niedziela, 21 września 2014

Pachelbel na pohybel




Koncert „Tomaszowskie pory roku”, czyli występ Orkiestry Kameralnej Filharmonii Łódzkiej, który odbył się w sobotę 20 września w kościele pw. Św. Jadwigi Królowej, zrobił z moich czterech liter „jesień baroku”. Sam repertuar: Kanon Pachelbela (Kanon und Gigue in D-Dur für drei Violinen und Basso Continuo), Aria na strunie G z suity orkiestrowej D-dur nr 3 Bacha oraz słynne Le quattro stagioni Vivaldiego, to absolutne greatest hits muzyki klasycznej skomponowanej mniej więcej pomiędzy datami 1597 (Dafne – opera Periego) i 1750 (śmierć Johanna Sebastiana Bacha).

Na wspomnianym koncercie znalazłem się co prawda z powodów zawodowych, ale nie doznałem z tego powodu nijakiego uszczerbku, skoro przyniósł mi on te rzadkie chwile, kiedy udaje mi się połączyć pracę z przyjemnością. A zatem ideał! Wsłuchując się z podzielną uwagą w grę filharmoników z Maciejem Łabęckim (prowadzenie, skrzypce solo) i Leszkiem Kołodziejskim (akordeon) na czele, miałem możliwość wyłapywania przemyconych do muzyki rockowej nut. Na przykład z Kanonu Pachelbela do Rain and Tears Aphrodite’s Child i trzech wariacji zarejestrowanych na płycie Discreet Music Briana Eno, jak też z Arii na strunie G do A Whiter Shade of Pale grupy Procol Harum.

Ale też porównywałem w głowie to wykonanie Czterech pór roku, z tym odsłuchiwanym przed laty z trzeszczącej płyty Polskich Nagrań z Konstantym Andrzejem Kulką – skrzypce oraz Warsaw Philharmonic Chamber Orchestra pod batutą Karola Teutscha (mam do niego wyjątkowy sentyment, chociaż w kolekcji płytowej posiadam co najmniej trzy wykonania tych właśnie 4 koncertów skrzypcowych Vivaldiego, w tym to najmodniejsze – Nigela Kennedy’ego). 

Zaraz po koncercie, wypełniony po brzegi muzyką, wpadłem wprost w jesienny mrok, czując się niczym bohater mojego ulubionego wiersza Randalla Jarrella Śmierć strzelca z wieżyczki bombowca: „Wprost ze snu wpadłem w Państwo (…). Zbudził mnie czernią ostrzał i koszmar myśliwców (…)”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz