środa, 21 sierpnia 2013

Wielki chłód



Ta płyta pojawiła się w samym środku lata, a powinna ukazać się jesienią. I póki co prasa muzyczna niespecjalnie jej wydaniem się przejęła jakby w myśl zasady, że nikt o zdrowych zmysłach w samym epicentrum wysokich temperatur i letniej kanikuły nie myśli o jesiennej melancholii. Niemniej album „Wisdom of Crowds” to bardzo dobra płyta dla myślących inaczej, którzy już z początkiem czerwca marzą o  listopadowych  przymrozkach. Lecz przede wszystkim to także niezwykle udany efekt współpracy Bruce’a Soorda, wokalisty, gitarzysty i kompozytora brytyjskiej grupy The Pineapple Thief z Jonasem Renkse, liderem szwedzkiej Katatonii. Jakość w tym przypadku gwarantują już same nazwiska (na okładce płyty można także odnaleźć informację, że palce w jej nagraniu maczał jeszcze niejaki Steve Kitch obsługujący syntezatory i zajmujący się ich programowaniem), które są kojarzone z artystyczny wkładem adekwatnym do klasy macierzystych grup z jakich się wywodzą, z których pierwsza to lśniąca wyjątkowym blaskiem młoda gwiazda progresywnego rocka, stylistycznie plasująca się gdzieś pomiędzy Porcupine Tree a Anathemą, zaś druga to grupa twórczo eksperymentująca na niwie progresywnego metalu wzorem genialnego Opeth. 

Odnoszę jednak wrażenie, że na „Wisdom of Crowds” muzyka autorstwa Soorda sprokurowana została myślą o wokalu Jonasa Renkse, który jest chłodny i zdystansowany jak wiecznie neutralna Szwecja. Ponieważ często słucham kapel pochodzących ze Skandynawii, dawno już polubiłem tego rodzaju muzyczny krajobraz, który pochodzi właśnie z tych rejonów geograficznych.  Z tego też powodu dałbym się żywcem pokroić za kapele w rodzaju Siena Root, Graveyeard i Anekdoten. Choćby za ich niezwykłą muzyczną aurę, na którą składa się smutek, nostalgia i ten nieuchwytny czynnik, umownie przeze mnie nazywany „sztokholmskim”, za którym stoi niepokojąca świadomość, że w łonach niemal idealnych z socjologicznego punktu widzenia społeczeństw, mogli rozwinąć się przyszli zabójcy Olofa Palme i terrorysta Anders Brevik. Czynnik słyszalny w muzyce Skandynawów, przynajmniej ja go słyszę, tak jakby za lukrowaną  i wyidealizowaną powłoką powszechnego dobrobytu, kotłowały się tajemnicze siły rodem z nordyckiej mitologii, których upust można wykorzystać twórczo nagrywając tak kongenialne płyty jak „Hisingen Blues”, „Heritage” i „Vemod”, albo przynajmniej mógłby on posłużyć do stworzenia postaci żądnego krwi mordercy-psychopaty z niezwykle dziś popularnych kryminałów w rodzaju dzieł Larssona, Mankella czy Fossum.

Na szczęście duet Soord/Renkse poszedł w ślady innej pary - Steven Wilson/Mikael Akerfeldt, czyli Storm Corrosion, wypuszczając w świat bynajmniej nie maile z groźbami terrorystycznych ataków, ale materiał nieco inny niż dotychczasowe wydawnictwa zespołów macierzystych. „Wisdom of Crowds” to muzyka w pewien sposób niepodległa wobec zespołowych upodobań obu artystów, jak również to nowa jakość w ich świetlanej karierze. A, że ta jest niedostatecznie dostrzegana przez tzw. mainstream? No cóż, na mocy obowiązujących w nim praw światową gwiazdą muzyki jest Lady Gaga a nie King Crimson, zaś jego celebryci nie rekrutują się spośród laureatów Hanzeatyckiej Nagrody Goethego. I to jest w porządku, kiedy media są po prostu odzwierciedleniem pragnień i zainteresowań większości ziemskiej populacji, stwarzając tym samym odpowiednią niszę, w której mogą powstawać dzieła głębsze i artystycznie o wszechświat bardziej udane, aniżeli usilnie promowany chłam, dla którego idealnym targetem jest tłum nie posiadający żadnych właściwości, oprócz tych wyodrębnionych wieki temu przez Gustave’a Le Bona. 

Tymczasem na „Wisdom of Crowds” klimat zbudowany przy pomocy akustycznych, syntetycznych i elektronicznych zapętleń, tworzy idealny podkład nie tylko dla depresyjnego   a zarazem melancholijnego wokalu jakim dysponuje Renkse, ale i dla wokalnych harmonii za pomocą których wokalista buduje strukturę określonych kompozycji (robi tak na przykład w utworze tytułowym). O ile chwilami nad płytą unosi się mocno wyczuwalny duch Porcupine Tree (ewidentny w otwierającym ją „Pleasure”), efekt finalny brzmi jeszcze inaczej. W „Radio Star” najbliżej mu chyba do estetyki Depeche Mode obowiązującej w tym zespole w ciągu ostatniej dekady. Nie jest to jednak prosta i natrętna „zżynka” z Wielkiego Muzycznego Brata, a umiejętne żonglowanie brzmieniami zaczerpniętymi z elektronicznego popu, trip-hopu, industrialu, ambientu i postrocka. We „Frozen North” grupa zbliża się klimatem do Anathemy doposażonej w gęsty, gitarowy podkład w refrenie i elektroniczno-akustyczne flopy. Lecz filozofia grania jest tu niemal taka sama. W „The Light” Jonas Renkse wokalnie brzmi jak kuzyn Raya Wilsona, sprawnie wtapiając się w ambientowo-tripowe tło. Charakterystyczny gitarowy zgiełk można także usłyszeć w „Stacked Naked”, który urzeka swoim wyjątkowo skocznym, niemal radosnym rytmem i zapamiętywaną niemal od razu melodią. Z kolei w utworze „The Center of Gravity” dominuje mroczny i gęsty, wręcz ponury klimat, ale czy posługując się tu analogią zupełnie nie na miejscu (jak już pisałem, Soord/Renkse nie są kopistami) Depeche Mode to dzisiaj zespół grający przebojowy pop? „Pretend” kojarzy mi się nieco z dokonaniami niemieckiego RWPL, ale to różnice stanowią o tym, że wszelkie porównywania tracą w tym przypadku na wadze i znaczeniu. „Flows Through You” znów przez moment pachnie lekko „depeszami”, ale jest to zapach przyjemny, nie skojarzony z tandetną podróbką markowych perfum. Raczej z miłym transem z jakże pięknie prezentującym się, niemal artrockowym przełamaniem w końcówce! 

Czarująca, melodyjna muzyka, która wymaga odrobiny spokoju i skupienia. Wielowymiarowa, momentami energetyczna, brzmiąca niekiedy znajomo, ale jednak na wskroś indywidualnie. Do słuchania w chłodnym cieniu, a najlepiej w ciemności. Optymalnie ze słuchawkami na uszach na skandynawskich fiordach.

Bruce Soord with Jonas Renkse, „Wisdom of Crowds”. Kscope 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz