„Easy Rider”, film w reżyserii Dennisa Hoppera to z
pewnością najwybitniejszy obraz epoki hippisowskiej. Ale jednocześnie, to
utopia bardzo szybko zweryfikowana przez życie – najważniejszego scenarzystę w historii
nie tylko kina, ale i świata. To apoteoza nieskrępowanej wolności a
jednocześnie wyzwanie rzucone po nogi skostniałemu społeczeństwu Ameryki, które
filozofię „amerykańskiego snu” wykorzystało jako podbudowę dla swojego niczym
nieskrępowanego konsumpcjonizmu. Mimo stawianych w USA przez pokolenie ‘68
pytań w rodzaju; „mieć czy być”, już na początku lat siedemdziesiątych nie było
dla nich żadnej alternatywy - oczywiście, że mieć! Amerykański antropolog
kultury, Charles Reich, opisując w tamtym czasie hippisowski stosunek do
świata, stwierdzał, że charakteryzuje go „dążenie do niewinności,
dziecięcego zdziwienia wobec rzeczy codziennych, zobaczonych jak gdyby na nowo,
nabożny podziw dla przyrody, odkrywanie uroku rzeczy prostych”. Jerry
Rubin, jeden z przywódców ruchu hippisowskiego na amerykańskich uniwersytetach,
prawdopodobnie już wówczas przeczuwał, że nie można mieć żadnych złudzeń, co do
oczywistej naiwności powyższej postawy: „Nasze poszukiwanie przygody i
bohaterstwa prowadzi nas daleko poza Amerykę. Do życia pełnego buntu, do
samookreślenia. W odpowiedzi Ameryka gotowa jest nas zniszczyć”.
Kiedy ogląda się „Easy Rider” dzisiaj, obok „kultowej ikonografii” minionej
epoki, najbardziej interesujący wydaje się być uchwycony na taśmie filmowej
zapis rozpadu ideologii „ery wodnika”. Choć fabuła filmu nie jest zbyt
skomplikowana – oto dwaj motocykliści, Wyatt (Peter Fonda – jednoczesny
współscenarzysta i producent filmu) zwany - od motywu flagi amerykańskiej,
który widniał na jego kasku, kurtce oraz baku jego motocykla - "Kapitan
Ameryka" i Billy (Dennis Hopper), podróżują przez południowe stany USA na
swoich chopperach. Przed wyruszeniem w trasę przemycają sporą ilość kokainy z
Meksyku do Los Angeles, która zapewnia im wystarczającą ilość gotówki, aby
wyruszyć w drogę. Podróż na wschód wiedzie przez Kalifornię, Nowy Meksyk,
Teksas i Luizjanę. Jednak im dalej zapuszczają się w „głąb Ameryki”, tym mniej
przychylne reakcje spotykają ich ze strony miejscowych ludzi. Ich podróż staje
się metaforą hippisowskiego świata, ale też stosunku świata „normalnych ludzi”
do hippisów. Typowy Amerykanin i jego poglądy moralne pozostające wciąż w kręgu
oddziaływania purytańskiego światopoglądu stoją w opozycji do hierarchii
wartości Wyatta, Billy’ego i im podobnych ludzi. Czy to będą członkowie
hippisowskiej komuny, czy poznany w areszcie prawnik i alkoholik George Hanson
(Jack Nicholson), czy wreszcie „nowoorleańskie” prostytutki, z którymi na
cmentarzu udadzą się w narkotyczny „trip” – wszyscy bez wyjątku są ostatecznie
straceni, skazani na margines, perfidnie oszukani przez własną ideologię. Są
niezrozumianymi kontestatorami, dwoma outsiderami na harleyach. Nie wyglądają
jak przyzwoici Amerykanie z „białych przedmieść” – są zarośnięci, w kolorowych
ciuchach, bez krawatów, wykształcenia, zawodu. Trudno ich zidentyfikować, bo
wyglądają po prostu inaczej. Są bluźnierczy, bo jeden ma kurtkę z olbrzymim
napisem „Captain America” i kask pomalowany w gwiazdy i biało-czerwone pasy.
Obaj jadą przez puste autostrady spalonych słońcem stanów Ameryki zatrzymując
się gdzieniegdzie na posiłek i sen bądź na wypalenie jeszcze jednego „jointa”.
Gdzieś w Luizjanie, w czasie snu zostają napadnięci przez lokalnych
autochtonów, którym nie spodobały się ich fryzury i ubiór. Brutalnie pobici (w
przypadku Hansona – uosobienia człowieka, który wyrwał się ze społecznej
niewoli jakby na chwilę – na śmierć), ruszają dalej ze świadomością
nieuchronnej klęski. W ostatnią noc przed ich własnym finis, Wyatt mówi do Billy’ego: „Spieprzyliśmy wszystko”, jak gdyby
domyślał się, że ich wyprawa nigdy nie miała szans na powodzenie – i
przewidywał całą resztę – koncert Rolling Stonesów w Altamont, Charlesa Mansona
oraz nieodległą metamorfozę swobodnego jeźdźca, w jeźdźca Hell’s Angel’s.
