Gdybym
tylko przypuszczał, że muzykom zespołu Nieszksypczrze przyświeca chęć odniesienia
komercyjnego sukcesu, natychmiast wyraziłbym pogląd, iż nazywając siebie tak a
nie inaczej zaraz u zarania własnej kariery popełnili marketingowe samobójstwo.
Po poznaniu muzyki z Inkluzji wiem
jednak, że interesują ich zupełnie inne rzeczy niż „Złota płyta”, ponieważ
wspólnie stworzyli swoiste „ciało obce”, które jak na to wskazuje sama definicja
słowa „inkluzja”, nie ma nic wspólnego z tzw. „piosenkami z radia”. Kiedy próbuję
sobie wyobrazić, że zawarte na płycie kompozycje mogłyby się znaleźć w
komercyjnych stacjach, zaraz też przychodzi mi na myśl taka oto anegdota: na
jednym z licznych festiwali w Wielkiej Brytanii (powiedzmy, że folkowym) występ
Nieszksypczrze zapowiada rodowity Szkot. Można? Nie można.
Krzysztofowi
Jakubowi Szwarcowi (gitara akustyczna), Janowi Włudyce (skrzypce) i Grzegorzowi
Choszczowi (gitara basowa i akustyczna) z pewnością obce były rozterki
lingwistyczne szkockiego inspicjenta. Po prostu, na Inkluzjach pod względem muzycznym zrobili swoje, po swojemu i dla
swoich. Ale co my, szeroko pojęci słuchacze z tego mamy (możemy mieć)? Otóż,
niespodziewanie wiele. Przede wszystkim skojarzenia z innym gdańskim projektem
– Kutabukiem. Zwłaszcza w utworach, w których gościnny udział wziął Sławomir
Płatek – poeta i animator kultury związany z gdańskim środowiskiem poetyckim.
Przypomnijmy, że głosem wspomnianego Kutabuka jest inny poeta z Gdańska – Artur
Nowaczewski. Mimo odmiennego instrumentarium, tam gdzie swoje wiersze recytuje
Płatek, Nieszksypczrze zbliża się estetycznie do dokonań Nowaczewskiego i
spółki. Znacząca różnica (obok niewątpliwej autonomii twórczej) polega na braku
udziału perkusisty w sesji (sesjach?) do Inkluzji
(w Kutabuku obecność „bębniarza” jest poniekąd deklaratywna – wystarczy wziąć
pod uwagę choćby utwór Bębny Jacka Oltera).
Podobieństwa najbardziej bywają widoczne w I
Pan ukarał pismo, gdzie mamy do czynienia z udaną melorecytacją nieco
surrealnego, ale przy tym nieomal epicko-biblijnego tekstu, który przez całą
kompozycję zgrabnie prowadzą: odpowiedni tembr głosu, basowy pochód oraz pasaże
skrzypiec i akustycznej gitary. Wszechobecne na płycie linie melodyczne zagrane
na tym drugim instrumencie przynoszą kolejne skojarzenie; tym razem sięgam
głęboko do historii rocka progresywnego, żeby wydobyć stamtąd nazwę Curved Air
(patrz: improwizowane partie skrzypiec w Trochę
zła).
Zdecydowana
większość kompozycji zawartych na Inkluzjach
to jednak utwory instrumentalne w dosyć eklektycznym wyborze. Hommage de Fetting z powodzeniem mógłby
stać się alternatywną ścieżką dźwiękową do filmu Wino truskawkowe nakręconego przez Dariusza Jabłońskiego na
podstawie Opowieści galicyjskich
Stasiuka. Z kolei w Zimowym wieczorze
mamy do czynienia z subtelnym wpływem muzyki poważnej (partia solowa skrzypiec
ciekawie nawiązująca do The Four Seasons
Vivaldiego). Hermes to już
niepodzielne „rządy” gitarowych partii, na której gitarzyści wyczyniają
rozmaite alikwoty, doprowadzając swoje partie gdzieś w pobliże (tu umownie) bluegrassowych
flażoletów.
Głos pojawia
się znów w utworze szóstym, którego tytuł przewrotnie umieszczono na okładce
płyty pismem wspak – mowa o Teorii
śliwowicy – niestety, tym razem indeks werbalny nie „zaznacza się” w tej
kompozycji do końca przekonująco. Ale to tylko dwuminutowy fragment, w którym poeta zaproszony
do współtworzenia dzieła udowadnia, że recytatorem jest
świetnym (część mówiona tekstu), natomiast aktorem już niekoniecznie (część interpretowana).
Instrumentalne Happi, rzeczywiście
jest mocno relaksujące, podobnie jak kompozycja Nie każda róża ma kolce, która niemal od samego początku ujmuje
słuchacza jazzowym „feelingiem” oraz dbałością o muzyczny detal. A jednak
gdzieś w okolicach Tarata Tan Tara Tan
Tarata Tan nie mogę się już doczekać kolejnej melorecytacji. Mimo, że we
wspomnianym utworze świetnie brzmią folkowo-progresywne klimaty, odpowiedniej
głębi w naturalny sposób przydałby im głos deklamujący wiersz (cierpliwi otrzymają nagrodę, bo ten w końcu wybrzmiewa, ale dopiero w końcówce). Jako ostatnią na
Inkluzjach, otrzymujemy liryczną Kołysankę dla Zuzi, udanie zamykającą
ten niecodzienny i ciekawy projekt, którego świetną przyszłość widzę w stałym
połączeniu sił – melorecytującego Sławomira Płatka i biegłych, zdolnych muzyków
z wizją.
dzięki, solidna recenzja :)
OdpowiedzUsuń