piątek, 27 grudnia 2024

Korespondencja (66)

Do „Hostelu” dotarła przekazana przez Sławomira Płatka, jej autora, książka obszar niejasny (Fundacja Kultury AFRONT, Bukowno 2024). Tom wierszy nomadycznych, sytuujących się jednocześnie na kilku płaszczyznach, planach, poziomach. Ten podstawowy to Beskidy, pasmo górskie w Karpatach, z którego to rejonu wywodzą się korzenie rodzinne poety, na co dzień mieszkającego w Gdańsku. Dziedzictwo, przeszłość to kolejna warstwa tej książki. I wreszcie wędrówka, nie tylko po górach, opuszczonych siołach, lasach i polanach, ale przede wszystkim w głąb siebie (w dolinę porośniętą podobnie gęstym lasem, jak wzgórza). Stąd obszar niejasny jest tak samo rozgrywaniem w surowym krajobrazie własnej „słabości” (to również tytuł jednego z wierszy), jak i porzucaniem miasta („I jest tak, / jakby miasta nigdy nie było”), a nawet świata, którego „kaszel źle się czuje, zanika”. To liryczna teleportacja do miejsca skażonego przeszłością, która jak nowotwór, nacieka na przyszłość.


[…] Mieszkam w miejscu, które nazywa się „ostateczne

rozwiązanie kwestii łemkowskiej”. Kiedyś wieszali tam

ludzi za język. Myślę, że też nie chciałbym wracać lub oglądać

zdjęć, znowu wybaczać, skoro ziemia wybaczyła

i rodzi komu innemu. Jak ich kobiety i domy”.


Wspomniana w poprzednim akapicie nomadyczność wiąże się ze specyficznie pojmowanym stanem alienacji; wędrowiec to swojego rodzaju wyrzutek, który porzuca zaznajomione miejsce, żeby odnaleźć się w nowym, nieznanym. Dla Płatka podróż jest mitem. Podobnie poezja. Obie łączy transgresja, wywołująca psychodeliczną jakość doznań, wytwarzająca „Obszar nocy (który) odróżnia Być od znaleźć się”.


Wyjść


i iść.

Mijać. Mieć przed sobą

nie wiadomo ile. Byle

rozwijało się to w nieskończony

szereg przyczyn, których skutki dopiero

przechodzę, w nie brnę, przepracowuję

marszem, więcej: byciem w marszu.


To rodzaj odżywiania się

pośpiechem, grabieżą przestrzeni,

wpychanej w jakiś tłumok, w coś

w sobie […].


Czy poeta, który z definicji jest, kiedykolwiek będzie w stanie się (siebie) znaleźć? Nie sądzę, ponieważ na tym polega każda poważna wyprawa przez życie. Na gubieniu się i próbie odnalezienia. To wyprawa bez końca.


[…] Żadnej Demoniki czy choćby Luizy,

Nawet Zabicia ciotki. Jest zabita chatka

i zadrutowana.

 

Robię dwa nieudane zdjęcia.

Są świetne, ale o tym dowiaduję się,

kiedy zapominam, o co mi chodziło.


Beskidy Płatka w obszarze niejasnym mimo niemal kronikarskiego, geograficznego wytyczenia ich współrzędnych zawierających miejsca i miejscowości tworzą przede wszystkim „krajobraz wewnętrzny”, odległy od „pocztówkowego” czy „przewodnikowego” rekwizytorium (sentymentalnego). To tło dla katharsis, dla uwalniania się od Gdańska, miasta, które poprzez swoją żywotność oddala poetę od śmierci, a więc paradoksalnie także od życia.

 

[…] Rozmowa z drewnem, kamieniem

jest trudna, wypluwa tandetną poezję śpiewaną:

materiał nie odpowiada ani echem, ani słowem,

jest martwy.

 

Wiersze z omawianego tomu odniósłbym do filozofii Alfreda Whiteheada, a więc do próby skonstruowania teorii symetrycznej między światem a Bogiem (tym od Kaina i Abla). Bóg, pozornie słabo obecny w obszarze niejasnym, zadomawiając się w ciele i w duszy podmiotu lirycznego, tym samym intencjonalnie wpływa na jego świat zewnętrzny i wewnętrzny. Język tej poezji – jak słusznie zauważa Maciej Melecki, autor blurba – stara się „[…] uchwycić to, co pomiędzy widzialnym a słownym, odbiorczym a kreowanym. Uwewnętrznienie staje się przez to zewnętrzną niejasnością […] by w efekcie stać się światem własnym, czyli jedynym”. Światem, w którym stwarzanie siebie przez doświadczanie umożliwia poecie scalanie wielości w jakąś jedność. Można uznać, że synteza dokonuje się tu zgodnie z zasadą nazywaną przez Whiteheada kreatywnością. Syntetyzowana wielość jest więc wielością relacji, w jakich zaistniałe zdarzenie (wędrówka po Beskidzie) sytuuje się wobec dokonanych już przeszłych zdarzeń.

 

Dom jest potrzebny,

żeby ze środka słuchać.

Nocą, jakby ze środka siebie,

pozostać sobą, w sobie […].

 

[…] Wszystko, co złe, pochodzi z ducha,

póki nie jest nakarmiony sytym,

pożywnym ciałem. Wtedy na chwilę

przestaje Wszystko widzieć,

o Wszystkim mówić.

 

Obszar niejasny, bo fragmentaryczny, składający się z powidoków i mar. Śniony w przedziale kolejowym podczas przemieszczania się z puntu A. do punktu B. Przez sam środek natury, przez jej transcendencję. Zapisany na zawsze w pamięć autora Awarii migawki, emblematyczny jak ów dzik z wiersza Pogranicze II, któremu Sławomir Płatek w swojej wersji opowieści pozwolił się „zantropomorfizować”, by „odtąd było znów jak dawniej”. A „dawniej” to przecież jest ten właśnie punkt, od którego się od siebie ucieka lub do siebie wraca.

Sławomir Płatek, obszar niejasny. Fundacja Kultury AFRONT, 2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz