sobota, 31 sierpnia 2013

Buldog, Rambo Jet, Agnellus i...Tuwim


Trzy koncerty wpisujące się w „Rok Tuwimowski” będą okazją na przypomnienie twórczości poety związanego także i z moim rodzinnym miastem (więcej – skan informacji opublikowanej w „Tomaszowskim Informatorze Tygodniowym” Nr 35 [1206] z 30.08.2013 r.).

Julian Tuwim od najmłodszych lat ukochał własne „małe ojczyzny”, zmitologizowaną już w dojrzałej twórczości szczęśliwą krainę młodzieńczej arkadii, którą była Łódź i niedalekie okolice Tomaszowa Mazowieckiego, z najważniejszym punktem na wrażliwej mapie pamięci – Inowłodzem. W twórczości Tuwima powidoki zapamiętanych pejzaży inowłodzkich zapełniały treścią znakomite wiersze i poematy. Atmosfera wakacyjnej swobody pośród niezwykle urokliwej i do dnia dzisiejszego w znacznym stopniu dziewiczej  Doliny Pilicy wyzwalały w poecie nastrój, którego już nigdy potem nie potrafił odnaleźć. W tych poszukiwaniach mieści się także obraz Tomaszowa Mazowieckiego, któremu poeta poświęcił jeden ze swoich najsłynniejszych wierszy „Przy okrągłym stole”. W jednym z brulionów, w których Tuwim zapisywał swoje utwory, datowanym na rok 1911 można odnaleźć sporo wierszy, których adresatką jest tajemnicza osoba o inicjałach H.K. To Halina Kon, córka adwokata Maurycego Kona z Tomaszowa Mazowieckiego, pierwsza platoniczna miłość poety. W niespełna rok później Julian Tuwim zakochał się w Stefanii, kolejnej Tomaszowiance, tym razem była to już miłość na całe życie. Co charakterystyczne, pod wierszem zatytułowanym „Prośba”, wydrukowanym w „Kurierze Warszawskim” z 1913 r., nie widniało nazwisko Tuwima, lecz kolejny tajemniczy kryptonim – St. M., a więc inicjały Stefanii Marchew, późniejszej żony poety. W roku 1919, po ślubie ze Stefanią, młodzi małżonkowie przenieśli się z Łodzi do Warszawy. 

W tym samym roku 1913 podczas letniego pobytu w Inowłodzu, Julianowi Tuwimowi udało się poznać osobiście literackiego mistrza i ukochanego poetę, Leopolda Staffa, do którego niejednokrotnie „pielgrzymował”. Te poetyckie podróże, tak później wspominał: „Macierzysta stacja kolejowa Inowłodza-Tomaszów Mazowiecki, w samej rzeczy była tylko stosunkowo niedaleko od macierzystej stacji Rudy Malenieckiej – Końskich. Dzisiaj samochodem i po dobrej szosie trwałaby ta podróż niespełna godzinę. Ówczesny pątnik z wierszami pod pachą wędrował całą dobę, bo najpierw trzeba było z Inowłodz do Tomaszowa roztrzęsioną bryką Berka, z Tomaszowa do Końskich samowarkowym szlepcugiem z przesiadką. W Końskich przyszło nam nocować, a nazajutrz innym Berkiem wlec się do Staffowego Tuskulum”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz