poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wyciąg z ruinowiska (5)


Według francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda,  cywilizacja konsumpcyjna to  w całości świat tworzyw sztucznych, cały z plastykowej masy, zaprojektowany i skonstruowany przez polityków, producentów i speców od marketingu, a funkcjonujący  w nim ludzie to marionetki, które ciągnięte za odpowiednie sznurki kupują, konsumują  i realizują równie sztuczne, jak oni sami potrzeby. Baudrillard uważa, że wegetujemy w świecie, który całkowicie wykreowały media. Jedyne, czego doświadczamy i do czego mamy pełny i otwarty dostęp to zniekształcana przez nie informacja. W niej to zawierają się (bywają podstępnie ukryte) pewne określone i zunifikowane treści, które powodują, że te same produkty są tak samo pożądane w różnych, niejednokrotnie bardzo odległych od siebie strefach kulturowych. Stąd nad kulturą zawisła swoista nieuchronność digitalizacji, organizowanie jej w określonych takich samych formatach, w celu przestrzegania wspólnych kodów kulturowych na całym świecie. Takie podejście reorganizuje porządek społeczny; o wartości  i znaczeniu człowieka w społeczeństwie stanowi wyłącznie ilość i jakość kupowanych przez niego produktów. Na pierwszy plan wysuwa się kategoria „łatwości” i „dostępności” kultury wtłaczając jednostkę w uzależnienie oparte na zasadzie „stanu posiadania”, powodując duchową (i bardzo często materialną) degradację człowieka, który pogrążając się w materialistycznym aspekcie  życia, zapomina o rozwoju intelektualnym i kulturowym. A gdyby tak w ten przedświąteczny czas porażającej konsumpcji dokonującej się w rozmaitych galeriach, supermarketach, giełdach i halach; miejscach zmieniających ludzkie włókna nerwowe we włókna sztuczne, wznieść przeciw tezom  Baudrillarda choćby na chwilę (dokładnie na tyle, ile zwyczajowo trwa każda refleksja) prowizoryczną zaporę z tego, co kryje się za pytaniami postawionymi przez przywołanego przez Katarzynę Ziętal w artykule pt: „Formy analogowe w świecie cyfrowym: o sentymencie do płyty winylowej” opublikowanego na stronach projektu Historiaimedia.org, medioznawcę Raya Alexandra Diducka? Oto dwa wspomniane pytania: co o społecznym znaczeniu digitalizacji mogą powiedzieć nam powracające właśnie do łask melomanów płyty winylowe? Dlaczego, chociaż standardem jest już cyfrowa dystrybucja, stare analogowe sposoby słuchania muzyki wciąż znajdują swoich fanów? 

Rozpatrujące powyższe w kontekście socjologicznym, Diduck doszedł do wniosku,  że format ma nie tylko znaczenie techniczne, ale również i społeczne. Według niego, rytuały i przyzwyczajenia dotyczące korzystania z płyty analogowej powodują, że doświadczenie jest zapamiętywane lepiej i mocniej niż wybór kolejnej piosenki zapisanej na dysku odtwarzacza mp3. Odsłuchiwanie muzyki w formacie analogowym, w sposób oczywisty poprzez konieczność posiadania niezbędnego do tego sprzętu audio, ma też ograniczony zasięg czasoprzestrzenny, co ułatwia skupienie uwagi i w istotny sposób zmienia głębię recepcji. Bywa doświadczeniem występującym na wielu poziomach zmysłowych (wzrok, dotyk, słuch). Istotna jest faktura, zapach płyty, jej niedoskonała, bądź doskonała forma. Odtwarzanie za jej pomocą muzyki angażuje fizycznie, odtworzenie pliku cyfrowego to czynność łatwa i niemal zupełnie automatyczna. Do cyfrowego zapisu muzyki trudno żywić uczucie. Z „czarną płytą” można nawiązać nieomal więź emocjonalną. Jest jakby żywym artefaktem: pochodzi z odległej epoki i posiada nieprzewidywalną jakość dźwięku. Słuchaniu winyla towarzyszy misterium: płyta na naszych oczach się obraca, igła rysuje rowki, muzyce towarzyszą zazwyczaj archaiczne, ale przy tym niezwykle klimatyczne trzaski. Z plikami mp3 raczej się nie sfotografujemy, nie możemy ich eksponować w mieszkaniu, stąd nie mogą być manifestem naszego zainteresowania muzyką. Ukryte na twardym dysku nic nam o nas nie mówią, nie są w stanie w żaden sposób reprezentować naszej osobowości. 

U Diducka pojawia się także, zaczerpnięte od kulturoznawcy Gérarda Genette pojęcie paratekstów, tu odnoszące się do muzyki. Parateksty takie jak okładka płyty czy dołączone do niej teksty i inne graficzne gadżety (niejednokrotnie powodujące „kultowość” danego wydawnictwa płytowego), nadają znaczenie i pozwalają zrozumieć przekaz autora nie tylko poprzez wymowę utworów zarejestrowanych na płycie. Poza tym program każdego analoga to dwie strony, strona A i strona B, a co za tym idzie określony i zamknięty zbiór utworów. Pliki mp3 są często w ogóle pozbawione paratekstów: nie mają etykiet, bywają niewłaściwie opisane lub nieopisane wcale, mogą być dystrybuowane niezależnie poza zamkniętą listą utworów na albumie, których program w kolejno publikowanych wersjach nieustannie się rozszerza poprzez dołączanie bonusów w postaci alternatywnych utworów, kolejnych mixów czy też odrzutów z sesji. Diduck zwraca uwagę, że odsłuchiwanie muzyki poprzez linki muzyczne publikowane w serwisach społecznościowych lub za pomocą wymiany „peer to peer”, przez własną hipertekstowość rozprasza uwagę, wymusza korzystanie z niekończącej się sieci odnośników, spłyca doświadczenie. Zastanawia się także, dlaczego dialog oparty o  ściągane z Internetu pliki mp3 sprowadza się do lapidarnego stwierdzenia: „powinienem to ściągnąć” oraz do dywagacji prawnych na temat legalności bądź nielegalności tego procederu, natomiast temat winyli powoduje zawsze żywszy, bardziej wieloznaczny tok rozmowy, w którym często ujawniają się intymne emocje. Pomimo tego, że w naszym kraju funkcjonuje minister do spraw cyfryzacji, należy pamiętać, iż według Diducka to doświadczenie zmysłowe czy osobiste mechaniczne zaangażowanie odróżnia korzystanie z zasobów kultury funkcjonujących w postaci analogowej od postaci cyfrowej. Być może (a nawet na pewno biorąc pod uwagę przypadek ACTA) nasza wolność powinna raczej przejawiać się wyłącznie w analogowym podejściu do konsumpcji, za którym stoi wyłącznie to, co jest nam naprawdę niezbędne do w miarę komfortowego życia, zamiast „zdigitalizowanej” informacji, że powinniśmy posiadać wszystko to, co pokazują nam w rozmaitych programach przerywanych natarczywymi reklamami.

Co do osobistych „doświadczeń zmysłowych”; te zwłaszcza zimą bywają niezapomniane. Kiedy wsiadam  do auta, żeby dotrzeć na pchli targ, za oknem jeszcze jest ciemno. Odpalając silnik, nie mam żadnej gwarancji, że moja wyprawa w ten naprawdę mroźny poranek, będzie miała jakikolwiek sens. Niewyspany, zmarznięty na kość, jestem zły na siebie, że znowu tu przyjechałem, kompletnie bez sensu i bez żadnego planu. Mogłem przecież wstąpić do pierwszej lepszej galerii i kupić jedną horrendalnie drogą, ale za to porządną reedycję jakiegoś winyla, a teraz w cieple klimatyzowanych korytarzy snobować się na dumnego yuppies. Ale wkrótce, po pierwszych niepowodzeniach następuje upragniony „złoty strzał” gdy po przejrzeniu sterty porysowanych, niekiedy zalanych i pozlepianych ze sobą czarnych płyt, trzymam w ręku krążek Zappy w idealnym stanie. A potem natrafiam na następne, a co najważniejsze, nie rujnuję się kompletnie, ponieważ wszystkie są w cenach „surowca wtórnego”, za którymi nie stoją korporacyjne narzuty, potencjał komercyjny, logo, mandaty z fotoradarów, albo podatek od deszczu ministra Rostowskiego, chociaż na pchlim targu silny mróz akurat nie wróży odwilży… 

PS (lub cywilizacyjne Post Mortem): Frank Zappa, „Sleep Dirt”, Warner 1976, Pete Townshend, „White City – The Novel”, Atco 1985, Randy Newman, „Land Of Dreams”, Warner 1986, Roger Chapman, „Hyenas Only Laugh For…”, RCA 1989, Joan Baez, „Greatest Hits”, Electrola 1972, Lou Reed, „Walk On The Wild Side – The Best Of”, RCA 1972, Al Steward, „The Passages", RCA 1978, Bruce Hornsby, „And The Range”, RCA 1986, Koral, „Koral”, Pepita 1981.

7 komentarzy:

  1. świetny artykuł




    sławek

    OdpowiedzUsuń
  2. Odsłuchiwanie muzyki w formacie analogowym, w sposób oczywisty poprzez konieczność posiadania niezbędnego do tego sprzętu audio, ma też ograniczony zasięg czasoprzestrzenny, co ułatwia skupienie uwagi i w istotny sposób zmienia głębię recepcji.

    Pełna zgoda. Dlatego nie wyrzucam kaset. Słucham czego się da, co mam z kaset. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odsłuchiwanie muzyki w formacie analogowym, w sposób oczywisty poprzez konieczność posiadania niezbędnego do tego sprzętu audio, ma też ograniczony zasięg czasoprzestrzenny, co ułatwia skupienie uwagi i w istotny sposób zmienia głębię recepcji.

    Polecam słuchanie kaset. nie wyrzucam, słucham z kaset, co mam do słuchania, co zostało. dźwięk tragiczny tez nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie mam płacone od komentarza. pusty łeb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. merytorycznych komentarzy nigdy dosyć. by the way - ja także trzymam stare kasety, a nawet staram się, żeby ich liczba co jakiś czas rosła. ostatnio z wielką przyjemnością odsłuchałem na moim "kaseciaku-potworze" jedynkę Suede:)

      Usuń
  5. Bardzo fajny artykuł, Piotrek.

    Jesienią Marta przywiozła mi z Zakopanego niezapomnianą pamiątkę: starutki komiks o Janosiku i jeden z wczesnych winyli Johnny'ego Casha. Nauczyłem się słuchać muzyki dzięki dwupłytowemu wydaniu "Greatest Hits II" Queen na winylu i płytom Genesis. Fakt, żaden plik nie przynosi takich doznań. Jest coś "stymulującego" w wosku. A o gramofonie to nawet nie wspomnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał tak, pamiętam (miałem) ten komiks. chociaż posiadam całą dyskografię Genesis na cd, najczęściej katuję "Nursery Cryme" z trzeszczącego winyla. jak powiadam, stare naleciałości na człowieku odkładają się patyną:)

      Usuń