DO JANUSZA ŻERNICKIEGO
dn. 5.4.[19]68.
Wielebny
Januszu!
Ano, już ma
się kwiecień (plecień?). Czy pojadę na III Festiwal Poezji do Łodzi: nie wiem
jeszcze. Niby jestem na liście. Ale mają do mnie jakieś zastrzeżenia natury
kogutów, tańców i piwa. Więc? Ale i tak się zobaczymy niedługo. Niech
(chciałoby się rzec: „no tylko zakwitną jabłonie”) tylko mi się wyklaruje
sprawa mojej pracy… W ostatnim nrze „Kultury” jest recenzja z mojego tomiku „Wiersze
z Laascaux”, pióra (?) Jarosława Markiewicza. Wydawałoby się, że teraz zacznę
wiedzieć, co u mnie piszczy. Dowiedziałem się jednak, że Markiewicz wcale się nie
zna na poezji. Takie bzdury wypisywać, np. „ w s ł o w i e „łąkokosy” ukrytych
jest kilka czasowników potrzebnych do opisania sianokosów”. Mowa potem o
naiwności („owo zbliżenie człowieka i przedmiotu, człowieka i natury nie jest w
najmniejszym bodaj stopniu świadome”). Przykłady wziął – omawiając – nie najlepsze
(z wierszy napisanych przeze mnie w l. 59-60. A już w ogóle pomyliło mu się,
gdy sądzi, „że niektóre pomysły słowne niczemu nie służą (jakie, które, ile?) w
tych wierszach, zdradzają jakiś manieryzm, p o d p a t r z e n i a u S t a
c h u r y…” Gówniarz! Byłem swego czasu u Steda w W-wie: był on i J.
Szatkowski (zadebiutuje w maju br. w Poznaniu). I tam się wywiązała ostra
dyskusja, w której Markiewicza zmieszałem nawet nie wiem z czym, ale niedobrze
się o nim wyraziłem (zły poeta, oprócz kilku linijek!). Sted także był wkurwiony,
abo krytykowałem Jego większość wierszy z cyklu „Przystępuję do ciebie”. Ale
cóż. Nie w tym rzecz. Mógłbym także pisać recenzje. I to chyba lepiej. Zresztą.
Piszę ci o tym, bo to nie tak sobie wyobrażałem. Wojtek Roszewski miał pisać recenzję
(pisali o zdjęcie, więc może pójdzie w „Pomorzu”). Chyba jeszcze ktoś to zrobi.
Ty pisałeś, że chcesz…
Dziwę się, że
Markiewicz nie umiał (bo tak można to sobie przypuszczać!) nic powiedzieć o
moich w „Brzegiem słońca” najciekawszych wierszach „Stół”, „Motyw z kogutem”, „W
Pobokach: biało”, „Skąd we mnie pies”, „Odbijamy do brzegów bólu”, „Krzyżak
zaciąga pajęczynę antenę”. Wyobrażam sobie – co będzie, gdy wyjdzie mój tomik „Krzyk
z natury”.
Serdecznie
Pozdrawiam! Bruno
Ryszard Milczewski-Bruno, „Poezja, proza, listy”, t. III. SW „Czytelnik”, Warszawa 1989.
Bruno lubił pisać listy, niewątpliwie jest to bardzo bogaty materiał historyczny. Pisał wprost, bez ogródek, dlatego nie miał łatwego życia. Dzięki Piotr, że wracasz do Niego, widzę duże podobieństwo w tym co robisz (poezja) Doceniam twoje pisanie.
OdpowiedzUsuńJBZ
Jerzy, dziękuję Ci za Twoje miłe słowa. Tak, jestem zwolennikiem oglądania się na dawną tradycję. Tylko zadufani w sobie mogą sądzić, że wymyślają proch. Literatura, poezja, to wciąż trwający, rozciągnięty w czasie proces. Tylko czasy się zmieniają, stąd różnice wypływają wyłącznie z kontekstów, ze zmieniającego się języka, który pragnie nadążyć za rzeczywistością. Wystarczy spojrzeć na poezję współczesną przez pryzmat tradycji a okaże się, że wszystko już było także i przedtem. Począwszy od treści, skończywszy na środowiskowych „miazmatach”.
UsuńMyślenie do przodu to gruntowna wiedza o tym co było. Bez tego tylko geniusz coś zwojuje, ale w poezji geniuszy nie ma i nie było, przebłyski ugruntowane pracą i rozumienie przedmiotu o wiele dalej niż teraz, to jest klucz do sukcesu i przetrwania dłużej aniżeli własny żywot. Panuje jednak hasło: poezja zaczyna się od nas, ode mnie, tylko brakuje weryfikacji stąd frustracja niekiedy irracjonalny jej przejaw, co powszechne jest już wśród internetowych. Sami grzebią siebie za życia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJBZ