środa, 4 grudnia 2024

Video mapping wierszy na OFF Piotrkowska


Dom Literatury zaprasza na unikalny video mapping poezji w przestrzeni OFF Piotrkowska!

7 grudnia (sobota)
OFF Piotrkowska, ul. Piotrkowska 138/140

Video mapping wierszy 30. laureatów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina to wyjątkowe wydarzenie artystyczne, które łączy literaturę i nowoczesne technologie wizualne. Podczas wieczoru zostaną zaprezentowane wiersze laureatów konkursu w formie projekcji świetlnych. Połączenie poezji z video mappingiem stworzy niepowtarzalny klimat, który z pewnością dostarczy inspirujących doznań i pozwoli spojrzeć na poezję z zupełnie nowej perspektywy.

Tytuł wydarzenia nawiązuje do "Dzikich dzieci" antologii wierszy laureatów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, która swoją premierę miała dokładnie 10 lat temu podczas rozstrzygnięcia dwudziestego, jubileuszowego Konkursu Bierezina, na VIII Festiwalu Puls Literatury. Tytuł antologii pochodzi od tytułu tomu Krzysztofa Siwczyka, laureata pierwszej edycji konkursu.

Projekt TWARZE LITERATURY to wyjście Domu Literatury w przestrzeń publiczną poprzez łączenie literatury z innymi dziedzinami sztuki. W ten sposób podjęty dialog z miastem ma przypominać, że literatura to część codzienności, a pisarki i pisarze towarzyszą nam każdego dnia. Pomysłodawcą projektu jest Marcin Bałczewski z Domu Literatury w Łodzi.

Projekt dofinansowany ze środków Krajowego Planu Odbudowy sfinansowanego przez Unię Europejską.

Więcej informacji na: https://pulsliteratury.p

wtorek, 3 grudnia 2024

Korespondencja (64)

Do „Hostelu” Poczta Polska dostarczyła Przeciwujęcia, dwunasty tom poetycki Macieja Meleckiego, poety, scenarzysty, redaktora, wydawcy, dyrektora Instytutu Mikołowskiego i animatora poezji. Mojego przyjaciela, którego twórczość poetycka od niepamiętnych czasów jest mi wyjątkowo bliska. Wspominałem o tym wielokrotnie w różnych miejscach, że projekt poetycki autora Szeregu zerwań jest wyjątkowy, absolutnie osobny i bezkompromisowo konsekwentny. Nie ma w tym kraju drugiego takiego poety, takich wierszy. I nie ma nic tu do rzeczy mój emocjonalny stosunek do osoby autorskiej (jak to się ładnie teraz nazywa).

Od czasu, kiedy w moje ręce wpadł nabyty na portalu aukcyjnym tom Bermudzkie historie (z autorską dedykacją dla kogoś innego, kto potem wystawił książkę do sprzedaży, taka ciekawostka) zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne wiersze Melexa. Jego książki to księgi (mam tu na myśli również ich objętość), to grypsy od bogów poezji spisane gęstym, drobnym maczkiem fraz, metafor, kontekstów i znaczeń. To kulturowe kody, które z wypiekami na twarzy się „deszyfruje” odsłaniając szkatułkowe frazy (skonstruowane jak mini opowieści). W tym najprawdopodobniej tkwi jedno z „przekleństw”, które dotyczy tej poezji – mit jakoby była ona trudna, niedostępna, niezrozumiała. To kompletna bzdura, która tylko dlatego mogła przedostać się na światło dzienne, ponieważ w tym smutnym kraju krytyka literacka zwyczajnie nie istnieje (zastępują ją: pobieżność,  fragmentaryczność i nagrodyzm – w dowolnej kolejności).

Tymczasem Przeciwujęcia to wybitnie klarowny ekstrakt świata i współistniejących w nim form i norm życia. Wszechobecna kontrola i sprzeciw wobec niej to istotny plan tomu. Jak również rosnący opór wobec zagęszczonej magmy serwowanej społeczeństwu „Morloków” niczym proteiny i inne cywilizacyjne „dobra”, które o dziwo!, okazują się zawłaszczające i uwsteczniające, przez co degenerują jednostkę zmagającą się z ontologiczną pustką.


Kursowanie między przedziałami, kiedy wzrost jest zgiętą tuleją. Stokrotne

Opadanie bez żadnej trakcji, na skraju wyradzania się przypadku.

Wznoszenie galwanizuje przechył. Dławisz się coraz bardziej puściejącym,

Obrazkowym komunikowaniem. Lodownie w każdej łyżce ciepła.

Ogołacanie z kory, podciąganie bez haka, na zawietrznej rojenia

Innych zasupłanych przejść, gdy odmęt tężeje jak śniedź w wodnym

 

Ujściu (…).


Wiersze Meleckiego w Przeciwujęciach pełne są industrialnych rekwizytów, semantycznych sprzężeń i węzłów, zapętleń i synkretycznych spięć, tak też stawiają opór powszechnym osądom (gładkim zdaniom), przechodząc na wyższy poziom ujawniania półprawd i demaskowania rzeczywistości, która dookolnie stara się zawrzeć każdy objaw niepodległej egzystencji w dedykowanym jej zbiorze zamkniętym.


Chwila naszego świata kończy się na stercie kłód ułożonych

Przez agresywny wylew ciekłego światła, jakim jest zastygająca

Surówka piekła, kiedy inne zimne lawy mrowieniem

Przechodzą przez zgięte krzyże i przed wejściem w zakręt,

Prowadzący wprost do skiereszowanej jawy, kneblują

Ostatecznie. Kamień połknął wodę. Szczerba nieci wąwóz (…).


Nie ma jednej narracji, jednego języka, jednego mechanizmu, którymi można sterować przyczynowością zdarzeń, są omamy, zamglenia, kręte ścieżki, labirynty i ślepe zaułki spostrzeżeń i rozpoznań.


Niżowa siność, zygzakowaty ciąg turbulentnych dni

Wypełnionych częstymi przypadkami z ułomnych stopni

W przepastne zawirowania na krawędziach mżystego

Obwodu. Bliscy i dalecy, dawno niewidziani, lecz

Ponownie wyszczerzeni z korzennych splątań, ludzie,

 

Skłuci dźgnięciami urwanych szprych (…).


Stąd bierze się inkluzywna rola jednostki, jej powolny rozpad w świecie reguł i rozkładu, obsesyjna postawa wobec narzucanych i wciąż od nowa klonowanych opresji, które ich zbiorowi twórcy nazywają obowiązkami; ten obowiązujący ludzkość „kicz końca” (pozwolę sobie użyć frazy, której autorem jest kolega Siwczyk). Ale nie mojego końca. I nie Meleckiego. Bo Przeciwujęcia to wyartykułowany głośno sprzeciw wobec ujmowania nas wszechobecnym pozorem (czego? – tu wpisz wg uznania lub zanurz się w lekturze Przeciwujęć).


Kolejne pasma miraży, konkretnych przeoczeń skumulowanych w postaci

Długich ciągów odbijania się od przekątnych ścian, są tylko cząstkowymi śladami,

Ginącymi w bezmiarze harmidru, owych nieustannych przeorywań wysuszonego

Ugoru, kiedy tkwi się w nabrzmiewającym ogłuszeniu dziesiątkami wzajem

Wystrzeliwanych rac, tuż na granicy minionego, w krętej dychawicy kawałkujących

Sczeźnięć (…)


Nas nie ujmie się fałszywymi ideami, krzykliwymi hasłami, tandetnymi scenografiami. Choćbyśmy mieli wiszącym nad naszymi głowami topór (schyłku) ująć gołymi rękoma za opadające ostrze, będziemy się starali.

Maciej Melecki, Przecuiwujęcia. Wydawnictwa WBPiCAK, Poznań 2024

poniedziałek, 2 grudnia 2024

Wernisaż wystawy okładek tomów poetyckich, zaprojektowanych przez Jakuba Pszoniaka


Dom Literatury w Łodzi w ramach XVIII edycj Festiwalu Puls Literatury zaprasza na wernisaż wystawy okładek książkowych, zaprojektowanych przez Jakuba Pszoniaka.

6 grudnia (piątek)
Dom Literatury, ul. Roosevelta 17

Jakub Pszoniak - poeta i grafik, autor książek poetyckich "Chyba na pewno" (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, "Lorem ipsum" (Biuro Literackie 2022) oraz "Karnister" (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów "Głosy" Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), "Oddychaj" Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz "Tryb" Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego "Z dnia robię noc" (Biuro Literackie 2022).

Szczegółowy program Pulsu -  https://pulsliteratury.pl/ 

niedziela, 1 grudnia 2024

Korespondencja (63)


Do „Hostelu” kurier dostarczył najnowszą powieść Olgerda Dziechciarza, poety, prozaika, felietonisty, redaktora, wydawcy, animatora literatury, mojego przyjaciela. Twórczość związanego z Olkuszem autora poznałem dawno temu dzięki skromnemu tomikowi poezji Autoświat, który od razu mnie ujął oryginalnością, ponieważ opisywał świat, wykorzystując do tego celu nomenklaturę językową mechaników samochodowych. Wkrótce, na Złotym Środku Poezji w Kutnie poznałem Dziechciarza osobiście i nasza przyjaźń zawiązała się, jak to się mówi – w lot.

Oskar Małopolski, główny bohater „Zaświatowca” jest człowiekiem nawiedzonym, niezależnym, niepokornym, systemowo nieposłusznym, zbuntowanym, ale – zaznaczam to wyraźnie – trochę na sposób Grochowiaka i jego powiedzenia o tym, iż „bunt nie przemija, on się ustatecznia”. Że tak jest, zaświadcza osobista biografia autora powieści, alter ego jej bohatera - Olgerda Dziechciarza, byłego redaktora Kwartalnika Powiatu Olkuskiego (z podkreśleniem słowa „byłego”, w którym zawarta jest cena jaką w lokalnym samorządzie płaci się za własne zdanie). Oskar Małopolski przeciwstawia się, wytwarza opór materii – ale jak sam o tym mówi – „nie tak często jakby mógł”. To z kolei jest cena, którą płacimy za życie w tym smutnym kraju – i podobnym mu innych smutnych krainach – które urządzają nam kolejne pokolenia predatorów z tego, czy z innego politycznego nadana.

Nowa powieść autora „Zapolskiego” to trochę ironiczna, we fragmentach sowizdrzalska, miejscami smutna, ale przede wszystkim melancholijna opowieść o mieszkańcach małego, prowincjonalnego miasteczka, dla których dążenie do prawdy i prostoty  niekoniecznie stanowią  sprawę priorytetową. Również z tego powodu Małopolski miewa przeciw sobie całe „osobliwe bestiarium ludzkie”  zaludniające domy, sklepy i ulice w miejscu, w którym żyje. Tym samym „Zaświatowiec” to opowieść o nas – których imię Legion – mieszkańcach Tomaszowa Mazowieckiego, Olkusza, Koluszek, Konstantanowa Łódzkiego, Radomska itd., itp. Złośliwych, wścibskich, zawistnych, żywiących się plotką i kłopotami sąsiadów, pazernych na władzę, pieniądze, lokalne skandale i cuda.

W takim miejscu można z jednej strony aspirować do „współudziału” albo dążyć do bycia „nikim”, czyli być sobą. Takim też charakteryzuje Małopolskiego jego sąsiad i polityczny mentor, niejaki Malanowski:

Dlaczego pomagam Małopolskiemu? Na pewno nie z litości: trochę go lubię i wbrew opinii innych mieszkańców naszej kamienicy wcale nie uważam za skończonego głupka czy ćwoka. Teraz zresztą jakoś rzadziej spotykam się z takimi opiniami o nim, ale kiedyś to była norma. No, więc ja nigdy go za głupka nie uważałem, może za człowieka, który ma lekko niepoukładane w głowie, no lekką szajbę ma, ale nie, nigdy za głupka go nie uważałem. Odwrotnie, mnie się zdarzało myśleć o nim, że on jest mądrzejszy od nas. Jakby wiedział więcej albo czuł więcej niż ktoś normalny […]”.

Taki też dylemat (aspirować w życiu czy rejterować z życia) ma Oskar Małopolski, ksywa „Zaświatowiec”, człowiek prawdomówny, nieposiadający telefonu, kobiety i uśmiechu na twarzy, „leczony na głowę”, który podobno był w zaświatach, ale dane mu było zmartwychwstać. Osoba podchodząca do spraw zasadniczych śmiertelnie poważnie, stąd (na wyraźny rozkaz/koncept autora tej metaprozy) niespodziewanie kandydująca na radnego w bezwzględnym świecie draństwa, oszustwa i wszelkiego rodzaju świństwa rozgrywających się w kotle lokalnej polityki. 

Czy bohater przetrwa katastrofę poznawczą, której się domyślał, i którą intuicyjnie przeczuwał na zasadzie stwierdzenia: „widzę, ale, kurwa, nie wierzę”? Sprawdźcie to sami. Dla mnie największe znaczenie w tej znakomitej opowieści ma ostrzeżenie skierowane do ewentualnych chętnych do wzięcia udziału w podziale/rwaniu sukna, że „wejście do układu” jest zawsze „wejściem drzwiami wyjściowymi”.  

Olgerd Dziechciarz, Zaświatowiec. Państwowy Instytut Wydawniczy 2024