W nowym numerze Gazety Literackiej
„Migotania” 4 (57) 2017 o debiucie Pawła Nowakowskiego między innymi (Wyd. MAMIKO, Nowa Ruda 2017) w recenzji
zatytułowanej „Sto lat samotności”, a także felieton pt. „Celowanie w bęben”.
Poniżej wyimki z anonsowanych publikacji:
„Powiedzmy
sobie jednak szczerze, że wszyscy razem w roku 1989 i w latach późniejszych zawierzyliśmy
zbyt mocno w tak zwany pakt założycielski, że oto ówczesna opozycja wprowadzi
zupełnie inne standardy demokratyczne niż wyznawała niedemokratyczna <<komuna>>.
Że odtąd zupełnie zniknie opresyjny podział władza-obywatel, nastąpi
przesunięcie decyzyjnych dyrektyw na stronę społeczeństwa obywatelskiego
(wybrani w wyborach staną się reprezentantami społeczeństwa, nie partii) i
nastąpi <<justice for all>>. Pełni nadziei, zapomnieliśmy w tym
wszystkim tylko o jednym – o zwykłej, ludzkiej słabości. O odwiecznym człowieczym
usposobieniu, które decyduje o tym, że stojąc po stronie rozumnych ssaków,
zaliczamy się jednocześnie do
drapieżników obdarzonych przerośniętym rozumem. O tym, co z niegdysiejszych
dysydentów uczyniło w ciągu niespełna trzech dekad głównych budowniczych
<<demokracji kolesiów>>, a z niegdyś niezależnych dziennikarzy –
propagandystów na usługach tej czy innej ideologii serwowanej nam raz z lewa,
raz z prawa. <<I kto za to płaci?>>. <<Pan, Pani, my…
społeczeństwo!>>. Płacimy za brak obywatelskiej kontroli, za to, że oddolnie,
bez oglądania się na <<Pijarowskie>> zagrywki rządzących każdej nacji,
nie wypracowaliśmy demokratycznych form nacisku na władzę (jednocząc się w swoich postulatach), a wręcz
przeciwnie, daliśmy się władzy podzielić, rozdrobnić. Zamiast stawać się
społeczeństwem obywatelskim, staliśmy się bezkształtną masą, która implozyjnie walczy
miedzy sobą <<o drobne>>, tracąc z oczu to, co najważniejsze; coś,
co może nagłym błyskiem ukłuć w oczy, jak na przykład myśl, że oto po raz <<enty>>
tamte nasze wspólnotowe/quasi-rewolucyjne wysiłki zostały sprowadzone na orwellowski
poziom. Kogo za to powinniśmy winić? Poetę Świetlickiego, że nigdy nie był
poetą zaangażowanym (…)?”.
(…)
„Kiedy <<na zawsze>> wydaje się pustym twierdzeniem,
pewny może być jedynie język, który jest światem. Wewnętrzny spór (autorska
intencja) rozgrywa się w tym konkretnym przypadku na poziomie wysokiego stopnia
interpretacyjnej trudności. Niekomunikowanie się z czytelnikiem, jeśli ten nie
ma ochoty brać udziału w tej grze znaczeń, to tutaj zamierzony akt. Nie sposób
nikogo przysposobić do choćby pobieżnego odczytania nienazwanego bez jego
współudziału. Nawet poezja o wiele dostępniejsza niż ta z tomu Między innymi może stać się granicą
odczuwania języka i reagowania na jego treści nie tylko na poziomie literalnym,
ale także emocjonalnym. Mimo wszystko to treść (wiersz Spoiwo) reguluje wszystkie dziedziny życia: (…) to wszystko jak bagaż przyjmowany w depozyt
/ albo plastyczne sceny rodzajowe, raczej słyszalne niż zatrzymane / nie w
porę, może więcej, a może wreszcie przyznane jako wspólny / mianownik licytacji
zasług i czego zabrakło w największym stopniu, / ponieważ znowu okazało się, że
możliwe jest istnienie, które nie mija. / w tej sytuacji nie trudno o
porównanie, widocznie musimy wszystkiego / doświadczyć, czego nie można jednoznacznie
nazwać trwałą postawą / dzięki przewadze konwencjonalności nad zmianą pozornie
ścisłej kolei, / nie mając wyraźnej granicy: czekając tam, gdzie nas nie
spotkamy” (…)”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz