sobota, 4 stycznia 2014

Pohukiwania

W Polsce ogłasza się kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) konkursów poetyckich rocznie. Przy tej liczbie każdy, kto pisze w miarę poprawnie i z sensem, prędzej czy też później stosownej nagrody się doczeka. Często zdarza się, że na orbicie konkursowych werdyktów nadal znajdują się autorzy z opublikowanymi książkami, którzy uczynili z takich właśnie współrzędnych swój sposób na literackie życie. Sam tak kiedyś żyłem (literacko). Jak wszystko, tak i to było wówczas wyłącznie sprawą indywidualnego wyboru. A jednak wyraźnie pamiętam, że od pewnego momentu zaczęło towarzyszyć mi dokuczliwe przekonanie, jakoby w tym wszystkim wcale nie o to chodziło – o kopertę, uścisk, klapę i o goździk.

Laureat, za którym stoi powodzenie oraz umiejętne gospodarowanie własnymi tekstami jest   w stanie wygrać nawet kilkanaście konkursów w roku, a tym samym pokaźnie zasilić własny budżet. Ale czy posunie się w tym czasie choćby o krok w domniemanym literackim rankingu? Lub inaczej – czy przynajmniej w ten sposób uda mu się „zrobić” dobrą literaturę? Szczególny jest jeden z przypadków; poety, który z brania udziału, a potem z publicznego krytykowania rozmaitych pomniejszych konkursów uczynił pożywkę dla własnej publicystyki. Chyba najgorsze bywa w niej to, że jego śmiech huczy potem (zasłużenie, czy też nie) w uszach organizatorów tychże przedsięwzięć, którzy jak potrafią tak je tworzą, przy okazji wychodząc do lokalnego środowiska z określoną propozycją dotycząca poezji – zamiast z żadną. I oto (z własnego wyboru) przyjeżdża do nich nagrodzony autor, przyjmuje przyznane mu laury wykrzywiając twarz jak mu się to wydaje w krzywym zwierciadle, gdy tymczasem to jej naturalny grymas.

Albo inna inicjatywa, która mignęła mi w Internecie; złowieszczy komunikat skierowany zarówno do nominowanych, jak i do przyszłych laureatów, bo w swoim zamiarze wyraźnie denominujący. Jednym zdaniem, jest to protest przeciwko nagradzaniu tytułów literacko wątpliwych. Wskazane w tym przypadku nominacje wiążą się z podważeniem innych werdyktów, już tych oficjalnych i bynajmniej nie ironicznych, funkcjonujących w środowisku. Zatem cóż miałoby to być? Turniej kapituł generujących przeciwstawne wobec siebie opinie a właściwie to plebiscyt, w którym 90% wkład mieć będą niespełnieni piszący skupieni wokół rozmaitych portali? Co z tego wynika, i komu tu wierzyć? To ważne pytania, choćby tylko z uwagi na aspiracje środowiska, z którego wypłynęła idea wspomnianego literackiego performance’u, jeśli póki co wszystkie pozostawiają mnie z podejrzeniem, że na plan pierwszy wysuwa się w tym przypadku zwłaszcza jedno: „dlaczego oni, a nie my?”.

A przecież z czasem nieomal wszystko poniekąd samo z siebie ulega denominacji (konkursy, jak i w większości typowo wewnątrzśrodowiskowe werdykty oraz ich laureaci) i żadne pohukiwania (w tym i niniejsze) nie będą w tym przypadku konieczne. Jak mówi klasyk: „Nigdy papieros nie będzie taki smaczny/A wódka taka zimna i pożywna/ Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt/ Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek/ Reprezentacja naszego kraju nie będzie miała takich wyników/ Już nigdy, nigdy nie będzie takich wędlin, takiej coca-coli/ Takiej musztardy i takiego mleka/ Nigdy nie będzie takiego lata”. Towarzyszące poezji zjawiska mają swoje bolesne nawroty, na co dowodem niech będzie fragment tekstu autorstwa Stanisława Stabro z książki „Poeta odrzucony”, wydanej prawie ćwierć wieku temu w Wydawnictwie Literackim: „Poeta umiera. O paradoksie – w sytuacji, gdy teoretycznie stoją przed nim otworem zarówno środki masowego przekazu, co brzmi już banalnie, jak i mecenat państwa, przejawiający się w różnorakich formach pomocy materialnej, stypendialnej, wydawniczej etc. A zatem co jest przyczyną żenującej pustki na autorskich spotkaniach? – milczenie, które jest bardziej bolesne niż głos pełen sprzeciwu i krytyki? Bezsilność wreszcie, która każe uciekać poezji w estetyzm i stylizatorstwo, w pogardę dla siebie, czytelnika oraz rzeczywistości? Skąd bierze się ta cisza po czytelniczej stronie barykady, kiedy przecież stworzono warunki, aby poezja odgrywała istotną rolę w kulturalnej edukacji społeczeństwa, aby nie posiadała tylko wymowy widmowego balu u hrabiego D’ Orsay, waloru kosztownej i zbytecznej zabawki? Skąd bierze się to zurzędniczenie poetów najmłodszej generacji, odrażające zbieractwo na płaszczyźnie wydawniczych i nie tylko wydawniczych „sukcesów”, postawa przypominająca drobnego spekulanta na niwie uprzemysłowionego intelektu? I skąd wreszcie wypływa ten brak wiary w wartości nadrzędne, bez której właśnie poezja skazana jest na rychłe zaniemówienie?”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz