Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie związane z
promocją nowych książek poetyckich: Rafał
Gawin „Wiersze dla kolegów” (Wyd. Raymond Q., 2017) i Maciej Robert „Demologos” (Wyd. Raymond Q., 2017). Prowadzenie
Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk.
18.05.2018.
godz. 18.00
Rafał Gawin - poeta, okazjonalnie krytyk, korektor, redaktor m.in. w
„Arteriach”, konferansjer i animator kultury. Wydał arkusz Przymiarki (Wrocław
2009) oraz książki poetyckie Wycieczki osobiste / Code Of Change (Londyn/Gniezno
2011) , Zachód Słońca w Kurwidołach (Łódź, 2016) Wiersze
dla kolegów (Skierniewice, 2017). Tłumaczony na język: bułgarski,
rosyjski. Mieszka i pracuje w Łodzi.
Maciej Robert – poeta, krytyk literacki, recenzent. Autor sześciu książek
poetyckich (ostatnio „Księga meldunkowa" [2014, nominacja do Nagrody im.
W. Szymborskiej], „Nautilus" [2016], „Demologos" [2017]) i
jednej krytycznej „Perełki i skowronki. Adaptacje filmowe prozy Bohumila
Hrabala". Współpracownik „Polityki” i „Nowych Książek”.
O książkach:
Nakładem Wydawnictwa Raymond Q. ukazała się kolejna książka poetycka Rafała
Gawina zatytułowana Wiersze dla kolegów (Wyd.
Raymond Q., 2017). Spośród zawartych w tomie 43 wierszy prawie połowa została
zadedykowana kolegom-poetom, kilka zawiera motta z kolegów-poetów, a jeszcze
kilka innych dedykowane jest pamięci legendarnego pisma literackiego „Brulion”.
Zatem póki co, nici z parytetów w poezji (przynajmniej w poezji Gawina). Z
czysto narcystycznych pobudek pragnę wspomnieć, że w dwóch wierszach moje
nazwisko zostało połączone ze słowem stosowanym m.in. w biznesie muzycznym:
„featuring” (z udziałem, gościnnie), co Rafał nie omieszkał skutecznie
zrównoważyć dedykując mi jeden z najkrótszych wierszy tomu. Lecz nie tylko z
tej skądinąd błahej przyczyny powinniście Państwo ochoczo sięgnąć po tę
bulwersującą książkę, kontaktując się bezpośrednio z jej autorem, bądź ze
skierniewickim wydawnictwem.
Piotr Gajda
Mała czarna książeczka ze zdjęciem tajemniczej maszyny na okładce. Równie
tajemniczy tytuł, a w środku siedem części poematu o Łodzi, którym Maciej
Robert chciał wygrać konkurs na poemat czterech kultur. Demologos to
awangardowe godzinki ku czci wyśnionego miasta. Oniryczna opowieść osnuta na
motywach mapy i terytorium, Łodzi i statku. Książka nieludzko łódzka, która
wymaga od czytelnika jeśli nie znajomości miasta Biedermannów, to chociaż
zdolności wyobrażania sobie jego zakamarków. Która wymaga jeśli nie znajomości
poprzednich tomów poety, to chociaż intuicyjnego zaufania jego wyobraźni.
Książka pełna – nie tylko literackich – aluzji, trochę popisująca się przed
nami, a trochę demaskująca nasze mitologie. Raport z wydrążonego miasta. Tytuł
podpowiada oczywistą konstatację – Demologos to kontynuacja
poprzedniej książki Macieja Roberta, poematu Nautilus. Łączy je
temat wędrówek po Łodzi (po mapie Łodzi), a także postać Fultona,
amerykańskiego wynalazcy, konstruktora statków i łodzi podwodnych. Oczywiście
Fulton miał na imię Robert, a jego okręty nazywały się właśnie Nautilus i
Demologos. Tak to sobie Maciej gra z czytelnikami w okręty, co w
mieście-temacie pozbawionym rzeki można by uznać za postmodernistyczną
przesadę. Ale Maciej Robert Fulton postmodernistą nie jest. Zaryzykowałbym
nawet twierdzenie, że tęskni za porządkiem. Cała ta zabawa z matematyką w
Nautilusie, także podział Demologosa na
części odpowiadające liturgii godzin to wyraz metafizycznych (a może nawet
religijnych) tęsknot autora. Jakby obecne w jego wierszach od zawsze motywy
śmierci, biologicznej przemiany, sztafety pokoleń i śladów historii domagały
się wyjaśnienia. Ale układanka nie chce się ułożyć. Pierwsza część z
refrenem Leniwi plagiatorzy powielają błędy przywołuje mało
może znany fakt, że firmy kartograficzne, chcąc wykryć u konkurencji plagiaty,
umieszczają na planach miast nieistniejące ulice. Wiem, co mówię – pracowałem
jako korektor planów. W efekcie wszystkie plany, łącznie z tym oryginalnym, są
fantastyczną opowieścią o „lądach niebyłych”. A jednocześnie są naszym
wyobrażeniem miasta, które musimy sobie wymyślić. W drugiej części autor zdaje
się brać w nawias całe to wymyślanie historycznych narracji, tych miejskich
legend o początku, tworzonych bez końca na użytek indywidualnych bądź wspólnych
mitologii. A jednak wątpiąc, w następnych częściach poematu taki mit buduje.
Wymyśla opowieść stróża zatrudnionego w remontowanym muzeum (wygląda to na
Muzeum Przyrodnicze UŁ w parku Sienkiewicza). Pijacka opowieść nocnego
portiera, wzbogacona obrazami/wspomnieniami słuchacza/autora, to jeszcze jeden
mit, jeszcze jedna makieta, w dodatku z przepalonymi żarówkami. Po co ją opisywać,
po co kontemplować? Dla paru zgrabnych sformułowań? Dla trafnej metafory? Remont
się przeciąga w lekką nieskończoność – dobrze uchwycona prowizorka
(po)przemysłowych miast. Tu mnie wrzucono, zamknięto, a potem połknięto
klucz – dobrze uchwycony stan świadomości ich mieszkańców. Owszem, ale
wydaje się, że chodzi o coś innego. Thälmanna do ZOMO. Za Falą Bociany
– wiecie, o co chodzi? Ja wiem, ale nie pora na przypisy. Zresztą, czy
trzeba wszystko rozumieć? Porwany monolog przesycony szczegółami topograficznymi
jest jak mamrotana pod chórem litania. Bo choć miasto z opowieści jest
falsyfikatem, choć opowiadana historia jest subiektywnym zapisem wspomnień z
trzeciej ręki, to przecież samo przepowiadanie sobie miasta ma sens – chroni je
przed całkowitą rozsypką w niebyt. Zamieszkać możemy tylko w opowieści, nie
zawsze prawdziwej.
Piotr Grobliński
Instytut
Mikołowski / ul. Jana Pawła II 8/5 / 43-190 Mikołów / tel./fax: 032 738 07 55 /
e-mail: instytutmik@poczta.onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz