Żyjemy w czasach nominalnych, w których wszystko ma
swoją cenę. Stąd w języku ekonomii, kupowanie płyt winylowych w czasach kryzysu
finansowego to nic innego jak rodzenie się nowej rzeczywistości wymagającej
zmiany podejścia do inwestowania, a więc zmiany sposobu tworzenia portfela
inwestycyjnego. Tym samym zwożąc do domu stertę płyt analogowych, zgodnie z nomenklaturą
ekonomiczną gromadzę tak zwane aktywa emocjonalne, które potem z zyskiem mogę
odsprzedać na rynku. Biorąc pod uwagę prawa popytu i podaży i tak nie jestem w
stanie sobie wyobrazić, że jakimś cudem mógłbym na moich zakurzonych, zabłoconych
bądź zasypanych śniegiem bazarkach natrafić na jedyną kopię płyty „That`ll Be
Day/In Spite of All the Danger” zespołu Quarryemen (pierwszej grupy Johna
Lennona), która jest obecnie warta około 180 tys. dolarów. Unikalne wydanie
albumu „Yesterday and Today” The Beatles z okładką, na której muzycy pozują z
kawałkami zakrwawionego mięsa oraz członkami i korpusami zdekompletowanych
lalek zostało sprzedane niedawno za 38,5 tys. dolarów. Zejdźmy na ziemię – ceny
rzadkich płyt na rynku w Polsce bywają nieporównywalnie mniejsze niż na
światowych aukcjach. Jak podaje Izabela Pruchnicka-Grabias, redaktorka książki
„Inwestycje alternatywne”, oryginalne wydanie płyty „Ambicja” zespołu Deadlock
zostało zakupione na allegro za 711 zł. Wydana w niewielkim nakładzie płyta „Extravaganza”
Czesława Niemena i Michała Urbaniaka została sprzedana na tym portalu w 2007
roku za 2000 zł. Za unikatową płytę test pressing „Live 2” zawierającą nagrania
koncertowe Maanamu, która ukazała się w 3 egzemplarzach, pewien prywatny
kolekcjoner zapłacił 1000 zł. Przykładem wzrostu wartości płyty na przestrzeni
lat może być wydanie orkiestry Henryka Debicha „String Beat”, którą dzisiaj
można kupić za 150-200 zł, a jeszcze
parę lat temu płyta z podobnym repertuarem była sprzedawana w antykwariatach za około 5 zł. Nie kupuję płyt z myślą
o przyszłym zysku, a w moim domu co jakiś czas wybrzmiewa dialog, który
prowadzę z niemal już dorosłymi dziećmi, dręczącymi mnie, że pewnego dnia w ramach generalnych porządków wyniosą mój zbiór płyt na śmietnik. I nie powiem, żeby ta być może
tylko pozornie skryta za żartobliwym tonem daremność gromadzenia była mi tak
zupełnie niemiła. Skoro dziś w określeniu „aktywa emocjonalne” najważniejsze są
aktywa, nie warto mu okazywać nadmiernych emocji.
Po stronie pasywów: Yes „Yesssongs”, Atlantic
1973, Klaus Schulze „Irrlicht”, Brain (1972), Emerson Lake Palmer „Tarkus”,
Manticore (?), Jan Akkerman „Tabernakel”, Atlantic 1973, Emerson Lake Palmer „Works
vol.1”, Ariola 1973, Emerson Lake Palmer „Welcome Back My Friends…”, Manticore
1974, Klaus Schulze „Black Dance”, Brain 1974, Klaus Schulze „Moondawn”, Brain
(1976), Santana „Festival”, CBS 1976, John McLaughlin, Al Di Meola, Paco De
Lucia „Passion Grace & Fire”, Phonogram 1983, Rick Wakeman „A&M
Records, 1976, Klaus Schulze „Picture Music”, Brain 1974, Rory Gallagher „Calling
Card”, Chrysalis 1976.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz