Ulice wokół Domu Literatury w
Łodzi to na chwilę obecną jeden wielki plac budowy. Jak w niemal każdym polskim
mieście, układa się na nich nowe nawierzchnie i eleganckie chodniki, ale ja
uwierzę w polski kapitalizm dopiero wtedy, kiedy zacznie się budować nowoczesne
fabryki. Tymczasem zaś, zgodnie z metafizyczną wymową każdego spotkania
autorskiego z poetą, rzeczywistości się przenikały; na ul. Roosevelta kręcono
jakiś film, który po pewnym czasie wejdzie na ekrany kin wyposażony w przydomek
„komedii romantycznej”. Ulica przed Domem Literatury była zamknięta, a
przejazdu pilnowali liczni pracownicy ochrony, zatem wszystko było przenicowane
– zamknięty odcinek i niedostępna dla przeciętnego łodzianina świadomość, że
poezja współczesna to zjawisko przypominające UFO. Każdy o nim słyszał, ale
nikt go nie widział. Temperatura sięgająca trzydziestu stopni także była
niezwykle romantyczna, prawdopodobnie nieco mniej romantyczna dla pracowników
produkcji pracujących tego dnia w prywatnej manufakturze na popołudniową zmianę
i w akordzie. Z tych wyimaginowanych w sensie przyczynowo-skutkowym powodów, na
moim wspólnym z Michałem Murowanieckim spotkaniu autorskim, zjawili się tłumnie
wyłącznie nasi znajomi, wśród których dominowali poeci łódzcy, natomiast nikt „normalny”,
nieskażony upartym uprawianiem liryki; student, wykładowca uniwersytecki, redaktor,
licealista, robotnik, nauczyciel polonista, zabłąkany bezdomny, ktoś z domu
kultury lub pani sklepowa ze „spożywczaka” zlokalizowanego nieopodal, bo na
ulicy Piotrkowskiej. Okej, piękna pogoda to wszyscy poszli nad rzekę – mógłbym
pomyśleć – ale nie, skoro przez Łódź jak mi się wydaje, nie przepływa żadna
rzeka. Zatem obcowaliśmy z poezją we własnym gronie, i towarzyszyły temu
rozmaite odkrycia, że nadal jest w nas przyjaźń, że te wszystkie lata uprawiania
poezji na daremno, połączyły nas mocniej niż sami mogliśmy przypuszczać. Wobec
siebie niepodlegli i od siebie niezależni, nie zepsuliśmy naszych relacji
wewnątrzśrodowiskową zawiścią, małostkowością, którym towarzyszyłby zaduch prawionych
sobie wzajemnie komunałów. W kuluarach umawialiśmy się na sobotnią wizytę w
Kutnie i piliśmy dobre czerwone wino (podarunek Przema Owczarka). Wiemy to z
całą pewnością, że do końca tego roku ukażą się dwa numery „Arterii”, a wraz z
nimi naprawdę dobre książki, zwłaszcza mocny debiut Szymona Domagały-Jakucia,
ale też i inne, które będą kolejnym uderzeniem z kierunku Łodzi w nieznane,
czasem rozpoznane, ale znacznie częściej zupełnie nie. Lecz przecież nie chcemy
robić nic innego jak dalej robić swoje, czego wszystkim i sobie samemu również,
gorąco życzę.
Spotkanie z Piotrem Gajdą i
Michałem Murowanieckim, Dom Literatury w Łodzi, 20.06.2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz