poniedziałek, 8 stycznia 2018

Życie wewnętrzne (16)

„(…) Zadanie krytyka nie polega przecież na wyrokowaniu z apodyktyczną pewnością, czyja poezja jest „dobra” , a czyja „zła” . Oczywiście, wygłaszanie trafnych sądów wartościujących liczy się bardzo w jego działalności. Czy jednak krytyk to przede wszystkim prorok i „oceniacz” ? Czy trafna ocena tego, o czym pisze, stanowi głównie o wartości, jaką posiada dla nas jego pisarstwo? Jak bardzo mylili się w swoich rozpoznaniach Brzozowski i Irzykowski! Nie to jednak najbardziej liczy się dla nas dzisiaj w ich dorobku.

Sprawa nie przedstawia się więc prosto. Obok trafnej oceny, swoje znaczenie posiadają również i inne czynniki, nie mniej istotne i ważne. Chociażby proponowany przez krytyka styl omówień i interpretacji, sposób w jaki nawiązuje on do określonej tradycji kulturowej, filozoficznej, religijnej i — przede wszystkim — jego własna, kształtująca się w dialogu z omawianymi tekstami, wizja literatury, którą gotów jest poświadczać każdym swoim szkicem i recenzją, bronić jej przed innymi, kłócić się o nią, rozprawiać, walczyć. W jego postawie, sposobie pisania, nie ma nic z chłodnej rozwagi historyka. Prędzej fascynacja jednymi zjawiskami i ich, często z pewnością przesadzone, adorowanie, jak też niesłuszne ignorowanie i niszczenie innych. Krytyk jest dzieckiem swego czasu. Jego punkt widzenia określa niekiedy bardzo silnie więź pokoleniowa czy grupowa, różne uprzedzenia, upodobania czy gusty. Czy od takiego osobnika, pełnego różnych namiętności i pasji, często zaangażowanego osobiście w polemiki i dyskusje rywalizujących ze sobą grup i orientacji, można wymagać sprawiedliwości? Czy nie jest to żądanie zbyt wygórowane? Czy o przesadzie zawartej w tym żądaniu nie świadczy wymownie fakt, że kiedy on sam — wychodząc naprzeciw dość pospolitym wyobrażeniom o Nieomylnym Krytyku — przybiera postawę proroka spoglądającego na świat z wyżyn swego jasnowidztwa, wyglą­da to niekiedy dość żałośnie? Czytając jego wypowiadane z godną podziwu pewnością siebie oceny i sądy, myślimy wtedy raczej o jego dużej nieskromności, niż dajemy posłuch jego wyrokom.

Kiedy zatem krytyk popełnia błąd w ocenie jakiegoś autora czy zjawiska, nie jest to jeszcze tragedią. Szczególnie jeśli ocena ta nie wiąże się z jakimiś jego małostkowymi, osobistymi urazami i uprzedzeniami, lecz wynika z merytorycznych przyczyn. Tym bardziej, że istnieje wiele innych, znacznie groźniejszych niebezpieczeństw w jego zawodzie. Jedno z nich to mechaniczne, bezmyślne stosowanie różnych gotowych wzorców interpretacyjnych. Wierne trzymanie się rozlicznych systemów teoretycznych, metod, teorii. Tekst literacki staje się wtedy dla piszącego jedynie bardziej lub mniej znaczą­cym pretekstem. Jest traktowany instrumentalnie; służy zamanifestowaniu pewnej techniki interpretacji, wykazaniu słuszności przyjętych założeń. Inne niebezpieczeństwa — już całkiem odmiennego rodzaju — wią­żą się z różnymi uwikłaniami krytyka w tzw. życie literackie, ze zdeterminowaniem jego myślenia i pisania przez tymczasowe tendencje, różne koniunkturalne układy, „walki” między redakcjami (i wewnątrz redakcji). To właśnie stąd bierze się felietonowe mętniactwo i nijakość, pisanie „na kolanach” o uznanych już dawno twórczościach, różne taktyczne artykuły i recenzje. Ten typ krytyka-cwaniaczka, skorumpowanego dziennikarzyny poddającego się elastycznie różnym aktualnym modom i naciskom, dla którego literatura to rodzaj gieł­dy, gdzie przypadła mu rola maklera, rozmnożył się dzisiaj w literackich redakcjach. Zapewne jest on również dzieckiem swego czasu, tyle że bywają różne czasy. Te wielkie — o posmaku ryzyka, walki, pozwalają­ce pisarzowi na swobodny oddech oraz te małe — między centralą, kawiarnią i redakcyjnym biurkiem. Karłowate i ułomne”.


Paweł Dybel, Ziemscy, słowni, cieleśni. Eseje i szkice. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1988.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz