W ostatnim numerze z roku
2016 gdańskiej Gazety Literackiej „Migotania” zainteresowany czytelnik natrafi
na mój felieton pt. „Grafomania – odmiana przez przypadek” oraz recenzję książki
Tytusa Żalgirdasa „Mityfikacje” (Dom Literatury w Łodzi, 2016), zatytułowaną „Życie
gęstsze, żarliwsze” Poniżej dwa fragmenty ze wspomnianych materiałów:
„(…) Nie wiadomo, co byłoby dalej z moją
grafomanią, gdybym w swoim czasie nie zetknął się z poezją Rafała Wojaczka, nie
spotkał na warsztatach literackich Marka Garbali i kumpla z wojska, bardzo
zdolnego i ciekawego prozaika i poetę z Wrocławia Jacka Rzepkę (który ostatecznie
zamilkł i zniknął mi z oczu), we właściwym miejscu i czasie Krzyśka Kleszcza,
łódzkich „praszczurów” w osobach Andrzeja Strąka i Zdzisława Jaskuły oraz tak
ważnych dla mnie po dziś dzień redaktorsko-towarzyskich orędowników – Rafała Gawina
i Macieja Meleckiego? Najprawdopodobniej porzuciłbym ostatecznie pisanie,
paradnie potykając się z opresjami życia codziennego. Zapuściłbym wąsy? O mały
włos (cieniutki jak zbieżność kilku przypadków) po dziś dzień czytałbym
grafomańskie wiersze na zlotach samozwańczych poetów województwa (tu wpisać
dowolną z dostępnych nazw) przy zapalonych kadzidełkach i świecach
(alternatywnie przy ognisku z kiełbaskami), obowiązkowo przebrany za starożytne
bóstwo z widoczną nadwagą i w dodatku z lirą (byłbym jak ten bohater Satyrykonu Petroniusza, niejaki
Eumolpus, cierpiący na kompulsywną potrzebę deklamowania własnych poematów)”…
„(…) Po przeczytaniu
najnowszej książki poetyckiej autora Autoświata
i w ramach dokonywanego resume nasuwa
się myśl, że Tytus Żalgirdas, w odróżnieniu od Bursy, najwidoczniej nigdy nie „miał
w dupie małych miasteczek” (lub przynajmniej nie w ten sposób), skoro w niemal
w reporterski sposób ukazuje ich egzystencjalną brzydotę. Nikt w nich nie próbuje
odmienić swojego losu, ani kwestionować
brutalnych praw, którym człowiek został podporządkowany w świecie, do którego
cywilizacja dotarła tylko pozornie. Mimo to Żalgirdas nie usiłuje moralizować,
nie stawia siebie w pozycji arbitra. Natomiast wyraźnie stara się
deMITYtyfikować zło wydzierające z obu światów; w To tu poniekąd już obeznane, w To
tam niemal organiczne. Tym samym wygrywa gem, set i mecz gdy boleśnie świadomy
jego odwiecznej obecności, wydaje się powtarzać za Milanem Kunderą: Jaki to sędzia postanowił, że konformizm
jest złem, a nonkonformizm dobrem? Czy przystosować się nie znaczy zbliżyć się
do innych ludzi? Czy konformizm nie jest wielkim miejscem spotkania, do którego
spływają zewsząd wszyscy, w którym życie jest bardziej gęste, żarliwsze?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz