poniedziałek, 7 kwietnia 2014

„Ba!” Wojciecha Kassa

Ukazał się nowy tomik poetycki Wojciecha Kassa „Ba!” dołączony do pierwszego tegorocznego numeru sopockiego czasopisma literackiego Topos - (nr 1-2/2014). To 97 tom Biblioteki Toposu. Książka zawiera tytułowy poemat oraz dwa cykle wierszy, których choćby tylko pobieżna lektura skłania do konstatacji, iż Wojciech Kass, poeta osiadły od kilkunastu lat w Leśniczówce Pranie gdzie opiekuje się Muzeum K.I. Gałczyńskiego, autor m.in. „Jelenia Thorwaldsena”, „Przepływu cieni”, „Wirów i snów” oraz „41”, to twórca na wskroś metafizyczny. Nowej liryce Kassa ponownie towarzyszą słowa Stanisława Barańczaka,  iż dla tego rodzaju poezji „obiektem poetyckiego opisu lub budulcem metafory są albo przestrzenie kosmiczne (…) albo najdrobniejsze elementy materialnej rzeczywistości”. To trafna identyfikacja poetyckich usiłowań Wojciecha Kassa, który podobnie wielką uwagę poświęca rzeczom o wymiarze kosmicznym, uniwersalnym i ponadczasowym, jak i „rzeczom ziemskim”, pozornie błahym, aczkolwiek w kontekście naszego życia i przemijania – zasadniczym! Świetnie ujął to Grzegorz Kociuba, niezwykle uważny i ceniony przeze mnie krytyk literacki, który na łamach Kwartalnika „Pobocza” kilka lat temu napisał: „Wojciech Kass jest dla mnie poetą kompletnym, a to oznacza, że uzmysłowił już sobie semantykę i gramatykę własnej egzystencji, ustalił katalog obrazów zrośniętych organicznie z jego istnieniem i najlepiej to istnienie wyrażających, panuje nad konwencjami literackimi, których używa, potrafi uruchamiać rozmaite rejestry języka, by nakłuwać nim przeszłość i współczesność, zdziwienie i znużenie, powagę i ironię”. Nic dodać, nic ująć, można się tylko powtarzać…

Nie mogę sobie w tym miejscu odmówić nadania tej krótkiej notce pewnego osobistego rysu. Otóż, miałem przyjemność gościć pod koniec października ubiegłego roku u Jagienki i Wojciecha Kassów w Praniu. Już sam widok ciężkiego od gwiazd nieba nad dawną leśniczówką Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego wzbudza u mieszczucha takiego jak ja, autentyczny niepokój („Der gestirnte Himmel über mir…”, całkiem jak w Królewcu, gdzie niebo podobno także bywa niezwykle rozgwieżdżone). Wokół domostw rośnie gęsty las, który w jednym z kierunków rozciąga się do wsi Krzyże (także i w swoim symbolicznym wymiarze). Wrażenie osaczenia bujną przyrodą potęguje uczucie osamotnienia, zagubienia gdzieś w lasach, nad wodami jeziora Nidzkiego. To właśnie tam Wojciech Kass od wielu już lat w ciszy i skupieniu mierzy się z samym sobą, ze światem, z Bogiem, co bywa nieodparcie piękne, ale też odrobinę straszne – tylko on i wszechświat.

1 komentarz:

  1. Ratunku! on i wszechświat to nawet blednie Kordian na Mont Blanc ...

    OdpowiedzUsuń