Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze
spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i
religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna
forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale
„wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących
wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które
zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym
ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem
zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w
międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w
przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma
wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji
towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może
wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…
Piotr Gajda: Jaki masz
stosunek do własnego debiutu? Jakbyś scharakteryzował instytucję debiutu w
ogóle?
Artur Fryz: Lubię swój
debiut. Oczywiście, jeśli idzie o poetycki debiut książkowy. Inne debiuty, poza
seksualnym, niespecjalnie pamiętam. Z debiutem w moim przypadku było tak, że z
racji jego specyfiki i tego, że byłem już człowiekiem w pewnym wieku zupełnie
nie liczyło się dla mnie to, że to pierwsza moja książka. Ważna była sama
książka: „miasto nad bitwą. 24 sonety municypalne”. To co w niej jest. Nie
brała udziału w żadnych konkursach. Nikt jej jako debiutu nie omawiał. Jednak
doczekała się recenzji na łamach prasy ogólnopolskiej a co ważniejsze dorobiła
się drugiego wydania, co w przypadku książek poetyckich dzisiaj nieczęste.
Kiedy wymyślałem konkurs na poetycki debiut książkowy roku w Kutnie (był rok
2004), sytuacja była dla debiutantów trudna, a konkursów tego typu było
niewiele. Dzisiaj jest ich znacznie więcej i myślę sobie, że teraz jest deficyt
inicjatyw wspierających kolejne książki poetyckie danego autora. Skoro rynek
nie ułatwia poetom wydawania książek, niech się to dzieje przez różne społeczne
i państwowe inicjatywy. Nagradzajmy za drugą, trzecią i może piątą książkę.
Zachęcam.
PG: Czy Twoim zdaniem możemy
jeszcze w Polsce mówić o ogólnopolskim obiegu krytyczno-literackim? Czy
uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej doczekała się choćby
śladowego omówienia?
AF: Myślę, że nie możemy
mówić o takim ogólnopolskim obiegu, ale ja z tego powodu nie płaczę. Uważam, że
to naturalne. To, co nazywamy kulturą starożytnych Aten adresowane było
wówczas, kiedy powstawało do najwyżej kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Całe Ateny
liczyły około 150 tysięcy mieszkańców. To taka liczba, jaka dzisiaj zamieszkuje
w Polsce obszar powiatu. A żywimy się tą kulturą już dwa tysiące lat. Nie jest
wykluczone, że to, co rodzi się w literaturze, dajmy na to w powiecie
tomaszowskim czy kutnowskim, jest równie ważne jak zjawiska opisywane w tzw.
mediach centralnych. Ta atomizacja życia literackiego nie wydaje mi się czymś
złym. Co nie znaczy, że nie istnieje potrzeba spojrzenia całościowego. Cenię
takie próby ogarnięcia przynajmniej ważniejszych aktualnych zjawisk
literackich. Nie do przecenienia w dziedzinie poezji jest tu np. aktywność
Karola Maliszewskiego. Jeśli można mówić o przynajmniej śladowym omówieniu
ostatniej dekady, to chyba w jego przypadku. Ale oczywiście rzecz wciąż jest do
opisania. Ważne to dla mni także z egoistycznego punktu widzenia, bo wszak w
ostatniej dekadzie ukazały się niemal wszystkie moje dotychczas wydane tomiki.
PG: Czy w naszym kraju
istnieje wyraźny podział na środowiska poetyckie, czy raczej mamy do czynienia
z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi po kraju – kojarzonymi wyłącznie geograficznie?
AF: Są chyba jakieś nie
tyle środowiska, co przyjaźnie poetyckie. Geografia odgrywa tu dużą rolę,
wzmocniona przez pisma literackie. Wyraźnie widać mocne ośrodki, wokół których
krystalizuje się jakaś wizja poezji. Tak jest w przypadku Wrocławia z Portem Literackim.
Coraz silniejszą rolę odgrywa Sopot i środowisko „Toposu”, bo o takim można już
mówić. Charakterystyczne, że wśród pięciu książek, wydanych w roku 2011,
nominowanych do nowej poetyckiej nagrody „Orfeusza” znalazły się trzy wydane
przez Towarzystwo Przyjaciół Sopotu i dwie Portu Literackiego. Wybrzeże i Śląsk
rządzą chyba dziś geograficznie w poezji. Goni te ośrodki Łódź wraz z
okolicami, nieco pola ustępują ostatnio Warszawa i Kraków. Warto jednak
podkreślić, że wymienione ośrodki przygarniają poetów z różnych okolic Polski.
Wszak nagrodzony Silesiusem we Wrocławiu debiutant Tomasz Bąk jest mieszkańcem
Tomaszowa Mazowieckiego, zaś nominowana do Orfeusza książka Wojciecha Kudyby
wydana w Sopocie, napisana została przez poetę mieszkającego na stałe w Nowym
Sączu.
PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w
Polsce? Pełnią obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie
literackie? Czy jest uprawnione, aby ich werdykty umownie nazywać
„środowiskowymi”?
AF: Myślę, że w wielu
przypadkach dostrzec można pewną „środowiskowość” tych nagród. Jednak, jak już
wspomniałem, nie płaczę wcale po stracie ogólnopolskiego, uniwersalnego obiegu
literatury i nie cierpię z powodu braku niepodważalnego obiektywizmu werdyktów
różnych konkursowych gremiów. Chcę wierzyć, że sporo jest jurorów dobrej woli.
A że dziś nie sposób objąć całości zjawisk, to jest przekleństwo, ale i
nieodparty urok wielości. Nie boli mnie to, bo wszak nie w nagrodach leży siła
literatury. Ostatnio wielkim odkryciem była dla mnie lektura tomiku Olgi
Kubińskiej „Zaduszki”. Nie znalazła się ta książka wśród dwudziestki
nominowanych do Orfeusza, choć z kuluarowyh opowieści wiem, że niektórzy z
jurorów zwrócili na nią uwagę. Ale ja, jej anonimowy czytelnik, byłem wyjątkowo
obdarowany. Przez kilka dni życie smakowało mi inaczej. To jest sens wydawania
poetyckich książek. Jeśli taka lektura poetycka mi się zdarza, a zdarza mi się
co jakiś czas, mogę mieć werdykty wszystkich szacownych gremiów w głębokim
poważaniu. Zarazem jednak nawołuję: fundujcie poetom nagrody! Niech i oni, choć
przez parę dni pławią się w luksusie i atmosferze sukcesu. Nie żałujmy im tego
doświadczenia. Jak są mistrzami pióra, to i z tego jakoś się wywiną, jak nie są
– to może zainwestują w naszą gospodarkę.
PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w
ostatnim czasie dołączyły do nich kolejne nowe nazwiska?
AF: Nigdy jakoś nie
naśladowałem współczesnych świadomie, więc nie wiem, którzy z nich ton
współczesności nadają. Ci, których podpatrywałem, już odeszli w krainę cieni:
Psalmista, Villon, Sęp-Szarzyński, Czechowicz, Białoszewski, Brodski, Herbert,
Norwid, Stachura, Baudeleaire, Rilke, Eliot, Pound, Mandelsztam, Kawafis. Mam
jednak jakieś swoje hierarchie. I pierwszą dwunastkę Żywych Poetów pewnie ułożyłbym
tak: Tadeusz Różewicz, Jarosław Marek Rymkiewicz, Bohdan Zadura, Ewa Lipska,
Krzysztof Karasek, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Janusz Styczeń, Janusz Szuber,
Piotr Sommer, Marcin Świetlicki, Wojciech Kass i Wojciech Wencel. Oni pewnie
nadają ton. Jeśli chodzi o tych, którzy debiutowali w ostatniej dekadzie, to
wielkie wrażenie zrobili na mnie Krzysztof Bieleń, Mariusz Więcek i Anna
Wieser. Z tych starszych, ale godnych uwagi, warto pamiętać o Sławku Matuszu i
Jurku Suchanku. Oni jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, ale ostatnio
wydane wybory ich wierszy pokazują, że zrobili już naprawdę sporo. I jeszcze,
choć nie wiem, gdzie ją chronologicznie umieścić, bo debiutowała w latach
90-tych, to czuję, że nie mogę tego nazwiska opuścić: Marta Podgórnik. I… mógłbym
wymieniać więcej, bo czytam dużo wierszy i uważam, że choć przemysł wydobywczy
w Polsce znajduje się w kryzysie, to z wydobywaniem z siebie niebanalnego słowa
nie jest w naszym kraju najgorzej.
PG: Portale poetyckie – jaką
pełnią rolę?
AF: Myślę, że bardzo
ważną. Zwłaszcza młodzi ludzie, którzy już rzeczywistość wirtualną traktują już
jak bardzo ważny składnik rzeczywistości w ogóle, mogą znaleźć tam przestrzeń
dla siebie. Mniej tu nacisków pieniądza i władzy, trochę większa ulotność i
niepewność kryteriów. Ja uwielbiam przedmioty, które niosą słowo w sposób nieco
bardziej trwały niż internet: książki, czasopisma. Przeraża mnie nieco ulotność
słowa w internecie. Ale to świetne narzędzie, choćby w przypadku imprez
literackich. Dzięki internetowi o „Złotym Środku Poezji” w Kutnie mogą się
dowiedzieć Polacy na całym świecie i nie muszę w tym celu całować w dupę
dziennikarzy z ogólnopolskich mediów na przykład lub płacić za promocję wierszy
jak za reklamę piwa.
PG: Jaka według Ciebie jest
przyszłość poezji?
AF: Poezja, jak wszystko,
nie ma tu przyszłości. No Future. Tylko cudownie ponure, co rusz się
przejaśniające TERAZ.
* Artur Fryz – urodzony w 1963 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Ukończył filologię
polską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 2005 roku organizuje Festiwal
„Złoty Środek poezji”. Mieszka w Kutnie. Wydał tomy poetyckie: miasto
nad bitwą. 24 sonety municypalne (2001), przed zamknięciem (2002), wspólne
miejsca (2007) i czytanie z
księgi świętego kłapouchego (2010).
Sopot ma swoją nagrodę literacką, ale spierałbym się, czy dzięki temu Trójmiasto jest jednym z głównych ośrodków współczesnej poezji. Łódź jest dużo bardziej dynamiczna, Topos - konserwatywny i ideologiczny. wydaje książki głównie o Bogu, zwykle dość przeciętne. Orfeusz tego nie zmieni, choć najwyraźniej jest to próba dołączenia do peletonu. po jednej edycji trudno oceniać. Topos zawsze będzie poza mainstreamem, rodzajem prowincji ze względu na założenia programowe tego pisma. a te założenia są hermetyczne, odporne na awangardę i przenikanie.
OdpowiedzUsuńS.
To "konserwatywny" i "ideologiczny" Topos poprzez nagrodę Rilkego nagradzał takich poetów jak Różycki, Baczewski, Bargielska, Jarosz, Dehnel, Lech i inni zanim literacki "mainstream" dostrzegał w ogóle ich istnienie. Arkusze drukowali tu Zadura, Sosnowski, Podgórnik inni. Dykcja jaką posługuje się np. Krzysztof Karasek jest właśnie awangardowa. Nie wiem natomiast, co rozumie Pan przez "awangardę", ale jeśli chodzi o "przenikanie" - to Pana wypowiedź jest przeniknięta. Stereotypem i powierzchownością.
OdpowiedzUsuńNależy podkreślić, że branie udziału w konkursie im. Rilkego przez Karaska byłby - oględnie mówiąc - nie na miejscu. Przez Kuczkowskiego, Kassa itd. - również. Stąd wygrywali go wspomniani poeci - i dobrze. Ale nagroda Orfeusz, mająca na razie nie tyle wymiar prestiżowy (na razie go nie wypracowała - i nigdy nie wypracuje, jeśli następnym laureatem zostanie Kuczkowski lub Kass), ile finansowy, już wyraźnie uwidacznia familijne skłonności trójmiejskiego środowiska. Nie jego jednego zresztą. Dostał Karasek - w porządku. Ale czy Krzysztof Karasek jest poetą awangardowym? Według aparatu pojęciowego, który ma do zaoferowania akademia - niewykluczone, że tak, że spełnia odpowiednie i znane kryteria. Według tego, co dzieje się w liryce współczesnej od dwudziestu lat - zdecydowanie nie.
OdpowiedzUsuńMainstream dostrzega szybko. W czasie, kiedy konkurs Rilkego wyróżniał wypisanych autorów, Dehnel był już po nominacji do Bierezina, Baczewski i Różycki po debiucie, Bargielska i Lech wygrywały w tym samym czasie wiele konkursów, Rilke był tylko jednym z nich. to zresztą dobry konkurs jak i inne toposowe.
OdpowiedzUsuńWizytówką Toposu jest biblioteka książek dołączanych do pisma a nie konkurs Rilkego, który jest jak wszystkie konkursy tylko polowaniem na talenty. I to jest niestety słaba biblioteka.
Chociaż jak spojrzeć na wyniki nagrody Gałczyńskiego, to jest to najlepsze wydawnictwo poezji w Polsce... Dla niektórych jest to wyznacznik, że "Wybrzeże i Śląsk rządzą chyba dziś geograficznie w poezji"...
OdpowiedzUsuńKonkurs Rilkego:
OdpowiedzUsuńRóżycki – 1997 r./ debiut książkowy 1997 r.
Bargielska - 2001 r./ debiut książkowy 2003 r.
Dehnel – 2001 r./debiut książkowy 2004 r. (właściwy, bo zbiór opowiadań Kolekcja, to młodzieńcza wpadka)
Jarosz – 2005 r./ debiut książkowy 2006 r.
Lech – 2007 r., / debiut książkowy 2009 r.
Na daty proszę się ze mną nie ścigać, bo się można nie wyguglać. Pewnych rzeczy nie ma w internecie, ale jednak istnieją. W każdym z wymienionych wypadków, autor pozostawał jeszcze praktycznie nieznany, bo że otrzymywał nagrody w lokalnych konkursach, to żaden argument. To wydanie książki można uznać za obiektywny wyznacznik. Mainstreamowy Bierezin? (ha, ha!) Konkurs Bierezina jest tak samo „mainstreamowy” jak Rilke. A Konkurs Rilkego tak samo jest wizytówką pisma jak biblioteka, podobnie zresztą seria arkuszy, czy to Panu to pasuje, czy nie.
W bibliotece Toposu – wydawał nieznany wtedy Dąbrowski, wydawał i jurorował Baczewski, publikowali Polkowski, Karasek, Hoffman (wiem, to żaden argument – że pewnych autorów przywrócił „Topos”, wyciągnął z cienia), Kudyba, Koehler. Pod jednym względem ta biblioteka rzeczywiście jest słaba – nie ma tu tomików nominowanych do Nike, Gdyni albo Silesiusa. Nie ma – bo autorzy nie reprezentują idiomów poetyckich preferowanych przez jurorów z tamtych instytucji. Że liryka religijna nie jest gdzie indziej doceniana? Wydawać się ją jednak powinno, więc robi to „Topos” - jak rzekł klasyk:”Daj mu tam, gdzie go nie ma”.
I założę się, że niektórzy wyżej wymienieni poeci nagrodzeni w Rilkem nie chcieli wydać książki w Bibliotece Toposu nawet mając taką propozycję... ze względów taktycznych. Bo straciliby szansę na zauważenie, spektakularną jak widać z perspektywy lat kilku karierę.
Piszę to wszystko, nie po to, żeby karmić trolla i ataki innych frustratów zza węgła. Jedynie dlatego, że często słyszę tego typu „pogłębione” opinie, różnych niedocenionych poetów, konkursowiczów, wierzących w hierarchie – Nike to, Gdynia tamto, ten i inny autor zbiera dużo nagród w konkursach. A teraz jeszcze: Orfeusz tamto, ale nie mają szans...
To jest zwykłe buractwo. Czytajcie wiersze a nie skupiajcie się na tym całym cyrku.
Pan mnie nie zrozumiał. Napisałem, że Baczewski był po debiucie i był. Napisałem, że Różycki był po debiucie - i był. Napisałem, że Lech wygrywała wiele konkursów - i wygrywała. Napisałem, że Dehnel miał nominację do Bierezina - i miał. Pan zaprzecza argumentom, które nie padły, proszę czytać uważniej.
OdpowiedzUsuńŻaden z tych autorów nie pozostawał nieznany, to że Pan być może ich nie znał, to nie znaczy, że o nich nie mówiono, przeciwnie. Po prostu brakuje Panu wiedzy na ten temat, potwierdza Pan to zresztą dziwiąc się marce konkursu Bierezina. To zupełnie inna kategoria niż konkurs Rilkego na trzy wiersze. Bierezin na książkę, wygrani i nominowani dostawali "kopa" naprzód zupełnie innego rzędu niż nagroda w konkursie Rilkego. Zresztą wylicza Pan niektórych z nich chwaląc bibliotekę Toposu, a jednocześnie deprecjonuje konkurs, który ich wypromował. Proszę sobie nie przeczyć. Topos wydając arkusze bierze poetów wypromowanych m.in. w Bierezinie, bo to właśnie Bierezin nadaje (a właściwie do niedawna nadawał) ton.
Pańskie zdanie o nieznanych autorach i lokalnych konkursach jest kolejnym świadectwem nieznajomości realiów. Po pierwsze, proszę sprawdzić co i gdzie wygrywała np. wspomniana Lech. Po drugie - Rilke był w tamtym czasie jednym z wyżej cenionych konkursów, ale jednym z kilkunastu. Proszę o więcej szacunku lub doinformowanie się o innych równie ważnych konkursach.
Jeśli ktoś nie chce wydać w bibliotece Toposu, to widocznie ma powody. Pan jednak pozostaje tu w sferze przypuszczeń, które lepiej gdyby Pan zostawił dla siebie.
Deprecjonuje Pan rolę Gdyni, czy Silesiusa, o których pisze Pan dość dwuznacznie. Jeśli wyniki Silesiusa można uznać za podejrzane, to tym bardziej wyniki Gałczyńskiego są co najmniej rażące. To jedyna nagroda w Polsce (o ile wiem) w której wydawca jest jurorem i książki z jego wydawnictwa to 3/5 nominacji.
To Pan mnie nie zrozumiał.
OdpowiedzUsuńW każdym z wymienionych wypadków, w tamtym określonym momencie, to konkurs Rilkego budował prestiż tych poetów a nie na odwrót. I to, że Różycki odebrał już tomik z drukarni, Dehnel pojawił się w Bierezinie a Asia Lech dużo startowała w konkursach tego faktu nie zmieni.
Nie deprecjonuję konkursu Bierezina. To ważny konkurs. Nie uważam go tylko za mainstreamowy - to dla mnie nawet zaleta.
W tegorocznej Gdyni np. aż trzy książki z Biura były nominowane i jakoś nikt się nie dziwi, że od lat dwa wydawnictwa zgarniają tam gros nominacji - Biuro z pewną poznańską oficyną na przemian,
że ten sam juror raz nominuje w Gdyni, raz w Silesiusie i że nagrodę Gdynia można utożsamić z UAM w Poznaniu.
Ich prawo a ja wcale nie muszę uznawać tych nominacji za obiektywne. Ale mam prawo o tym pisać, tak jak Pan ma prawo krytykować Orfeusza - tylko raczy się Pan podpisać imieniem i nazwiskiem
a nie produkować anonimy.
Rozumienie poezji współczesnej i mechanizmów życia literackiego nie polega (tylko) na śledzeniu ruchów w konkursowym planktonie.
A to dla Pana są "realia". Te "realia" Panu nic nie pomogą, gdy nie będzie Pan rozumiał pojęć "awangarda", "ponowoczesność", "mainstream" itp. a każde swoje niedouczenie zbywał słowem "akademia".
Poeci startujacy w dużej ilości konkursów czasami nie potrafią się wyzwolić z myślenia kategoriami konkursowymi.
Być może to również Pański przypadek.
Proszę to sobie przemyśleć.
Wie Pan, mam wrażenie, że ma Pan charakterystyczny problem. Po skończeniu szkoły podstawowej młody człowiek może mieć wrażenie, że historia świata to głównie historia Polski. Podobnie z innymi skutkami propagandy. Po lekturze "Dywizjonu 303" ludzie sobie wyobrażają, że dywizjon 303 wygrał Bitwę o Anglię. Po obejrzeniu "4 pancernych" myślą, że polski czołg wygrał 2 wojnę światową.
OdpowiedzUsuńCo to ma do rzeczy? To, że ludzie z Wybrzeża lub jakoś związani z Toposem mają przekonania, które nijak nie przystają do rzeczywistości i dla osób spoza Wybrzeża lub z Toposem niezwiązanych wyglądają absurdalnie. Jest to również moje odczucie, kiedy czytam Pana posty. Peryferie na których Pan tkwi wydają się Panu pępkiem świata, podobnie jak dla wielu naszych krajan, będących "na bieżąco" z popularną prasą świat składa się z Polski i USA oraz jakichś tam drobiazgów. Tu się okazuje, że "Wybrzeże i Śląsk". No, niestety...
Zaprzecza Pan sobie znowu. Najpierw powołuje się pan na konkurs Rilkego jako opiniotwórczy, potem deprecjonuje Pan inne konkursy, potem twierdzi,że konkursy to plankton. A ponad konkursami są nieobiektywne Pana zdaniem nagrody literackie, poza jedną, jak Pan twierdzi - Orfeuszem. Czyli Orfeusz i Rilke, a reszta to plankton? To ma być obiektywny przegląd?
Rilke - powtarzam - to jeden z wielu konkursów tak samo opiniotwórczy jak inne. Polowanie na talenty. Nie ma poety, który wyłącznie dzięki konkursowi Rilkego zrobiłby karierę, jest natomiast wielu, którzy zrobili dzięki konkursowi Rilkego łącznie z wieloma innymi i tylko takie znaczenie (część "planktonu") konkurs Rilkego posiada. Jest też wielu poetów, którzy w Rilkem dostali nagrody i nic z tego nie wynikło. Naturalnie z punktu widzenia peryferii sprawa może wyglądać inaczej.
Proszę nie zapominać, że słowo "awangarda" poza znaczeniem historycznoliterackim ma też znaczenie podstawowe, słownikowe. Używanie go naprzemiennie nie świadczy o niedouczeniu. słów "ponowoczesność" i "akademia" nie użyłem, tu się wypowiada więcej osób. Myślę, że powinien Pan tu chwilowo odłożyć nawyki wykładowcy, bo są równie deformujące, jak nawyki owych poetów, startujących nałogowo w konkursach, których Pan skrytykował.
Pozostanę anonimowy. Nikomu nie ubliżam, anonimowość umożliwia mi prawo do prywatności, a moje argumenty są na tyle silne, że nie potrzebują podpierana nazwiskiem.
pozdrawiam, a czy Pan "przemyśli to sobie" czy nie, to już zostawiam Panu. Nie będę akademicki.
Niektóre konkursy literackie są opiniotwórcze przed książkowym debiutem, w tym Rilke, Bieriezin.
OdpowiedzUsuńTo z moich wypowiedzi wynika jasno.
Żadna nagroda nie jest obiektywna.
Co do Pańskich wyobrażeń na mój temat, Toposu, Wybrzeża, Śląska, uniwersytetów
oraz innych peryferii nie będę się wypowiadał.
To Pańska "rzeczywistość". Pozdrawiam. Bez odbioru.
*Bierezin.
OdpowiedzUsuń