„(…) Zebrali się w salonie klubu. Weszła Janovitz, uczesana w wysoką
piramidę, w sukni w lamparcie cętki. <<Pięknie wyglądasz>>, szepnął
jej Wallace. Fotograf zaczął wydawać polecenia. Ustawił męską grupę pisarzy w
pozach uwielbienia wokół Janovitz. <<Macie wyglądać, jakbyście świetnie
się bawili>> - nakazał. Wallace szybko się stamtąd ewakuował. Potem
powiedział Walden, że odstraszył go wyraz oczu kolegów po piórze, mizdrzących
się do obiektywu.
Udał się na spotkanie ze swoim redaktorem, Howardem, który zabrał go na
lunch. Wallace był roztrzęsiony. Poraziło go to, co właśnie zobaczył.
Zrozumiał, że tę żądzę sławy i uznania on z całą pewnością też nosi w sobie, zwłaszcza
jeżeli może mu ona pomóc uniknąć uczenia. Tylko do czego to prowadzi? Do tego, czego
właściwie był świadkiem? A gdyby tak zwolnił Nadell i wziął sobie potężnego
agenta z Nowego Jorku? Czy wówczas dostąpiłby takiego życia, jakiego pragnął?
Oczywiście, że chciał dostawać wyższe zaliczki, cieszyć się większą sławą, mieć
bardziej wpływowego agenta – tylko że aby to wszystko mieć, trzeba było pisać
pod publiczkę. Czy był na to gotowy? Nawet nie wiedział, jak to się robi – a może
przeciwnie: wiedział zbyt dobrze. A jeżeli zwalczy pokusę, to czy będzie musiał
uczyć do końca życia? Jego myśli goniły w piętkę, dręczył się okropnie. Gadał i
gadał. Howard po raz pierwszy zobaczył przed sobą Wallace’a <<przedziwnie ułomnego>>, który
zupełnie nie umiał się odnaleźć jako <<istota ludzka w ludzkiej
społeczności>>. Wspomina, że uspokajał dwudziestopięcioletniego Wallace’a,
jakby ten przeżywał <<zły trip po kwasie>>. Wreszcie Wallace się
uspokoił i pojechał do mieszkającej w pobliżu Washington Square Alice Turner, u
której spędził noc (…).”
D.T. Max „Każda historia miłosna jest historią o duchach. Życie Davida Fostera Wallace’a”. WAB, Warszawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz