niedziela, 1 grudnia 2024

Korespondencja (63)


Do „Hostelu” kurier dostarczył najnowszą powieść Olgerda Dziechciarza, poety, prozaika, felietonisty, redaktora, wydawcy, animatora literatury, mojego przyjaciela. Twórczość związanego z Olkuszem autora poznałem dawno temu dzięki skromnemu tomikowi poezji Autoświat, który od razu mnie ujął oryginalnością, ponieważ opisywał świat, wykorzystując do tego celu nomenklaturę językową mechaników samochodowych. Wkrótce, na Złotym Środku Poezji w Kutnie poznałem Dziechciarza osobiście i nasza przyjaźń zawiązała się, jak to się mówi – w lot.

Oskar Małopolski, główny bohater „Zaświatowca” jest człowiekiem nawiedzonym, niezależnym, niepokornym, systemowo nieposłusznym, zbuntowanym, ale – zaznaczam to wyraźnie – trochę na sposób Grochowiaka i jego powiedzenia o tym, iż „bunt nie przemija, on się ustatecznia”. Że tak jest, zaświadcza osobista biografia autora powieści, alter ego jej bohatera - Olgerda Dziechciarza, byłego redaktora Kwartalnika Powiatu Olkuskiego (z podkreśleniem słowa „byłego”, w którym zawarta jest cena jaką w lokalnym samorządzie płaci się za własne zdanie). Oskar Małopolski przeciwstawia się, wytwarza opór materii – ale jak sam o tym mówi – „nie tak często jakby mógł”. To z kolei jest cena, którą płacimy za życie w tym smutnym kraju – i podobnym mu innych smutnych krainach – które urządzają nam kolejne pokolenia predatorów z tego, czy z innego politycznego nadana.

Nowa powieść autora „Zapolskiego” to trochę ironiczna, we fragmentach sowizdrzalska, miejscami smutna, ale przede wszystkim melancholijna opowieść o mieszkańcach małego, prowincjonalnego miasteczka, dla których dążenie do prawdy i prostoty  niekoniecznie stanowią  sprawę priorytetową. Również z tego powodu Małopolski miewa przeciw sobie całe „osobliwe bestiarium ludzkie”  zaludniające domy, sklepy i ulice w miejscu, w którym żyje. Tym samym „Zaświatowiec” to opowieść o nas – których imię Legion – mieszkańcach Tomaszowa Mazowieckiego, Olkusza, Koluszek, Konstantanowa Łódzkiego, Radomska itd., itp. Złośliwych, wścibskich, zawistnych, żywiących się plotką i kłopotami sąsiadów, pazernych na władzę, pieniądze, lokalne skandale i cuda.

W takim miejscu można z jednej strony aspirować do „współudziału” albo dążyć do bycia „nikim”, czyli być sobą. Takim też charakteryzuje Małopolskiego jego sąsiad i polityczny mentor, niejaki Malanowski:

Dlaczego pomagam Małopolskiemu? Na pewno nie z litości: trochę go lubię i wbrew opinii innych mieszkańców naszej kamienicy wcale nie uważam za skończonego głupka czy ćwoka. Teraz zresztą jakoś rzadziej spotykam się z takimi opiniami o nim, ale kiedyś to była norma. No, więc ja nigdy go za głupka nie uważałem, może za człowieka, który ma lekko niepoukładane w głowie, no lekką szajbę ma, ale nie, nigdy za głupka go nie uważałem. Odwrotnie, mnie się zdarzało myśleć o nim, że on jest mądrzejszy od nas. Jakby wiedział więcej albo czuł więcej niż ktoś normalny […]”.

Taki też dylemat (aspirować w życiu czy rejterować z życia) ma Oskar Małopolski, ksywa „Zaświatowiec”, człowiek prawdomówny, nieposiadający telefonu, kobiety i uśmiechu na twarzy, „leczony na głowę”, który podobno był w zaświatach, ale dane mu było zmartwychwstać. Osoba podchodząca do spraw zasadniczych śmiertelnie poważnie, stąd (na wyraźny rozkaz/koncept autora tej metaprozy) niespodziewanie kandydująca na radnego w bezwzględnym świecie draństwa, oszustwa i wszelkiego rodzaju świństwa rozgrywających się w kotle lokalnej polityki. 

Czy bohater przetrwa katastrofę poznawczą, której się domyślał, i którą intuicyjnie przeczuwał na zasadzie stwierdzenia: „widzę, ale, kurwa, nie wierzę”? Sprawdźcie to sami. Dla mnie największe znaczenie w tej znakomitej opowieści ma ostrzeżenie skierowane do ewentualnych chętnych do wzięcia udziału w podziale/rwaniu sukna, że „wejście do układu” jest zawsze „wejściem drzwiami wyjściowymi”.  

Olgerd Dziechciarz, Zaświatowiec. Państwowy Instytut Wydawniczy 2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz