Do „Hostelu” dotarł tom Tomasza
Hrynacza Corto muso, w którym język wierszy został potraktowany jak
materiał o niepewnej spoistości - kruchy, podatny na pęknięcia, a jednocześnie
zdolny do niezwykłej intensywności. Poeta
ponownie przygląda się własnym przyzwyczajeniom i dotychczasowym wyborom
formalnym, ale tym razem robi to z wyjątkową konsekwencją i surowością. Jeśli
wcześniejsze tomy Hrynacza rozwijały się w szerokich przestrzeniach nadmiaru,
migocząc w ruchu, tutaj mamy do czynienia z gestem odwrotnym: z zawężeniem,
koncentracją, a niekiedy nawet z dobrowolnym unieruchomieniem słowa.
To poezja pisana z „bliskiej
odległości – tuż przy oddechu” - gdzie każdy wers działa jak napięty punkt
oporu. Wiersze nie płyną, lecz pulsują, jakby próbowały pomieścić w sobie
energię większą niż ta, którą są w stanie udźwignąć. Minimalizm nie oznacza tu
ascezy, lecz raczej próbę zobaczenia, jak wiele można powiedzieć, zawężając
pole obserwacji do kilku wybranych szczegółów. Hrynacz bada, w jaki sposób
mikroskopijna struktura wiersza może konkurować z bezkształtnym, rozproszonym
światem - i gdzie kończy się jej wytrzymałość.
jak
płat przepaska na oczy:
od
żerowiska zima drobi. Nie bez wahań
nieci się iskra z draski.
Na tym
druku nie wypisze się więcej,
na przestrzał, pobłyskom w hołdzie fetuje, a teraz ze mną się umów
na powrót.
Mogło
być nic.
Mógłby rzec nikt.
Nie
tak kręci się świat.
(„Spektrum ognia”)
Na szczególną uwagę zasługuje
sposób, w jaki poeta konstruuje doświadczenie „rozsypanego rozumienia”. Podmiot
nie jest już jednorodny, a głos nie rości sobie prawa do spójności. W
przestrzeni tych wierszy rozbrzmiewają szumy, półsłowa, krótkie spięcia, jakby
sens wyłaniał się z przypadkowych iskrzeń. To poezja nieufająca linearności,
szukająca raczej źródłowych impulsów niż definicji. Dzięki temu Corto
muso staje się książką gęstą, niejednoznaczną, pełną wewnętrznej
energii - energii rodzącej się z nieciągłości.
Jednym z fundamentalnych tematów
tomu jest doświadczenie przejściowości. Ciało i duch, obecność i zanikanie,
materia i to, co poza nią - wszystkie te elementy splatają się w tekstach
Hrynacza z naturalnością, której zbędny jest metafizyczny patos. Poeta nie
dramatyzuje śmierci, nie wykorzystuje jej jako gotowego rekwizytu. Raczej
traktuje ją jako stan graniczny, który odsłania inny wymiar bycia. W tym ujęciu
przemijanie nie jest końcem, lecz przeformułowaniem - spokojnym, choć
niepozbawionym napięcia.
Zawrzało!
Jurny kopczyk rozkłóconych zmór:
lot
popod lemiesz księżyca, lot ponad wiązy olch,
puszczony latawiec pójdzie z ogniem.
Z
nagła dryf w wietrzne dni. Już tu byłem!
Upiera się przy furcie.
Amen,
amen.
(„Wielozgon”)
Corto muso to książka
wymagająca, ale nie hermetyczna. Autor Psa gończego pisze w sposób
oszczędny, precyzyjny, choć jednocześnie otwarty na wielość potencjalnych
interpretacji. Jego język jest świadomie wyostrzony, miejscami niemal chłodny,
lecz pod tą powierzchnią drga intensywne emocjonalne pole. To poezja dla
czytelnika czujnego na niuanse, dla kogoś, kto potrafi słuchać ciszy tak samo
uważnie, jak brzmienia słów.
Ostatecznie Corto
muso potwierdza, że Hrynacz pozostaje jednym z najbardziej
konsekwentnych i jednocześnie najodważniej poszukujących poetów swojego
pokolenia. Nie chodzi mu o efektowność, lecz o precyzję spojrzenia i gotowość
do kwestionowania własnych przyzwyczajeń. To tom, który nie daje prostych
odpowiedzi - ale oferuje coś cenniejszego: możliwość wejścia w intymny kontakt
z językiem, który sam próbuje odnaleźć swoją pierwotną siłę. Już sam tytuł tomu
– z włoskiego „krótki pysk”, wywodzący się z terminologii związanej z wyścigami
konnymi, ale też z piłką nożną (określenie to zostało spopularyzowane przez
trenera Juventusu, Massimiliano Allegriego) podkreśla minimalną przewagę,
minimalne zwycięstwo w sportowej rywalizacji.
Nie oznacza natomiast nazbyt deklaratywnego triumfu poezji jako takiej,
raczej mówi wiele o metodzie, którą wykorzystuje poeta do budowania swoich intrygujących
wierszy; sposobie ich prowadzenia za pomocą minimalnego gestu, delikatnego
przesunięcia sensu, precyzyjnego, niemal niezauważalnego ruchu języka, który
ostatecznie okazuje się rozstrzygający w kwestii formy i wymowy tomu.
Stąd
dotąd. Rzecz jasna, rzecz ciemna,
falsetem do prześpiewania!
Na
przedprożu zimnica napięta jak proca.
Z wieczorka rzeczone bielmo, a wczoraj prowiant z ziaren,
jeden klask, jedno zdanie liczy się za dwa, jeżeli trafi na opór.
Nakaz eksmisji?
Arterie. Kierunki. Półkule globu.
Zaborczy
świat, wieczne rozkołysanie
na planszy pomnych proroctw, w wizjerze wstecz idąca zona.
Tak czy owak wybierać białe.
Zagrać
o remis.
(„En
passant”)
Tomasz Hrynacz, Corto muso. Wydawnictwo Forma. Szczecin 2025.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz