Do
„Hostelu” dotarła przysłana przez wydawcę (K.I. T. Stowarzyszenie Żywych
Poetów, Brzeg 2024) książka Juliusza Gabryela Element piąty.
Poeta zmarł w 2018 roku, a już po jego śmierci w Domu Literatury w Łodzi i
Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi ukazał się tomik zatytułowany Lustrzane
fikcje. Teraz sytuacja się powtórzyła. Przyjaciele wydali nową książkę utalentowanego poety z
Kluczborka.
Element piąty to wiersze zarówno wybrane, jak i zebrane, pochodzące
z czterech książek Gabryela, ale także z
przejrzanych i namierzonych czasopism literackich i witryn internetowych.
Zarazem są to wiersze wybrane, nie wrzucono bowiem do książki wszystkich
wierszy oraz ułożono je w nowym układzie redakcyjnym. Spiritus movens przedsięwzięcia
jest nieoceniony Radek Wiśniewski (wraz ze spółką wspomnianych przyjaciół
Gabryela, o których przeczytacie w notce redakcyjnej), w jej wydaniu dopomógł
też Samorząd Województwa Opolskiego. Podobno Juliusz Gabryel miał w komputerze założony
folder pod nazwą „Element piąty”, ale znajdowało się w nim tylko sześć wierszy.
Nowy, pośmiertny tom zawiera ich 145, jest więc najpełniejszym zbiorem wierszy
Gabryela. Zbiorem koniecznym, ważnym, potrzebnym.
Juliusza Gabryela nigdy nie poznałem. Moja jedyna z
nim styczność to jego miły komentarz pod jednym z moich wierszy wrzuconych na
fejsa. Mimo to od zawsze czułem z nim liryczne powinowactwo. Śledziłem jego twórczość, odnajdywałem w niej dla siebie dużo dobrego. Julek jest dla mnie idealnym
przykładem, rzekłbym – wzorem z Sèvres – poety za życia
niedocenionego, pomijanego. W zalewie nominacji do nagród poetyckich tomów z
poezją bezpieczną, wypośrodkowaną, nie czyniąca nikomu żadnej szkody (ani nie
przynoszącej pożytku) poezja Gabryela to cios w słoneczny splot.
W Elemencie piątym widać to wyraźnie;
Gabryel był poetą „nad krawędzią”, lirycznie funkcjonującym na pograniczu życia
i śmierci, jawy i snu. Swoim pisarskim istnieniem poniekąd realizował własne
nieistnienie, zanikanie, znikanie. Można powiedzieć, że w swoich wierszach stawał
po stronie cienia. Tańczył z osobistymi demonami i opresjami (tańczył z
wilkami). Udało mu się boleśnie i wyraźnie to zaznaczyć swoją nagłą nieobecnością.
Słusznie o poezji Gabryela napisał onegdaj Rafał Gawin, dlatego warto go w tym
miejscu zacytować: „Zresztą czym może być poezja, jeśli nie świadomą lub
nadświadomą gospodarką pustkami i pełniami; ucieczką od złotego środka,
który mami symetrią? Paradoks wierszy Gabryela polega właśnie na tym, że
szukając tej wewnętrznej granicy, opowiadał się za jej doraźnym znoszeniem.
Unieważnianiem w rytmie wiecznego łaknienia prawdy, dla której brakuje
miejsca zwłaszcza w świetle”.
Już za późno, żeby nadrobić dotkliwe nieopisanie
twórczości tego znakomitego poety ze środowiskowo no name Kluczborka.
Istnieje wiele Kluczborków, czasem pod nazwą Tomaszów Mazowiecki, kiedy indziej
Brzeg, czy Radom. W takich miastach pozostaje nikły ślad węglowy poety („(..) chciałbym,
aby Twoje miasto w końcu się na Tobie poznało, zrozumiało, że to ono miało
przywilej, że w nim mieszkałeś, a nie na odwrót, i żeby coś z tej świadomości
wynikło (…)” – napisał Radek Wiśniewski (w zamiast wstępu). Wynikło. Pozostały
wiersze, jedyne możliwe świadectwo przeciwko ludzkiej nieuwadze.
Juliusz Gabryel
Oddech
W moim domu śmiertelnym
serce bije głośniej od deszczu
serce piękne jak kwiaty
wokół białej trumny
W moim domu śmiertelnym
okno otwiera skrzydła
Przez naderwane dłonie
drzew wiatr niesie mi oddech
Ten strzał mnie pochwyci
Ten strzał mnie uniesie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz