Do „Hostelu” z Instytutu Mikołowskiego dotarła książka Bogdana Prejsa Gdy goniliśmy z Wojtkiem trójkę, nie wiedzieliśmy, że przeskakujemy cały świat (IM, 2024). Rzecz już po pierwszej lekturze niezwykle mi bliska, zwłaszcza pokoleniowo, podobnie bowiem jak autor tomu, kwalifikuję się już, niestety, do kategorii „dziadersów”. Oj tam, oj tam! Liczy się duch, nie pokrowiec, w który jest opakowany… Już całkiem poważnie (odrzucając nie tylko deklaratywnie to słabe, ejdżystowskie podkreślenie); ten quasi poemat, proza poetycka, dziennik, opus magnum poety, to liryczna „spowiedź dziecięcia wieku” zanurzonego po szyję we własnej, rozpamiętywanej na kartach książki biografii.
Wg
chiromancji i tarotu jest to moja ostatnia książka, z tej prostej
przyczyny
próbuję w niej upchać cały mój rubaszny szrot, ale jak
to uczynić
w dniu, w którym nie wydarzyło się nic, co mieniłoby
go
wyjątkowym – lepiej umrzeć pod datą zapadającą w pamięć,
spłonąć niż marnie zgnić, na denku ostaną się błyszczące koronki.
Tak, drodzy bliscy i dalecy znajomi, koledzy i sąsiedzi, były takie czasy, w których to kultura (dostęp do niej z zamiarem współudziału) kształtowała osobowość jednostki. Czasy, w których miało się prawdziwych przyjaciół, wspólne zainteresowania i idoli, pewne lekturowe przeżycia, rzucające snop światła na siermiężną, ale przy tym na „jakąś" rzeczywistość, wtedy jeszcze nie sformatowaną, „nijaką", modelowaną przez kanibalistyczne korporacje (nawet odwieczny Babilon, jak się dziś zdaje, miał wówczas bardziej „ludzki" wymiar).
Bo „Oto tak
kończy się świat,/ nie z hukiem,/lecz ze skowytem”.
„Ostatni
brzeg” Nevila Shute’a kupiłem około 1980, obecnie jest
u Justyny.
„ – Wymieńcie na przykład choć jednego poetę, który
dobrze
zarabia. – T. S. Eliot” – odparł (…) były starszy szeregowy
Wintergreen
z „Catch 22” w klasycznym przekładzie L. Jęczmyka.
Warto przy
tym zaznaczyć, że wskazany powyżej kulturowy przekaz, rozpatrywany choćby w ujęciu Fromma, nie odpowiada w pełni na pytania zasadnicze: co robić i jak żyć? Co więcej,
świadomość refleksyjna jednostki, jej rozum i wyobraźnia leżą u podłoża jej egzystencjalnych
dylematów, poczucia bezradności i osamotnienia. Stąd Prejs potrafi również
dissować kulturę, z której onegdaj czerpał pełnymi garściami.
Może
istnieje gdzieś kraina, w której John i Paul nie zostali sobie
przedstawieni,
Zimmerman zignorował Thomasa, Mick i Keith nie
dotarli na
koncert Briana. Na pewno jest o tym na Netflixie jakiś
serial. Nie
używam, bo tam nie ma „Pogody dla bogaczy” (…).
U Prejsa
słychać to wyraźnie; tę „beatnikowską nutę”, „dylanowski klimat” opowieści, ale
też – z racji tzw. miejsca bytowania autora (a to byt kształtuje świadomość,
jak mawiał klasyk) – „egzystencjalną ambiwalencję”. Doskonale
odnajduje się w tych tropach, ba!, wiele razy w różnym czasie szedłem po
śladach Prejsa.
A ty co
uczynisz ze swą asertywnością, gdy w biurowym klozecie
zastajesz
epicko obsrany kibel, zaś podczas twojego siku do drzwi
łomocze
natręt żądający natychmiastowego zwolnienia miejsca
w świątyni
dymania, więc nie chcesz, żeby uznał cię za niechluja?
W tej
sytuacji widzę jedyną rozsądną radę: „Pitej, Forrest, pitej!”.
Czego tu nie ma, czego autor smsa do ludożerców tu nie przywołuje: m.in. finalną pieśń z płyty Stationary Traveller grupy Camel, Iana Curtisa, Lady Pank, clip Runaway Dela Shannona, seriale Przystanek Alaska, Allo, allo, The Wonder Years, Baba O’Riley The Who, Erystykę Shopenhauera, Elegię o chłopcu polskim Baczyńskiego, T.S. Elliota, Jacka Podsiadłę, Genowefę Jakubowską-Fijałkowską (Galę), Janis Joplin, Boba Dylana, Ummagummę Pink Floyd, Titanica, Hair, Siódmą pieczęć, Przypadek, Gwiezdne wojny, Lot nad kukułczym gniazdem, Absolwenta, film z Jennifer Lopez, całą litanię utworów rockowych (str.12), Cohena, Georga Harrisona, Piotra Sobeckiego, Smeels Like Teen Spirit, książki Niziurskiego, Tomka w krainie kangurów, Earth and Fire, Pogodę dla bogaczy, Micka i Keitha z wiadomej grupy, Agnethę Fältskog, Walkę o ogień, When the Smoke is Going Down, New Model Army, Whartona, Verne’a i Remarque’a...
Mała
Encyklopedia Powszechna PWN (w skajowej obwolucie) za
250 zł oraz
Popularny Atlas Świata z 1976. Globus nad winylami,
„Tomek w krainie kangurów”, „Upadek” i „Obłęd”: „Ostatni, tacy
jak ja, nigdy nie będą pierwszymi”. Im bardziej Fredzia Pooh-Phi
zaglądał do
norki, tym szybciej Prosiaczek zmieniał się w szynkę.
Trudno
zanegować, że ścisła synchronizacja z nocą nosi znamiona
koligacenia
się z niedomiarem trzeźwego ostrzegania kluczowych
iluzji
poznawczych. Chwilowa amnezja nie zapewnia alibi. Wtręt:
dasz mi
buzi? Korekta: masz kapitalny asortyment; z języczkiem?
Czy poeta
może zetknąć się z zarzutem, że na kartach Gdy goniliśmy z Wojtkiem trójkę,
nie wiedzieliśmy, że przeskakujemy cały świat, uprawia estetyczny
kombatantyzm? Tak, oczywiście. Niemniej, pozostając w rzeczywistości zarówno
czasu przeszłego, jak i w rzeczywistości, która go definiuje i nadal określa
(bo ta historia cały czas się toczy), bezapelacyjnie znosi te banalne
utyskiwania, ponieważ udało mu się stanąć w „prawdzie czasów, o których mówimy,
i prawdzie ekranu, która mówi…”. Tylko ten jej pejoratywny rodzaj może być do bólu szczery, a to jest już poezja.
Puk, puk, a
mogę jeszcze raz? Całkowicie od nowa, od bodnięcia?
Bogdan
Prejs, Gdy goniliśmy z WOJTKIEM TRÓJKĘ, nie wiedzieliśmy, że przeskakujemy
cały świat. Instytut Mikołowski 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz