) to bym nie stała w
nocy
w tej ulewie, jak jakaś
głupia,
pod sklepem, nie
czekałabym
na nic, to bym se poszła
do domu,
zjadła coś, wyspałabym
się wreszcie
i buty by mi nie zmokły
chociaż raz, ty chuju”.
Odnajduję w tym wulgarnym
epitecie odnoszącym się do osobnika heteroseksualnego płci męskiej, mimo
wszystko jakąś ogromną czułość. I jest mi po lekturze Nocnych i niecnych jednocześnie gorzko i ciepło.
Joanna Lech, Nocne
i niecne. Biblioteka Śląska, Katowice 2024