W Polsce ogłasza się
kilkadziesiąt (jeśli nie kilkaset) konkursów poetyckich rocznie. Przy tej liczbie każdy, kto pisze w miarę
poprawnie i z sensem, prędzej czy też później stosownej nagrody się doczeka. Często
zdarza się, że na orbicie konkursowych werdyktów nadal znajdują się autorzy z
opublikowanymi książkami, którzy uczynili z takich właśnie współrzędnych swój sposób
na literackie życie. Sam tak kiedyś żyłem (literacko). Jak wszystko, tak i to
było wówczas wyłącznie sprawą indywidualnego wyboru. A jednak wyraźnie pamiętam,
że od pewnego momentu zaczęło towarzyszyć mi dokuczliwe przekonanie, jakoby w
tym wszystkim wcale nie o to chodziło – o kopertę, uścisk, klapę i o goździk.
Laureat, za którym stoi powodzenie
oraz umiejętne gospodarowanie własnymi tekstami jest w stanie wygrać nawet kilkanaście konkursów w
roku, a tym samym pokaźnie zasilić własny budżet. Ale czy posunie się w tym czasie
choćby o krok w domniemanym literackim rankingu? Lub inaczej – czy przynajmniej
w ten sposób uda mu się „zrobić” dobrą literaturę? Szczególny jest jeden z
przypadków; poety, który z brania udziału, a potem z publicznego krytykowania rozmaitych
pomniejszych konkursów uczynił pożywkę dla własnej publicystyki. Chyba najgorsze
bywa w niej to, że jego śmiech huczy potem (zasłużenie, czy też nie) w uszach
organizatorów tychże przedsięwzięć, którzy jak potrafią tak je tworzą, przy
okazji wychodząc do lokalnego środowiska z określoną propozycją dotycząca poezji
– zamiast z żadną. I oto (z własnego wyboru) przyjeżdża do nich nagrodzony
autor, przyjmuje przyznane mu laury wykrzywiając twarz jak mu się to wydaje w
krzywym zwierciadle, gdy tymczasem to jej naturalny grymas.
Albo inna inicjatywa, która
mignęła mi w Internecie; złowieszczy komunikat skierowany zarówno do nominowanych,
jak i do przyszłych laureatów, bo w swoim zamiarze wyraźnie denominujący.
Jednym zdaniem, jest to protest przeciwko nagradzaniu tytułów literacko
wątpliwych. Wskazane w tym przypadku nominacje wiążą się z podważeniem innych
werdyktów, już tych oficjalnych i bynajmniej nie ironicznych, funkcjonujących w
środowisku. Zatem cóż miałoby to być? Turniej kapituł generujących
przeciwstawne wobec siebie opinie a właściwie to plebiscyt, w którym 90% wkład
mieć będą niespełnieni piszący skupieni wokół rozmaitych portali? Co z tego
wynika, i komu tu wierzyć? To ważne pytania, choćby tylko z uwagi na aspiracje
środowiska, z którego wypłynęła idea wspomnianego literackiego performance’u, jeśli
póki co wszystkie pozostawiają mnie z podejrzeniem, że na plan pierwszy wysuwa
się w tym przypadku zwłaszcza jedno: „dlaczego oni, a nie my?”.
A przecież z czasem nieomal wszystko poniekąd samo
z siebie ulega denominacji (konkursy, jak i w większości typowo wewnątrzśrodowiskowe
werdykty oraz ich laureaci) i żadne pohukiwania (w tym i niniejsze) nie będą w
tym przypadku konieczne. Jak mówi klasyk: „Nigdy
papieros nie będzie taki smaczny/A wódka taka zimna i pożywna/ Nigdy nie będzie
tak ślicznych dziewcząt/ Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek/ Reprezentacja
naszego kraju nie będzie miała takich wyników/ Już nigdy, nigdy nie będzie
takich wędlin, takiej coca-coli/ Takiej musztardy i takiego mleka/ Nigdy nie
będzie takiego lata”. Towarzyszące poezji zjawiska mają swoje bolesne nawroty,
na co dowodem niech będzie fragment tekstu autorstwa Stanisława Stabro z
książki „Poeta odrzucony”, wydanej prawie ćwierć wieku temu w Wydawnictwie
Literackim: „Poeta umiera. O paradoksie –
w sytuacji, gdy teoretycznie stoją przed nim otworem zarówno środki masowego
przekazu, co brzmi już banalnie, jak i mecenat państwa, przejawiający się w
różnorakich formach pomocy materialnej, stypendialnej, wydawniczej etc. A zatem
co jest przyczyną żenującej pustki na autorskich spotkaniach? – milczenie,
które jest bardziej bolesne niż głos pełen sprzeciwu i krytyki? Bezsilność
wreszcie, która każe uciekać poezji w estetyzm i stylizatorstwo, w pogardę dla
siebie, czytelnika oraz rzeczywistości? Skąd bierze się ta cisza po
czytelniczej stronie barykady, kiedy przecież stworzono warunki, aby poezja
odgrywała istotną rolę w kulturalnej edukacji społeczeństwa, aby nie posiadała
tylko wymowy widmowego balu u hrabiego D’ Orsay, waloru kosztownej i zbytecznej
zabawki? Skąd bierze się to zurzędniczenie poetów najmłodszej generacji,
odrażające zbieractwo na płaszczyźnie wydawniczych i nie tylko wydawniczych
„sukcesów”, postawa przypominająca drobnego spekulanta na niwie
uprzemysłowionego intelektu? I skąd wreszcie wypływa ten brak wiary w wartości
nadrzędne, bez której właśnie poezja skazana jest na rychłe zaniemówienie?”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz