...Tego akurat nie wiem, czy
pierwsza z czterech zaplanowanych w ciągu życia niezniszczalnego Rafała Gawina „czterdziestek”
szybko mu minęła, faktem bezspornym natomiast jest, że jej wczorajsza
celebracja w Doomu Literatury minęła, jak z bicza strzelił. Najpierw Gawin,
bohater wieczoru i jubilat, prowadził spotkanie z Zalibarkiem wokół książki Pakameron.
Wiersze Zalibarka to mitologia codzienności spowita oparami surrealności i
paradoksu. Było też trochę o Grochowie,
mojej ulubionej dzielnicy Wa-wy, gdzie poeta mieszka i uprawia sztuki plastyczne
i poezję. W drugiej części wieczoru republika publiki otrzymała możliwość
obcowania z poetą w kryzysie wieku średniego, spowitego smugą cienia – Rafałem Gawinem.
Prowadzący z jubilatem spotkanie Kuba Pszoniak przyjął metodę „szybko przez
wszystko”, a więc gra toczyła się wokół wszystkich dotąd opublikowanych przez łódzkiego
poetę książek. Rozmowa była więc niejako podsumowaniem, ale też ujawniła nowe
tropy w twórczości autora Oferty bezzwrotnej, na przykład poczucie
humoru, które zdaniem Gawina „jest skutkiem ubocznym śmiertelnej powagi, która
towarzyszy poezji”. Były pytania ze strony publiki i zapewniam, że nie było tu
żadnej taryfy ulgowej. W ramach rehabilitacji ta sama publika w pewnym momencie
spontanicznie odśpiewała jubilatowi sto lat, co ten przyjął z wyraźnym
wzruszeniem (a to dowód, że mimo wielu krążących tu i ówdzie plotek Gawin
posiada uczucia wyższe). Polecam krótką fotorelację z opisanych powyżej znamienitych
okoliczności wraz z pakietem zdjęć z offu.
czwartek, 31 października 2024
Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień...
piątek, 25 października 2024
Życie wewnętrzne (40)
„(…) Zebrali się w salonie klubu. Weszła Janovitz, uczesana w wysoką
piramidę, w sukni w lamparcie cętki. <<Pięknie wyglądasz>>, szepnął
jej Wallace. Fotograf zaczął wydawać polecenia. Ustawił męską grupę pisarzy w
pozach uwielbienia wokół Janovitz. <<Macie wyglądać, jakbyście świetnie
się bawili>> - nakazał. Wallace szybko się stamtąd ewakuował. Potem
powiedział Walden, że odstraszył go wyraz oczu kolegów po piórze, mizdrzących
się do obiektywu.
Udał się na spotkanie ze swoim redaktorem, Howardem, który zabrał go na
lunch. Wallace był roztrzęsiony. Poraziło go to, co właśnie zobaczył.
Zrozumiał, że tę żądzę sławy i uznania on z całą pewnością też nosi w sobie, zwłaszcza
jeżeli może mu ona pomóc uniknąć uczenia. Tylko do czego to prowadzi? Do tego, czego
właściwie był świadkiem? A gdyby tak zwolnił Nadell i wziął sobie potężnego
agenta z Nowego Jorku? Czy wówczas dostąpiłby takiego życia, jakiego pragnął?
Oczywiście, że chciał dostawać wyższe zaliczki, cieszyć się większą sławą, mieć
bardziej wpływowego agenta – tylko że aby to wszystko mieć, trzeba było pisać
pod publiczkę. Czy był na to gotowy? Nawet nie wiedział, jak to się robi – a może
przeciwnie: wiedział zbyt dobrze. A jeżeli zwalczy pokusę, to czy będzie musiał
uczyć do końca życia? Jego myśli goniły w piętkę, dręczył się okropnie. Gadał i
gadał. Howard po raz pierwszy zobaczył przed sobą Wallace’a <<przedziwnie ułomnego>>, który
zupełnie nie umiał się odnaleźć jako <<istota ludzka w ludzkiej
społeczności>>. Wspomina, że uspokajał dwudziestopięcioletniego Wallace’a,
jakby ten przeżywał <<zły trip po kwasie>>. Wreszcie Wallace się
uspokoił i pojechał do mieszkającej w pobliżu Washington Square Alice Turner, u
której spędził noc (…).”
D.T. Max „Każda historia miłosna jest historią o duchach. Życie Davida Fostera Wallace’a”. WAB, Warszawa.
środa, 23 października 2024
Rafał Rutkowski w IM
Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie z Rafałem Rutkowskim związane z promocja jego najnowszego tomu wierszy Siej czas (Wyd. wydawnictwo j, Wrocław, 2024). Prowadzenie: Krzysztof Siwczyk.
25. 10 - godz. 18
O książce:
Surrealizująca poezja Rafała
Rutkowskiego, silnie okazywana w jego poprzednich czterech tomach, weszła w
fazę zmagań z problemowością momentów granicznych. Wyraźnie skierowana na nie
tematyka wierszy pomieszczonych w tomie najnowszym Siej czas (2024)
dobywa język egzystencjalnej konfrontacji z czasem pracy żałoby, przynosząc
złożoność różnokierunkowych ujęć rwącej utraty. Rutkowski nadal pozostaje w
swoim charakterystycznym idiomie zamaszystej wizji, kreowanej surrealną
wyobraźnią, lecz treściowo rozszerza jego pasma wypowiedzi o dodatkowy żywioł
traumy, który stygmatyzuje na tyle mocno, że stwarza to paradoksalnie nową
jakość tej poezji. Siej czas jest więc tomem otwarcia na to,
co życiowo otchłanne, sublimującym dotkliwy tragizm w licznie zaskakujące
manewry języka, nie usuwającego jednocześnie jego podmiotowi gruntu pod
nogami.
Maciej Melecki
Ostatni postmodernista, chciałoby
się rzec nad lekturą najnowszej książki znanego autora. Byłby to jednak sąd
tyleż pochopny, co niepełny. Autor taksuje zastaną rzeczywistość z właściwą
sobie językową wprawą i dezynwolturą, jednocześnie zachowując czułość, tak dla
świata przedstawionego, jak i języka; aż wobec czytelnika staną się jednym.
Marta Podgórnik
wtorek, 22 października 2024
Czterdziestka Gawina i inne atrakcje i interakcje
Rafał Gawin serdecznie zaprasza na spotkania poetyckie z Zalibarkiem, autorem książki „Pakameron” oraz ze sobą, autorem wydanych w tym roku książek „Oferta bezzwrotna” oraz „Zdania bez wypadku i żadnego trybu”, w czasie którego to Rafał Gawin (jednocześnie jako autor i prowadzący) poprowadzi pierwszą rozmowę.
18:00 i 19:00, 30.10.2024, Dom Literatury w Łodzi, ul. Roosevelta 17.
O „Pakameronie”:
niedziela, 20 października 2024
Z Archiwum P. (54)
20.04.2012 r. - MBP i Centrum Dialogu
Społecznego i Wolontariatu, Tomaszów Mazowiecki. Konfrontacje Literackie w
ramach Spo-tkania 7 – Literackiego. Miałem spotkanie autorskie i prowadziłem warsztaty dla
młodzieży (owszem, przyszła młodzież, ale senioralna).
piątek, 18 października 2024
Premiera Literacka SPP O/ Łódź – książka Anny Błasiak
Nakładem Stowarzyszenia Pisarzy
Polskich Oddział w Łodzi ukazała się książka Anny Błasiak Rozpętanie
/ Deliverance. Książka ukazała się w ramach serii Szumy, zlepy, ciągi, tom
80. Fotografie w tomie Lisa Kalloo.
czwartek, 17 października 2024
Fundacja AFRONT zaprasza na promocję książki Łukasza Jarosza
Fundacja Kultury Afront i Berg Studio Galeria zapraszają na promocję książki poetyckiej Łukasza Jarosza „Wietrzna pamiątka” (Bukowno 2024). Wydany przez Fundację Kultury Afront zbiór poezji to czternasta pozycja w dorobku olkuskiego Autora. Jak informuje wydawca to:
„Kolejny
przejmujący zbiór wierszy laureata Nagrody im. Szymborskiej. Codzienność i
metafizyka, miłość i śmierć, przyjaźń i samotność. Pojedynczość i ogół.
Uniwersalność i przyziemność. Czułość i niezgoda na rzeczywistość. Poezja
osobna, prywatna, intymna. Dlatego poruszająca”.
„Piszę te wiersze z miłości i niechęci do świata. Z rozczarowań i uniesień. Ze zdziwień i znudzenia. Z czułości i odrazy. Z buntu i zgody na śmierć, z niepogodzenia się z czasem, sobą, z umieraniem, odchodzeniem. Piszę, by oswoić śmierć, zrozumieć miłość i szczęście. By uchwycić chwile, ale także by dać im odejść.”
Łukasz Jarosz
to urodzony w 1978 roku poeta, muzyk. Perkusista, wokalista i autor tekstów
grup: Chaotic Splutter, Lesers Bend, Mgłowce, Zziajani Porywacze Makowców, Baza
Ludzi Żywych. Autor tomów poetyckich: ,,Soma" (2006), ,,Biały
tydzień" (2007), ,,Mimikra" (2010), ,,Spoza" (2011), ,,Wolny
ogień" (2011), ,,Pełna krew" (2012), „Świat fizyczny” (2014), „La
forza delle cose” (Genova 2015, wydanie trójjęzyczne – polski, włoski,
angielski), „Wiersze wybrane”(Druskienniki 2015, wydanie trójjęzyczne – polski,
litewski, angielski), „Kardonia i Faber” (2015), „Święto żywych” (2016),
„Stopień pokrewieństwa” (2017), „Wiersze wybrane” (Bratysława 2018, wydanie
trójjęzyczne – polski, słowacki, angielski), „Dzień Liczby Pi” (2020), „Pełnia
Robaczego Księżyca”(2022), „Widoczna i niewidzialna” (2023), „Wietrzna
pamiątka” (2024) oraz zbioru „aforyzmów” –„Czynności i stany” (2019).
Łukasz Jarosz to laureat wielu konkursów poetyckich, m.in.: im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, im. Rafała Wojaczka, im. Rainera Marii Rilkego. Jego debiutancka książka poetycka ,,Soma" została wyróżniona I nagrodą w ,,Konkursie Młodych Twórców im. Witolda Gombrowicza" Fundacji Kultury oraz otrzymała nagrodę ,,Złoty Środek Poezji" na najlepszy poetycki debiut książkowy (2007). ,,Pełna krew" została uhonorowana Nagrodą Literacką im. Wisławy Szymborskiej (2013), „Świat fizyczny” oraz „Kardonia i Faber” nominowane były do Nagrody Literackiej Nike.
Jego wiersze
tłumaczone były na język chorwacki, litewski, słowacki, włoski, angielski,
bułgarski, rosyjski, hiszpański, szwedzki, rumuński, białoruski i niemiecki.
Publikował m.in. w amerykańskim „Harper`s Magazine”, niemieckim „Akzente”,
angielskim „Modern Poetry in Translation”, rosyjskim „Inostrannaja Literatura”,
„Nowaja Polsza”, litewskim „Metai”, rumuńskim „Bucovina Literara” oraz w
,,Tygodniku Powszechnym",”Przekroju”, ,,Gazecie Wyborczej",
,,Twórczości". Mieszka w Żuradzie pod Olkuszem.
Łukasz jest znany z nietypowej promocji swojej poezji, często zaprasza muzyków, którzy akompaniują mu do czytanych wierszy. Tym razem będzie to Maciej Pałka, gitarzysta zespołu Baza Ludzi Żywych, z którym Łukasz od kilku lat tworzy wyżej wspomnianą grupę muzyczną. Zapraszamy!
poniedziałek, 14 października 2024
Premiera literacka SPP O/Łódź i DL w Łodzi - Wojciech Brzoska
piątek, 11 października 2024
Gorzkie jezioro
W którym miejscu znajduje się dzisiaj biografia
i dzieło Ryszarda Milczewskiego-Bruno, zapamiętanego chyba najbardziej w roli
przyjaciela Stachury? Z pewnością umiejscowiona jest w niezasłużonym cieniu, bo
to poeta lepszy od Steda, bardziej wymagający, trudniejszy, a przez to mniej
dostępny. Czyżby za kilkanaście następnych lat postać Bruna miała przetrwać
jedynie w słynnej piosence, która w latach 80-tych rozbrzmiewała niemal na
wszystkich obozach i biwakach, w domach kultury i wszelkiej maści „stachuriadach”?
„Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo…”, pisał
Edward Stachura, ale Milczewski-Bruno pozostał raczej „w domu”, w swoim
rodzimym Grudziądzu, gdzie do dzisiaj jest pamiętany, ma tam ulicę swojego
imienia i pamiątkową tablicę na kamienicy, w której mieszkał zdominowany przez
własną prowincję, kochaną i nienawidzoną jednocześne. Grudziądz był usytuowany
podówczas na granicy dwóch województw, stąd poeta często bawił zarówno w
Bydgoszczy jak i w Toruniu, tu i tu postrzegany przez tamtejsze środowiska
raczej jako alkoholik i grafoman, niż autor naginający język do skraju jego
wytrzymałości, tak jak w dedykowanym Stachurze wierszu pt:
"Dziedzictwo": „Trynko żyło moja i
dziedzictwo /Tu worek królików mlecz i gorgula /Kopniak we mnie: nie róża
/Śmieją się murarze ciszy w morwach /A we mnie tak mokro i muzycznie straszno/
Że żyłować teraz tylko mi te wiersze/Aby się rozbudzić i w deski dostać: /W
trumnę albo do ogrodu - -/ Posłusznie się urodziłem bo z pępkiem /Akuszerka to
przyzna choć dawno umarła /Na Twoje ręce będę składał zdania moje zbrzeżne/W
Tarpnie kędy zacny Villon lży w pokrzywach/ Gdy wino pęka w ustach białym
jabłkiem”.
Bruno był człowiekiem, który nie potrafił ukryć
swych antypatii. Mówił wprost. Nie chował żalu w kawiarnianej plotce i dlatego
był tak samotny. Buńczucznie szedł przez życie. Z sercem na ramieniu. Przyjaźń
z nim do łatwych nie należała. W końcu ostatecznie zerwał kontakty ze Stedem,
kiedy ten podobno „ukradł” mu tytuł „Białej lokomotywy” (ślad tego zerwania
widoczny jest we wspomnianej piosence, w która w późniejszych wersjach brzmiała
następująco: „Ruszaj się głowo, idziemy do słońca….”).
Kiedy jeszcze „szorstka” przyjaźń obu poetów
trwała Stachura tak pisał o Milczewskim: „Pociągiem do Wrocławia 15.27
dwie i pół godziny jazdy. Padał śnieg, deszcz i grad. Wiatr porywisty. O 18.00
Klub Nauczycielski na Placu Grunwaldzkim. Wieczór Bruna. Wspaniałe wiersze
Bruna jedyny „zarzut" - naciąganie rzeczywistości do własnego obrazu
świata w tych wierszach. Przesada z tymi nożami. Ataki potem na Bruna ze strony
nauczycieli. Zabrałem głos. Mówiłem. Jak zwykle nie miałem z kim rozmawiać.
Ciężko jest cofać się z miejsca, skąd się jest, do siódmej klasy szkoły
powszechnej. Bruno pokazuje „chwali" się po wieczorze kwitkami, nakazami
kolegium. Nie podoba mi się to. Ciągle to samo. Ciągle to granie na jednej
strunie. Ale co zrobić? Zaprasza mnie do P. Biorę adres, choć wiem, że nie
pojadę”. A jeszcze kiedy indziej tak: „Z Brunem skoczyliśmy na
poboki, do miejscowości Kłódka, gdzie Osa i „Bar nad Osą". Po wielu
straszliwych dniach i nocach samogryzienia się, samozżerania się nawiedził mnie
przepastny apetyt, co było jedną z oznak, z tych raczej nieomylnych, że może udać
mi się kolejne zmartwychwstanie. Bruno zjadł gigant-golonkę, a ja, jak jeden
głupkowaty, cztery talerze wołowych flaków. Potem zakupiliśmy butelkę wina i
udaliśmy się nad rzekę. Rozsiedliśmy się na łące, przy śluzie z mostkiem i było
tak jak powinno być. Wrześniowe sioneczko grzało nasze kości, blask głaskał po
rysach, pasły się krowy, kwitły wysokie mimozy, na drugim brzegu trzyosobowa
rodzina zajęta była bez reszty myciem i pucowaniem szyb i blachy samochodu,
czyli „oczka w głowie", huczała woda jak wielkie roje os, ale nie
przeszkadzając naszym z rzadka rzucanym do siebie słowom, nie wyrywaliśmy sobie
butelki, przekazywaliśmy ją sobie najserdeczniej i naprzemianlegle z rąk do
rąk, w powietrzu snuła się niesamowita, wstrząsająca łagodność”.
Milczewski-Bruno do śmierci zachowywał
bezkompromisową postawę wobec wszelkiej prominencji pseudointelektualistów i
„profesorków”, czym śmiertelnie zraził do siebie m.in. Artura Sandauera.
Towarzyszyła mu „czarna legenda” poety przeklętego, który pomimo swojego
wykształcenia pracował przede wszystkim w przemyśle rolniczo-spożywczym,
najpierw jako fermentator w wytwórni tytoniu, agronom, ogrodnik-kwiaciarz,
instruktor poradnictwa żywieniowego w mleczarni, inspektor plantacyjny w
centrali nasiennej, klasyfikator żywca. W końcu osiadł na etacie w „Faktach”,
do których pisał swoje reportaże. Z tego okresu pochodzi anegdota, jak to
spędzony z innymi literatami do jednego z PGR-ów pod Inowrocławiem - w trakcie
niekończącego się czytania przez dyrektora referatu na temat własnych osiągnięć
nie wytrzymał i powiedział: "Gruby! Skończ wreszcie gadać, tylko pokaż te
świnie!". Nastąpiła konsternacja, aż wreszcie ktoś chcący ratować sytuację
powiedział, że jak się nie uspokoi, to go zamkną do chlewa. Na co Bruno
odpowiedział, że tam na pewno będzie ciekawsze towarzystwo...
Nie interesowało go życie literackie według
ściśle urzędniczych nakazów i formuł. We wniosku o członkostwo w Związku
Literatów Polskich miał napisać: „Jednocześnie informuję, że jako członek ZLP
będę pisał wyłącznie siebie”.
Ryszard Milczewski-Bruno, autor m.in. „Poboków”
i „Nie ma zegarów” zginął tragicznie 17 maja 1979 roku podczas drugiego dnia
Toruńskiego Maja Poetyckiego. Grupa literatów pojechała autobusem do Nowej Wsi
Szlacheckiej, gdzie ZSP w zlokalizowanym tam pałacyku miało swój ośrodek
kulturalno-szkoleniowy. Kilku z nich wraz z Brunem udało się nad jezioro po
drodze kupując kilka butelek wina. Milczewski rozebrał się i wszedł do chłodnej
tafli. Było ciepło, ale nie upalnie. Bruno zaczął płynąć i w pewnym momencie krzyknął:
„Kochani, ja już nie mogę!”. Zaraz potem zniknął pod wodą. Skoczyło za nim
dwóch kolegów, ale nie znaleźli go. Dopiero pod wieczór rybacy przeszukujący
dno kotwiczką wyłowili jego ciało.
Czy to poeta pogrążył się w gorzkim jeziorze, czy
raczej jego gorycz je wypełniła? Któż dzisiaj to może wiedzieć?
środa, 9 października 2024
Premiera literacka SPP Oddziału w Łodzi – książka Victora Ficnerskiego
Nakładem Stowarzyszenia Pisarzy
Polskich Oddział w Łodzi i Domu Literatury w Łodzi ukazała się drukiem książka
Victora Ficnerskiego [kradłem od wszystkich]. Książka ukazała się w ramach serii Szumy, zlepy,
ciągi, tom 75.
piątek, 4 października 2024
Wspominaliśmy Andrzeja Strąka…
W Domu Literatury w Łodzi przyjaciele, koleżanki i koledzy, znajomi, członkowie rodziny wspominali Andrzeja Strąka, zmarłego w sierpniu poetę, twórcę i dyrektora tej szacownej literackiej instytucji. O Andrzeju opowiadali jego długoletni przyjaciele Lucyna Skompska i Jerzy Jarniewicz oraz Rafał Gawin. Andrzeja Strąka wspominały również osoby spośród licznie zgromadzonej publiczności. Ponieważ Andrzeja znałem siedemnaście lat, ja również pozwoliłem sobie przytoczyć kilka anegdot. Wieczór, który odbył się 3 października uświetnił występ zespołu Agnellus. Grupa zagrała kilka utworów do tekstów napisanych przez Andrzeja. O tym, że Go wszystkim nam bardzo brakuje nie będę opowiadał, bo to jest oczywiste.