sobota, 7 września 2024

Korespondencja (61)

Do „Hostelu” dotarła przysłana przez wydawcę (K.I. T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2024) książka Juliusza Gabryela Element piąty. Poeta zmarł w 2018 roku, a już po jego śmierci w Domu Literatury w Łodzi i Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi ukazał się tomik zatytułowany Lustrzane fikcje. Teraz sytuacja się powtórzyła. Przyjaciele wydali nową książkę utalentowanego poety z Kluczborka.

Element piąty to wiersze zarówno wybrane, jak i zebrane, pochodzące z czterech książek Gabryela, ale także z przejrzanych i namierzonych czasopism literackich i witryn internetowych. Zarazem są to wiersze wybrane, nie wrzucono bowiem do książki wszystkich wierszy oraz ułożono je w nowym układzie redakcyjnym. Spiritus movens przedsięwzięcia jest nieoceniony Radek Wiśniewski (wraz ze spółką wspomnianych przyjaciół Gabryela, o których przeczytacie w notce redakcyjnej), w jej wydaniu dopomógł też Samorząd Województwa Opolskiego. Podobno Juliusz Gabryel miał w komputerze założony folder pod nazwą „Element piąty”, ale znajdowało się w nim tylko sześć wierszy. Nowy, pośmiertny tom zawiera ich 145, jest więc najpełniejszym zbiorem wierszy Gabryela. Zbiorem koniecznym, ważnym, potrzebnym.

Juliusza Gabryela nigdy nie poznałem. Moja jedyna z nim styczność to jego miły komentarz pod jednym z moich wierszy wrzuconych na fejsa. Mimo to od zawsze czułem z nim liryczne powinowactwo. Śledziłem jego twórczość, odnajdywałem w niej dla siebie dużo dobrego. Julek jest dla mnie idealnym przykładem, rzekłbym – wzorem z Sèvres – poety za życia niedocenionego, pomijanego. W zalewie nominacji do nagród poetyckich tomów z poezją bezpieczną, wypośrodkowaną, nie czyniąca nikomu żadnej szkody (ani nie przynoszącej pożytku) poezja Gabryela to cios w słoneczny splot.

Elemencie piątym widać to wyraźnie; Gabryel był poetą „nad krawędzią”, lirycznie funkcjonującym na pograniczu życia i śmierci, jawy i snu. Swoim pisarskim istnieniem poniekąd realizował własne nieistnienie, zanikanie, znikanie. Można powiedzieć, że w swoich wierszach stawał po stronie cienia. Tańczył z osobistymi demonami i opresjami (tańczył z wilkami). Udało mu się boleśnie i wyraźnie to zaznaczyć swoją nagłą nieobecnością. Słusznie o poezji Gabryela napisał onegdaj Rafał Gawin, dlatego warto go w tym miejscu zacytować: „Zresztą czym może być poezja, jeśli nie świadomą lub nadświadomą gospodarką pustkami i pełniami; ucieczką od złotego środka, który mami symetrią? Paradoks wierszy Gabryela polega właśnie na tym, że szukając tej wewnętrznej granicy, opowiadał się za jej doraźnym znoszeniem. Unieważnianiem w rytmie wiecznego łaknienia prawdy, dla której brakuje miejsca zwłaszcza w świetle”.

Już za późno, żeby nadrobić dotkliwe nieopisanie twórczości tego znakomitego poety ze środowiskowo no name  Kluczborka. Istnieje wiele Kluczborków, czasem pod nazwą Tomaszów Mazowiecki, kiedy indziej Brzeg, czy Radom. W takich miastach pozostaje nikły ślad węglowy poety („(..) chciałbym, aby Twoje miasto w końcu się na Tobie poznało, zrozumiało, że to ono miało przywilej, że w nim mieszkałeś, a nie na odwrót, i żeby coś z tej świadomości wynikło (…)” – napisał Radek Wiśniewski (w zamiast wstępu). Wynikło. Pozostały wiersze, jedyne możliwe świadectwo przeciwko ludzkiej nieuwadze.

Juliusz Gabryel

 Oddech

W moim domu śmiertelnym serce bije głośniej od deszczu

serce piękne jak kwiaty wokół białej trumny

W moim domu śmiertelnym okno otwiera skrzydła

Przez naderwane dłonie drzew wiatr niesie mi oddech

 

Ten strzał mnie pochwyci

Ten strzał mnie uniesie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz