niedziela, 14 czerwca 2020

Wyciąg (epitafium?)


Świat kolejny raz zwariował i przerzuca winę na Covid – 19. Tymczasem najgroźniejszym wirusem jest ludzka natura. Moja wiara w człowieka próbowała podnieść się z kolan, czego bezpośrednim skutkiem był upadek na ryj. Bez asekuracji. Tak, jestem śmiertelnie chory, bo więcej tzw. „człowieczeństwa” rozpoznaję u zwierząt niż u ludzi. Niestety, ale ludzkość zawsze tłumnie nawiedzała bazarki, od kilku tygodni wybudzające się powoli z gospodarczego letargu, licząc na ubicie kolejnego zyskownego interesu. Nici z dawnej enklawy rzeczy zbędnych, brzydkich i nierentownych. Figa z makiem z ruinowiska, na którym deweloperzy będą stawiać apartamentowce. Winyle „chodzą” horrendalnie drogo, kasety magnetofonowe wracają do łask, zaczynają być „modne”. Za tym „tryndem” płyną  „rekiny biznesu”, rozmaite „Ryśki” i „Zbyszki”, których istotą życia jest wydłubywanie każdej złotówki, choćby i z kupy. Z drugiej strony światowi hurtownicy kapitalistycznej dżumy nie bawią się w detal, lecz w projektowanie nowego ekonomicznego otwarcia. Przyklaskują im skorumpowani politycy i zidiociałe media. Ludzi „prostego pokroju” dotyka pogarszająca się z tygodnia na tydzień sytuacja zawodowa i bytowa. Co można z ty zrobić? Ot, na początek napisać nowy wiersz (rzucając przy tym na szalę totalne wypalenie zawodowe i brak perspektyw) i zatytułować go: Wyrzucam z języka słowo „ryż”, albo posłużyć się cudzym tekstem, na przykład Bursy (Pożegnanie z psem), żeby przed samym sobą się przyznać: „No cóż, mój drogi – bieda / Przykro mi bardzo, ale brak funduszów. Trzeba cię sprzedać”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz