Jarmark w S. nigdy nie był moim ulubionym
miejscem wyciągu. Bo jest udawanym handlem starzyzną, gdy w rzeczywistości
kwitnie w nim profesjonalny biznes. To raj dla handlarzy wyznających prostą
kupiecką zasadę „kupić tanio, sprzedać drogo”. Nie ma w nim, choćby grama
romantyzmu, odkrywania zaniedbanego, zapomnianego artefaktu, który w naszych
rękach odzyska dawny blask. Bardzo rzadko w S. coś kupuję, dlaczego więc wciąż
tam jeżdżę? Przede wszystkim po to, żeby nie przesadzić z osobistą donkiszoterią,
ponieważ zarówno branża muzyczna jak i literacka to także biznes. Nawet na tym
najniższym poziomie, jakim jest rynek wtórny. Płyty, książki wydaje się po to, by
zarabiać pieniądze. Starzyzną handluje się dla forsy. Naddatek emocjonalny,
który towarzyszy mojemu zbieractwu jest nawisem szczególnym, osobistym. I tak
to zostawmy. W tym sezonie w S. dokonałem dotychczas tylko jednej transakcji. Od
dwóch braci odkupiłem niewielką część kolekcji ich ojca, bodajże około dwudziestu płyt kompaktowych
z klasyką rocka progresywnego. Po krótkiej rozmowie i sfinalizowaniu zakupu wydawali się być zadowoleni, że część płyt ich taty trafi w dobre ręce. Muszę o tym pamiętać,
że los mojej kolekcji za nie tak wiele już lat będzie łudząco podobny. Jak i los
setek wielu innych zbiorów, które rozczłonkowane w przeszłości trafiały w moje
i w cudze ręce. Bo za sto lat w naszych domach zamieszkają obcy ludzie, którzy
będą używali naszych rzeczy. Niczego nie będzie nam dane ocalić, nawet pamięci
o nas samych. Oto jeden z powodów uprawiania przeze mnie wyciągu. Wszystko, co
daremne jest w końcu najważniejsze.
środa, 18 września 2024
Wyciąg z ruinowiska (strictly commercial)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz