Są nieliczne stany sprawiedliwość na tym świecie: od dłuższego już
czasu stare, czarne winyle zdecydowanie powracają do łask. Od paru lat
obserwuje się wzrost zainteresowania nimi, a firmy, które kiedyś masowo
zamykały, teraz na nowo rozpoczynają ich tłoczenie. Ponad dwadzieścia lat temu
miałem okazję śledzić proces produkcyjny czarnych krążków w słynnej podówczas
fabryce w Pionkach. Kupiłem wtedy prosto z fabrycznego magazynu m.in. longplay
Bielizny „Wiara, nadzieja, miłość i inwigilacja”, ponieważ gramofon stał w moim
domu od zawsze – pierwsze było „Bambino” ojca, drugi także był monofoniczny i
należał do mojego ojczyma, i trzeci turystyczny z możliwością zasilania na baterie,
był już mój (sam na niego zarobiłem, ale okazał się kompletnym złomem). Później, w moim posiadaniu
były gramofony sterefoniczne: „Bernard”,
„Adam”, „Fonica”, JVC, „Reloop” i obecny, „DJ-Tech” z wyjściem USB. Aktualnie do
odtwarzania płyt używam igły „Audiotechnica”, która zwłaszcza w przypadku mocno
leciwych winyli spisuje się doskonale. Obecny zbiór płyt winylowych jest moim
trzecim zbiorem (dwa poprzednie liczące mniej więcej po 200 płyt podarowałem różnym
znajomym). Uznałem wówczas (a było to mniej więcej 15 i 10 lat temu), że już do
analogów nie wrócę, ale obca była mi myśl o ich sprzedawaniu. Dlatego je rozdałem.
Z tego co wiem, duża część znajduje się nadal w bardzo dobrych rękach. W 2006
roku, kiedy przez jakiś czas mieszkałem w Bournemouth, w każdy weekend
odwiedzałem sklepy z używanymi płytami na Boscombe. Można było tam kupić płyty
cd za jednego bądź pół funta oraz
winyle w cenie od sześciu do dwunastu funtów. Nawet miłośnik operetki wie, że Wielka
Brytania jest kolebką rock’n’rolla, stąd można było tam zdobyć wszystko, czego tylko
dusza zapragnie. Ze względów logistycznych (transport powietrzny), ciężko
zarobione pieniądze inwestowałem wyłącznie w kompakty, których pozbawiałem
pudełek. W ten oto sposób po jakimś czasie wróciłem do Polski z podręczną torbą
wypełnioną płytami. Tysiąc razy miałem
olbrzymią ochotę na zakup winyli, ale koszt ich wysyłki pocztą lub opłata lotnicza
za przewóz, w samą porę studziły moje
zamiary. W ten oto sposób przez moje ręce „przechodziły” winyle Iron Butterfly,
Vanilla Fudge, płyty The Doors nagrane po śmierci Morrisona, pierwsze wydania
płyt Black Sabbath bądź inne tego typu okazje. Wszystkie grzecznie odkładałem
na półkę. Mniej więcej po trzech miesiącach, żeby więcej nie kusić losu i
portfela, przestałem w końcu się do nich zbliżać. Ale ich wygląd i zapach oraz przywiezione
z Anglii przekonanie, że wcześniej czy później płyta winylowa odzyska swoje
miejsce także i u nas, zaczęły we mnie szybko dojrzewać. Natychmiast po
znalezieniu pracy w Polsce, nabyłem gramofon i rozpocząłem zbieranie winyli po
raz trzeci. Trwa to po dziś dzień, lecz w zupełnie nieskoordynowany sposób,
pozbawiony wszelkiej kalkulacji. Nie znaczy to, że kupuję wszystko. Staram się zdobywać
rzeczy nieoczywiste, mało znane, z kręgu szeroko pojętego rocka. Znacie Państwo
takie zespoły jak np. Pilot, American Flyer, Blue Rose, albo Gruppo Sportivo? Zbieram
mniej więcej tego typu „obiekty” (przy tym również płyty grup ogólnie znanych,
a także wykonania muzyki poważnej z okresu baroku), jeśli tylko nie zwala mnie
z nóg ich cena. Aby tego uniknąć, odwiedzam różnego rodzaju giełdy staroci,
targowiska, jarmarki i antykwariaty. Na profesjonalnie zaopatrzone sklepy z
płytami winylowymi zwyczajnie mnie nie stać; zresztą wolę otwarte i nieoczywiste
przestrzenie. Jeżeli już muszę poddawać się rygorowi konsumpcji w zakresie,
który nie służy bezpośrednio zaspokojeniu potrzeb bytowych mojej rodziny,
wybieram właśnie taką opcję: odzyskiwanie z ruinowiska rzeczy pięknych duchem (dotyczy to także książek). Żeby nie zabrzmiało
to górnolotnie, na koniec wspomnę o pewnych ruchach komercyjnych związanych z tzw.
rynkiem płyty winylowej. Mniej więcej od 2008 roku z inicjatywy Chrisa Browna,
właściciela niezależnego sklepu z muzyką w amerykańskim Portland, w trzecią
sobotę kwietnia dla uczczenia płyt analogowych i małych, lokalnych sprzedawców,
obchodzi się na świecie specjalne święto – Record Store Day. Brownowi udało się nagłośnić je w
mediach - ideę podchwycili z jednej strony niezależni sprzedawcy, a z
drugiej strony artyści, często gwiazdy wielkiego formatu, jak np. Ozzy
Osbourne, Nick Cave. Zaczyna to już być swoistą tradycją, że w Ameryce tego dnia
specjalnie wydawane są wyjątkowe single i winyle światowej sławy artystów, jak
np. The Rolling Stones, Pink Floyd, AC/DC czy Red Hot Chili Peppers. Celem
organizatorów „Dnia sklepów z płytami” jest zwrócenie uwagi na dawne nośniki
muzyki - winyle oraz na niezależne miejsca sprzedaży, gdzie ważne jest
nawiązanie bezpośrednich relacji z klientem. W roku 2012 po raz pierwszy
przeniesiono to święto na polskie warunki. Pojawiły się na ten temat artykuły w
mediach - nie tylko branżowych, ale i w niektórych tygodnikach. Oznacza to, że rozpoczęła
się moda na zbieranie winyli, i że ich ceny będą stale rosły. Oby nie na zapuszczonych
pchlich targach…
Ostatni raz o wyciągu z ruinowiska pisałem w środku zimy, w lutym. Zima
to generalnie martwy sezon, nie tylko dla zbieraczy leśnego runa. Nie wynika z
powyższego, że zapadłem w zimowy sen. Śnieg, nie śnieg, deszcz, nie deszcz, konsekwentnie
eksplorowałem znane sobie przestrzenie i powidoki. Koło nosa, oprócz widocznych
oznak przeziębienia, przelatywały mi niesamowite okazje, kiedy nie miałem
akurat przy sobie wystarczającej ilości pieniędzy, cena była zbyt wygórowana, albo
ktoś dotarł do stosu płyt przede mną. Cóż, dopust Boży! Niemniej coś tam udało mi się
pozyskać, uratować od wilgoci, brudu i błota, doprowadzić do dobrego stanu, by
w konsekwencji cieszyć się muzyką bądź lekturą. Z kronikarskiego obowiązku odnoszącego
się do niniejszego cyklu, wymienię niewielką tego część: Miguel Rios „A Song Of
Joy”, Polydor (?), Julie Felix „Flowers”, Contour 1967, Johnny Cash „The World
Of Johnny Cash”, CBS 1970, Roland Kovac „Soft Piano”, Selected Sound (?), The Art
Of Noise, „Who’s Affraid Of?”, Island 1984, Karat, „Uber Sieben Brucken”, Amiga
(?), Karat, „Der Blue Planet”, Amiga (1982), Karat, „Schwankenkonig”, Amiga
(1980), Piramis, „Erotika”, Pepita (1981) – winyle; Evanessence, „The Open Door”,
Sony/BMG (2006), Creed, „Human Clay”, Sony (1999), Scissor Sisters, „TA-DAH”,
Polydor (2006), Gorillaz, „Gorillaz”, Parlophone (2000), Chris Rea, „The Road To
Hell”, Magnet Records (1989), Maroon 5, „Song About Jane”, Octone (2003), Sam
Cooke, „Wonderful World”, Legend (1993), Marillion, „Real To Reel”, EMI (1984),
La Baroque Chamber Music, „Graun-Fasch-Telemann-Janitsch-Eichner”, FSM (1991),
Baroque Festival, Delta 1988 – płyty cd; Krystyna Kolińska, „Szaniawski zawsze
tajemniczy”, PIW (2009), Mariusz Urbanek, „Zły Tyrmand”, Iskry (2007), Andrzej
Zaniewski, „Szczur”, Wydawnictwo „Kopia” (1995), Leszek Engelking, „Vladimir
Nabokov”, Czytelnik (1989), Tomasz Mann, „Lotta w Weimarze”, Czytelnik (1983),
Józef Baran, „Dom z otwartymi ścianami”, Wydawnictwo „Nowy Świat” (2001) –
książki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz