czwartek, 24 września 2020

Wyciąg (variations)

W drodze na ruinowisko bywają momenty, w których zawodzi logistyka. Auto oddane do reperacji, albo komunikacja międzymiastowa nie przewiduje żadnych form pomocy w postaci przyjaznego rozkładu jazdy (w ofercie jest tylko rozkład), przez co bazarek staje się odległy jak niegdyś rzymska Dacja. Nie masz wyjścia i korzystasz z jedynego dostępnego kursu („wiosnę sukę w rui potrąci pospieszny”?), żeby wylądować w poczekalni dworcowej na osiem godzin przed otwarciem podwoi bazarku. W miłym, acz rychło przemijającym towarzystwie bezdomnego, którego wyprowadza dworcowa ochrona, bo uparcie usiłuje zapaść w błogi sen na niewygodnej ławce. Jest druga w nocy, a ciebie funkcjonariusze („gastarbeiterzy ładu i porządku”? Tego „porządku”?) uzbrojeni w pałki typu „tonfa” dociekliwie pytają: „Pan dokądś jedzie?”.„Dokądś na pewno” – odpowiadasz – „Ale dokąd, nie wiem” (i szybko zmyślasz, że uciekł ci ostatni bus, i że czekasz do rana na następny). Gdybyś powiedział prawdę, wzięliby cię za wariata i wyrzucili z dworca w chłodną noc. Dopiero rano przestajesz się trząść (z zimna), żeby „zimnym okiem” wypatrywać „bazarkowych okazji”. Aby w ciepłe i słoneczne południe wrócić z torbą pełną muzyki kupionej za grosze, o których tamten bezdomny z dworca usiłował  w nocy śnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz