Ukazał się nowy tomik poetycki Wojciecha
Kassa „Ba!” dołączony do pierwszego tegorocznego numeru sopockiego czasopisma
literackiego Topos - (nr 1-2/2014). To 97 tom Biblioteki Toposu. Książka
zawiera tytułowy poemat oraz dwa cykle wierszy, których choćby tylko pobieżna lektura
skłania do konstatacji, iż Wojciech Kass, poeta osiadły od kilkunastu lat w
Leśniczówce Pranie gdzie opiekuje się Muzeum K.I. Gałczyńskiego, autor m.in. „Jelenia Thorwaldsena”, „Przepływu
cieni”, „Wirów i snów” oraz „41”, to twórca na wskroś metafizyczny. Nowej liryce
Kassa ponownie towarzyszą słowa Stanisława Barańczaka, iż dla tego rodzaju poezji „obiektem poetyckiego opisu lub
budulcem metafory są albo przestrzenie kosmiczne (…) albo najdrobniejsze
elementy materialnej rzeczywistości”. To trafna identyfikacja poetyckich
usiłowań Wojciecha Kassa, który podobnie wielką uwagę poświęca rzeczom o
wymiarze kosmicznym, uniwersalnym i ponadczasowym, jak i „rzeczom ziemskim”,
pozornie błahym, aczkolwiek w kontekście naszego życia i przemijania –
zasadniczym! Świetnie ujął to Grzegorz Kociuba, niezwykle uważny i ceniony
przeze mnie krytyk literacki, który na łamach Kwartalnika „Pobocza” kilka lat
temu napisał: „Wojciech Kass jest dla
mnie poetą kompletnym, a to oznacza, że uzmysłowił już sobie semantykę i
gramatykę własnej egzystencji, ustalił katalog obrazów zrośniętych organicznie
z jego istnieniem i najlepiej to istnienie wyrażających, panuje nad konwencjami
literackimi, których używa, potrafi uruchamiać rozmaite rejestry języka, by
nakłuwać nim przeszłość i współczesność, zdziwienie i znużenie, powagę i ironię”.
Nic dodać, nic ująć, można się tylko powtarzać…
Nie mogę sobie w tym miejscu odmówić nadania tej krótkiej
notce pewnego osobistego rysu. Otóż, miałem przyjemność gościć pod koniec
października ubiegłego roku u Jagienki i Wojciecha Kassów w Praniu. Już sam
widok ciężkiego od gwiazd nieba nad dawną leśniczówką Konstantego Ildefonsa
Gałczyńskiego wzbudza u mieszczucha takiego jak ja, autentyczny niepokój („Der gestirnte Himmel über mir…”, całkiem
jak w Królewcu, gdzie niebo podobno także bywa niezwykle rozgwieżdżone). Wokół domostw
rośnie gęsty las, który w jednym z kierunków rozciąga się do wsi Krzyże (także i w swoim
symbolicznym wymiarze). Wrażenie osaczenia bujną przyrodą potęguje uczucie
osamotnienia, zagubienia gdzieś w
lasach, nad wodami jeziora Nidzkiego. To właśnie tam Wojciech Kass od wielu już lat w ciszy i skupieniu
mierzy się z samym sobą, ze światem, z Bogiem, co bywa nieodparcie piękne, ale
też odrobinę straszne – tylko on i wszechświat.
Ratunku! on i wszechświat to nawet blednie Kordian na Mont Blanc ...
OdpowiedzUsuń