Fabuła „Easy Rider”, choć fikcyjna, była w pewnym sensie inscenizowanym
dokumentem. Jego twórcy, Dennis Hopper i Peter Fonda, sami byli w tym czasie
hipisami. Podczas zdjęć przemierzyli na motorach szlak swoich bohaterów. W
scenach utarczek z małomiasteczkowymi osiłkami występowali często autentyczni
mieszkańcy amerykańskiej prowincji. Sekwencji tych zwykle nie trzeba było
inscenizować - hippisowska ekipa "Easy Ridera", gdziekolwiek się
pojawiła, swoim wyglądem i zachowaniem wzbudzała niechęć i agresję. Dialogi
filmowe były w większości czystą improwizacją, wykonywaną w dodatku pod wpływem
określonych środków. Hopper, Fonda i Nicholson wypalili na planie kilkadziesiąt
skrętów z marihuany i zjedli kilka listków LSD, a sam reżyser filmu (Hopper) w
pewnym momencie popadł na planie w narkotyczną paranoję.
Hippisowska odyseja Wyatta i Billy’ego, nigdy nie gwarantowała powrotu do domu,
którą byłą wymarzona przez hippisów wolność. Podczas festiwalu w Woodstock –
swoistym apogeum epoki „dzieci kwiatów” okazało się, że społeczeństwo nie może
istnieć bez określonego przywództwa, ustalonych norm i zasad, a także bez
policyjnego nadzoru demokratycznego państwa. (Hendrix odgrywający na gitarze
amerykański hymn i kadry kamery skierowane na tony śmieci pozostawione po
festiwalowym bałaganie organizacyjnym). W tak „zaprogramowanym” społeczeństwie
bardzo szybko nieograniczona wolność zamienia się w niekontrolowaną anarchię. I
metafora kolejna, końcowa scena filmu, kiedy Fonda i Hopper zostają wypatrzeni
przez dwóch farmerów jadących pick-upem. Jeden z nich chcąc ich bezmyślnie
wystraszyć, strzela do Billy’ego powodując jego śmiertelny upadek na motocyklu,
a potem do Wyatta, który ruszył na pomoc przyjacielowi. Kamera filmująca
płonący motor „Kapitana Ameryki” powoli unosi się w stronę nieba, pokazując z
lotu ptaka drogę biegnącą przez sielski krajobraz…
Wkrótce, tropem bohaterów „Easy Rider” ruszyli i inni: Jimi Hendrix (zmarł we
śnie 18 września 1970 r.); Janis Joplin (śmierć dosięgła ją w Hollywood 4
października 1970 r.) oraz Jim Morrison (zmarły w Paryżu 3 lipca 1971 r.).
Zespół The Beatles, jeden z pierwszych, najważniejszych ambasadorów
hippisowskiej psychodelii przestał oficjalnie istnieć w kwietniu 1970 roku. I
nigdy nie miał się już reaktywować. O zespołach Steppenwolf i The Electric
Prunes, których muzyka tworzyła m.in. ścieżkę dźwiękową filmu, dziś pamiętają
już tylko podstarzali hippisi.
Ruch hippisowski w Polsce koncentrował się ideologicznie zwłaszcza wokół
kościoła katolickiego – paradoksalnie jednej z najbardziej schierarchizowanej i
zamkniętej instytucji, która w czasach komunistycznych jawiła się mu jako oaza
otwartości i wolności. Stanowił konglomerat post-hippisowskiej mentalności i
punk rockowego buntu przeciwko zastanej, szarej rzeczywistości (szczególnie
widocznego podczas słynnego festiwalu w Jarocinie). Przyjmując zewnętrzne emploi „dzieci kwiatów”, a do
wiadomości hasło „no future” pozostawił głównie po
sobie kilka „monarowskich” ośrodków, niespełniony do końca mit „mistycznych”
Bieszczad oraz kult wokalisty grupy Dżem, Ryszarda Riedla.
O ile ideologia hippisowska ostatecznie przeminęła, to zdążyła zaznaczyć swoje
trwałe miejsce nie tylko w filozofii i kulturze, tworząc m.in. zręby New Age,
ale pozostawiając po sobie wiele dzieł filmowych odtąd kojarzonych przede
wszystkim z tamtą epoką. Do ważnych obrazów, obok „Easy Rider”, zaliczyć należy
niejako ją zapowiadające „Powiększenie” Antonioniego, „Zabriskie Point” tegoż
samego reżysera, „Znikający punkt” Sarafiana, „Jesus Christ Superstar” Jewisona
(na podstawie rock opery Webbera i Rice’a) czy „polemizujące” z tymi obrazami
filmy, takie jak „Odlot” i „Hair” Formana a nawet otwarcie się im
przeciwstawiający „Czas apokalipsy” Coppoli. To także niezapomniane dokumenty –
począwszy od „Monterey Pop Festiwal” Pennebakera poprzez „Woodstock” Wadleigha
i „Isle Of Wight Festival” Lernera a skończywszy na „Fali” Łazarkiewicza
(obrazu nawiązującego do Muzyki Młodej Generacji, głównego hasła festiwalu w
Jarocinie w latach 1980-1982 , a od roku 1983 Festiwalu Muzyków Rockowych,
który nigdy nie był imprezą stricte punkową – występowały na nim także zespoły
takie jak Dżem, Ogród Wyobraźni czy członkowie zespołów Maanam i Porter Band w
przeszłości mocno związani z polskim ruchem hippisowskim – a na sam festiwal co
roku ciągnęło kilkadziesiąt tysięcy fanów i reprezentantów różnych subkultur).
środa, 19 lipca 2023
51 projekcja
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz