„(…) Zadanie krytyka
nie polega przecież na wyrokowaniu z apodyktyczną pewnością, czyja poezja jest
„dobra” , a czyja „zła” . Oczywiście, wygłaszanie trafnych sądów
wartościujących liczy się bardzo w jego działalności. Czy jednak krytyk to
przede wszystkim prorok i „oceniacz” ? Czy trafna ocena tego, o czym pisze,
stanowi głównie o wartości, jaką posiada dla nas jego pisarstwo? Jak bardzo
mylili się w swoich rozpoznaniach Brzozowski i Irzykowski! Nie to jednak
najbardziej liczy się dla nas dzisiaj w ich dorobku.
Sprawa nie przedstawia
się więc prosto. Obok trafnej oceny, swoje znaczenie posiadają również i inne
czynniki, nie mniej istotne i ważne. Chociażby proponowany przez krytyka styl
omówień i interpretacji, sposób w jaki nawiązuje on do określonej tradycji kulturowej,
filozoficznej, religijnej i — przede wszystkim — jego własna, kształtująca się
w dialogu z omawianymi tekstami, wizja literatury, którą gotów jest poświadczać
każdym swoim szkicem i recenzją, bronić jej przed innymi, kłócić się o nią,
rozprawiać, walczyć. W jego postawie, sposobie pisania, nie ma nic z chłodnej
rozwagi historyka. Prędzej fascynacja jednymi zjawiskami i ich, często z
pewnością przesadzone, adorowanie, jak też niesłuszne ignorowanie i niszczenie
innych. Krytyk jest dzieckiem swego czasu. Jego punkt widzenia określa niekiedy
bardzo silnie więź pokoleniowa czy grupowa, różne uprzedzenia, upodobania czy
gusty. Czy od takiego osobnika, pełnego różnych namiętności i pasji, często
zaangażowanego osobiście w polemiki i dyskusje rywalizujących ze sobą grup i
orientacji, można wymagać sprawiedliwości? Czy nie jest to żądanie zbyt
wygórowane? Czy o przesadzie zawartej w tym żądaniu nie świadczy wymownie fakt,
że kiedy on sam — wychodząc naprzeciw dość pospolitym wyobrażeniom o Nieomylnym
Krytyku — przybiera postawę proroka spoglądającego na świat z wyżyn swego
jasnowidztwa, wygląda to niekiedy dość żałośnie? Czytając jego wypowiadane z
godną podziwu pewnością siebie oceny i sądy, myślimy wtedy raczej o jego dużej
nieskromności, niż dajemy posłuch jego wyrokom.
Kiedy zatem krytyk
popełnia błąd w ocenie jakiegoś autora czy zjawiska, nie jest to jeszcze
tragedią. Szczególnie jeśli ocena ta nie wiąże się z jakimiś jego małostkowymi,
osobistymi urazami i uprzedzeniami, lecz wynika z merytorycznych przyczyn. Tym
bardziej, że istnieje wiele innych, znacznie groźniejszych niebezpieczeństw w
jego zawodzie. Jedno z nich to mechaniczne, bezmyślne stosowanie różnych
gotowych wzorców interpretacyjnych. Wierne trzymanie się rozlicznych systemów
teoretycznych, metod, teorii. Tekst literacki staje
się wtedy dla piszącego jedynie bardziej lub mniej znaczącym pretekstem. Jest
traktowany instrumentalnie; służy zamanifestowaniu pewnej techniki interpretacji,
wykazaniu słuszności przyjętych założeń. Inne niebezpieczeństwa — już całkiem
odmiennego rodzaju — wiążą się z różnymi uwikłaniami krytyka w tzw. życie
literackie, ze zdeterminowaniem jego myślenia i pisania przez tymczasowe
tendencje, różne koniunkturalne układy, „walki” między redakcjami (i wewnątrz
redakcji). To właśnie stąd bierze się felietonowe mętniactwo i nijakość,
pisanie „na kolanach” o uznanych już dawno twórczościach, różne taktyczne
artykuły i recenzje. Ten typ krytyka-cwaniaczka, skorumpowanego dziennikarzyny
poddającego się elastycznie różnym aktualnym modom i naciskom, dla którego
literatura to rodzaj giełdy, gdzie przypadła mu rola maklera, rozmnożył się
dzisiaj w literackich redakcjach. Zapewne jest on również dzieckiem swego czasu,
tyle że bywają różne czasy. Te wielkie — o posmaku ryzyka, walki, pozwalające
pisarzowi na swobodny oddech oraz te małe — między centralą, kawiarnią i redakcyjnym
biurkiem. Karłowate i ułomne”.
Paweł Dybel, Ziemscy, słowni, cieleśni. Eseje i szkice.
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1988.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz