poniedziałek, 22 maja 2017

Muzyka somatyczna


Vic Chesnutt „At the Cut”, przedostatni album nagrany w roku samobójczej śmierci tragicznej postaci amerykańskiej sceny folk-rockowej i alternatywnej. Poruszającego się od 19 roku życia na inwalidzkim wózku na skutek wypadku samochodowego artystę odkrył dla świata Michael Stipe, wokalista i frontman R.E.M. Pewnego dnia po prostu wypatrzył go w barze w Athens w stanie Georgia. Efektem tego spotkania był wydany w 1990 roku debiutancki album „Little”. Vic Chesnutt miał wówczas 29 lat. Dla Chesnutta rozpoczął się niezwykle efektywny okres twórczy. Muzyk regularnie nagrywał kolejne albumy, na których pojawiali się znani wykonawcy w rodzaju Lambchop i jazzowego gitarzysty Billa Frisella. Dopiero w roku 1996 o autorze „Drunk” usłyszał ktoś więcej niż klienci nocnych barów w Athens, a to za sprawą albumu „Sweet Relief II: Gravity Of The Situation”, na którym utwory Chesnutta skowerowali m.in. Smahing Pumpkins, Garbage, Joe Henry i Madonna oraz R.E.M.

Na płycie „At the Cut” pojawia się zespół The Silver Mt. Zion Memorial Orchestra, kanadyjska grupa post-rockowa, w której składzie znalazła się dwójka muzyków Godspeed You! Black Emperor (gitarzysta Efrim Menuck oraz basista Therry Amar), zaś obok nich Chad Jones – gitara, Jessica Moss – skrzypce i wokal, Nadia Moss – organy, pianino, wokal, David Payant – perkusja, keyboard i wokal oraz Guy Picciotto (z Fugazi) – gitara i głos. Chesnutt zagrał na gitarze i zajął się głównym wokalem na płycie. Powstało dzieło wstrząsające, inspirowane osobistą ułomnością. Muzyka, nad którą unosi się zauważalny nimb śmierci, niosąca za sobą cały bagaż wszystkich prób samobójczych podjętych przez muzyka w przeszłości. 25 grudnia 2009 roku stany depresyjne, które dręczyły artystę od wielu już lat, wzięły wreszcie górę – Vic Chesnutt popełnił samobójstwo zażywając śmiertelną dawkę leków. Nie było to dla nikogo dużym zaskoczeniem, ponieważ dążenie do samobójczej śmierci towarzyszyło artyście od czasu wypadku, na zawsze zmieniającego jego życie. Tym samym śmierć zwieńczyła dzieło, posługując się swoim starym, wrednym sposobem – samobójstwem fatalistycznym, a przedostatni w karierze muzyka krążek w całości wypełniają miazmaty alternatywy, nowoczesnego folku i post-rocka, spowite w nić egzystencjalnych tekstów i kulturowych odniesień.

Traumą, główną osią tematyczną twórczości Chesnutta jest wspomniany wypadek, który na zawsze przykuł go do inwalidzkiego wózka wraz z pełnym inwentarzem ludzkiego kalectwa: zdrowotnymi komplikacjami, wizytami szpitalnymi, nieustannymi zabiegami medycznymi, baterią leków oraz poczuciem wstydu wynikającym z rozmaitych despektów własnej fizjologii. Drażniące tematy, kruchość istnienia, strach przed każdym dniem stawiającym przed niepełnosprawną jednostką opór to treści przenikające „At the Cut” na wskroś. Ale też „At the Cut” jest źródłem krzyku, jaki wydobywa się z ust Chesnutta tworząc swoiste post scriptum dla tej apokaliptycznej muzyki. Trąby archanielskie słychać już w otwierającym album, garażowo-monumentalno-orkiestrowym (tak, tak!) utworze „Coward”, w którym znalazł się taki oto wers: Courage born of despair and impotence. Kolejne kompozycje z tej płyty (obok kilku stricte folkowych) to również absolutny kanon post-rocka. Wymienić należy przede wszystkim lekko jazzujące „Chinaberry Tree” z rozrywającym serce frazowaniem Chesnutta w refrenie, majestatyczne „Chain” (w tekście ograniczający każdy niemal ruch, gest, tytułowy łańcuch), „We Hovered With Short Wings” mocno przypominające (gdyby nie be-bopowa sekcja rytmiczna) którąś ze znanych pieśni nieodżałowanego Jeffa Buckleya, „Philip Guston”, porównywalne do dokonań Roberta Wyatta, innego znanego muzyka przykutego do inwalidzkiego wózka, czy wreszcie autobiograficzne „Filtred With You All My Life”  (I filtred with you all my life/ Even kissed you once or twice/ To this Day I swear it was nice/ But clearly, I was not ready). Był.

Vic Chesnutt, „At the Cut”. Constellation Records, 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz