RPWL, kwintet pochodzący z Bawarii, nie ma na szczęście nic wspólnego z
muzyczną oprawą piwnej biesiady Oktoberfest. Muzycy nie jodłują,
nie noszą krótkich spodenek na szelkach, kapeluszy z piórkiem, i nie nagrywają
płyt pod wspólnym hasłem music parade.
Czy lubią piwo? Nie mam pojęcia, wiem natomiast, że od kilku lat z żelazną
konsekwencją nagrywają albumy zawierające koncepcyjną muzykę neoprogresywną.
Najnowsze dokonanie RPWL, płyta Wanted,
to po udanym Beyond Man and Time,
wydawnictwie opartym na filozoficznym dziele Nietzschego Tako Rzecze Zaratrusta, kolejny koncept-album, którego kanwę stanowi tym razem życie i działalność polityczna włoskiego rewolucjonisty z XIX wieku,
Giuseppe Garibaldiego. W żadnym razie nie można o RPWL mówić, jako o pionierach nowego stylu. To
wyłącznie utalentowani naśladowcy wcześniejszych dokonań Pink Floyd, a także Gilmoura
i Watersa solo, którzy odnaleźli swoją własną niszę, gdzie z powodzeniem mogą
tworzyć muzykę nawiązującą do najświetniejszych dokonań art rocka z przełomu
lat 70-tych i 80-tych, nacechowaną rozbudowanymi melodiami ale całkowicie pozbawioną elementów improwizacyjnych, tak niegdyś lubianych przez zespoły składające się na pierwszą,
najoryginalniejszą falę progresywnego rocka. Tego w dosyć przewidywalnej muzyce zespołu brakuje do tego stopnia, że choć poszczególnych płyt grupy słucha się w sumie bardzo dobrze, czasem miewa się spore
trudności z ich rozróżnieniem.
Pierwszy na Wanted,
instrumentalny utwór Revelation stanowi
wizytówkę płyty, a zawarte w nim zmiany melodyczne obrazują poszczególne
epizody z życia Garibaldiego. W zasadzie to przekrój tego, co można usłyszeć na całej płycie. Swords and
Guns jest kompozycją zdefiniowaną przez niemal marszowy rytm, na którego tle wokalista Yogi Land skanduje poszczególne wersy
tekstu niczym komendy. Typowy rock neoprogresywny, aczkolwiek na tyle
autorski i oryginalny, że przy tym zupełnie znośny. A Clear Cut Line to krótka, 2,5 minutowa etiuda, w której
instrumenty perkusyjne naśladują bicia serca (skąd my to znamy?). Tytułowe Wanted to materiał na potencjalny
przebój w stacjach radiowych specjalizujących się w graniu na okrągło piosenek
Marillion, The Flower Kings, Ayeron, i tym podobnych kapel. Gdyby Lang zaśpiewał go nieco bardziej „zbolałym” głosem, Ray Wilson - „Propaganda Man”, miałby gotową piosenkę na nową płytę.
Hide and Seek brzmi balladowo, zawierając w sobie 90 procent muzycznego roztworu z Davidem Gilmourem w składzie. Mnie to zupełnie nie przeszkadza, akceptuję ten fakt i cierpliwie czekam na nową płytę Pink Floyd (premiera Endless River zapowiadana jest już w tym miesiącu!). Disabelief to fragment mocniejszego grania. Równie udany jak Hide and Seek, wprowadza trochę pożądanego urozmaicenia oraz zmianę punktu ciężkości z wektorem skierowanym w stronę rockowej mocy (przy czym muzyka z okresu The Division Bell wciąż jest obecna w tych nutach). Piosenki Misguided Thought nie powstydziłby się sam Fish, a w przypadku gdyby za jej produkcję wziął się inny Wilson, tym razem Steve, mogłaby ona z powodzeniem uzupełnić repertuar Porcupine Tree z okresu poprzedzającego krążek In Absentia. Perfect Day to drugi na albumie przebój (radia dla melancholików). Powiedzmy, że to U2 w alternatywnym świecie, w którym piosenka Beautiful Day nie była nigdy stadionowym przebojem. Najdłuższy kawałek – The Attack, jest najbardziej rozbudowany. Akustyczna gitara, aksamitny głos wokalisty, hammond – jednym słowem „watersowskie” klimaty (gitarzysta Kalle Wallner wplótł tu „gilmourowskie” solo). Album zamyka delikatny, akustyczny A New Dawn, stanowiąc w kontekście biografii Garibaldiego muzyczny manifest antywojenny, który całkowicie pozbawia słuchacza nowego dzieła RPWL wojowniczych nastrojów.
Nie ma o co kruszyć kopii, a już na pewno nie o sprawę oryginalności tej muzyki. To tak, jak z niektórymi markowymi spodniami, za które z czystego snobizmu płaci się czasami zupełnie niepotrzebnie krocie. Za naszywkę, lub za metkę. A przecież, cały czas mówimy tu o portkach, które prędzej czy później przetrą się nam w kroku. Albo na tyłku.
Hide and Seek brzmi balladowo, zawierając w sobie 90 procent muzycznego roztworu z Davidem Gilmourem w składzie. Mnie to zupełnie nie przeszkadza, akceptuję ten fakt i cierpliwie czekam na nową płytę Pink Floyd (premiera Endless River zapowiadana jest już w tym miesiącu!). Disabelief to fragment mocniejszego grania. Równie udany jak Hide and Seek, wprowadza trochę pożądanego urozmaicenia oraz zmianę punktu ciężkości z wektorem skierowanym w stronę rockowej mocy (przy czym muzyka z okresu The Division Bell wciąż jest obecna w tych nutach). Piosenki Misguided Thought nie powstydziłby się sam Fish, a w przypadku gdyby za jej produkcję wziął się inny Wilson, tym razem Steve, mogłaby ona z powodzeniem uzupełnić repertuar Porcupine Tree z okresu poprzedzającego krążek In Absentia. Perfect Day to drugi na albumie przebój (radia dla melancholików). Powiedzmy, że to U2 w alternatywnym świecie, w którym piosenka Beautiful Day nie była nigdy stadionowym przebojem. Najdłuższy kawałek – The Attack, jest najbardziej rozbudowany. Akustyczna gitara, aksamitny głos wokalisty, hammond – jednym słowem „watersowskie” klimaty (gitarzysta Kalle Wallner wplótł tu „gilmourowskie” solo). Album zamyka delikatny, akustyczny A New Dawn, stanowiąc w kontekście biografii Garibaldiego muzyczny manifest antywojenny, który całkowicie pozbawia słuchacza nowego dzieła RPWL wojowniczych nastrojów.
Nie ma o co kruszyć kopii, a już na pewno nie o sprawę oryginalności tej muzyki. To tak, jak z niektórymi markowymi spodniami, za które z czystego snobizmu płaci się czasami zupełnie niepotrzebnie krocie. Za naszywkę, lub za metkę. A przecież, cały czas mówimy tu o portkach, które prędzej czy później przetrą się nam w kroku. Albo na tyłku.
RPWL,
„Wanted”. Gentle Art of Music, 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz