niedziela, 28 kwietnia 2013

Schodkami w górę, schodkami w dół


Korzystam z wrzuconej przez Arka Łuszczyka, autora niniejszych zdjęć obecnego na moim piątkowym spotkaniu w Klubokawiarni „4 Pokoje” w Wa-wie, dwuzdaniowej notki na facebooku: „Kolejne świetne spotkanie za nami. Mroczne wiersze i pogodny autor dały ciekawą mieszankę”*. Ach, mój drogi Arkadiuszu, gdyby to było takie proste! Gdybym był jako ta „jasna polana”, która choć świeciła swoim złocistym blaskiem prosto w oczy Stachurze, to i tak w końcu ciemność zaanektowała go na absolutną własność. Stąd i moja pogoda jest pogodą panującą w górach, na otwartym morzu, albo na jeziorach, gdzie w samym środku słonecznego dnia zrywa się wicher, śnieżyca lub biały szkwał. Najmniej fałszywie brzmiąc w wierszu, mrużę oczy, uśmiecham się, ale to tylko weneckie lustro, za którym kryje się pokój przesłuchań… Zatem w piątek pogoda była piękna; przejeżdżając z Dworca Zachodniego na Pragę Północ przez całą niemal Warszawę, mrużyłem oczy i uśmiechałem się. Dzięki wskazówkom Doroty, czułem się jak u siebie, choć nigdy nie byłem tam dokąd jechałem. Powidoki jak z „Opowiadań ulicznych” Nowakowskiego; rejony i rewiry Pragi, Aleja Solidarności, gdzie odebrałem telefon od Pawła Łęczuka, skwer imienia płk Antoniego Żurowskiego, na którym z kolei ja zadzwoniłem do Maćka Meleckiego dopytując go o wrażenia z Portu Wrocław, Inżynierska, gdzie odnalazł mnie esemes od Marcina Orlińskiego. Byle jak zapamiętane zdania ale już nie wiem skąd, czy z samych opowiadań Nowakowskiego czy z jakiegoś przeczytanego omówienia jego książki: „Enklawy bogactwa i biedy, szklane witryny w kiepsko odmalowanych ścianach domów, hurtownie, magazyny sąsiadujące ze sobą w przekładańcu form architektonicznych i urbanistycznych. Życie udrapowane byle jak i tanio ma dawać zysk, przypominać starą rekwizytornię połączoną z wypożyczalnią poszczerbionej zastawy stołowej i ślubnych sukien. Tu drga wciąż słoneczne oświetlenie; plamy światła nasączają rzeczywistość lub przechodzą nagle za rogiem w światłocień, w nieprane od wieków firanki spożywczego lub sklepu żelaznego. Przykurzeni ludzie również podlegają jego przemianom, ukrywając twarze za czarnymi okularami lub przyciemnionymi szybami limuzyn po 100 tysięcy za sztukę”. Taki jak i sama Praga także i klub, nie mający w sobie niczego z nowobogackiej ekskluzywności, nic ze sztucznego światła Ikei, nic z wychuchanej ponad miarę jednorazowości – tam kurz był kurzem na poobijanych sprzętach, z których każdy miał liczne otarcia, obicia, i trochę zdekompletowany pochodził z zupełnie odmiennej historii. „4 Pokoje”, a naliczyłem trzy, dopóki nie zobaczyłem wystawionego przed lokal wprost na chodnik stołu, nakrytego bielusieńkim obrusem, przy którym tuż przed zapadającym zmrokiem zasiedli biesiadnicy. Tak, ten czwarty pokój to cała ulica Wileńska, to pokój nieustannie otwarty. Otwarty także i na poezję, czego mogłem doświadczyć dzięki Dorocie Ryst i Pawłowi Łęczukowi, którzy od lat zapraszają do siebie poetów z miejsc odległych od poetyckiego mainstreamu, przy czym nieskromnie wyrażę przypuszczenie, że przez to być może prawdziwszych życiu i poezji pomieszkującej z dala od wymuskanych poetyckich festiwali, coraz bardziej przypominających swoim kształtem telewizyjną ramówkę. Jak już pisałem, czułem się jak u siebie, bo jestem w środku umeblowany podobnie jak „4 Pokoje”, dlatego ten wieczór nie mógł się nie udać. I udał się wspaniale (tak myślę); dla zaproszonego autora, dla prowadzącej jego wieczór, jak i dla publiczności, od której wyłącznie uzależniona jest prawda w(y)stępującego poety…

Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować warszawskim organizatorom za ich bezcenny trud, a startującym w TJW za trudność wyboru, którą mi zadali (gratulacje dla młodziutkiej Anity Wiśniewskiej). Serdeczne podziękowania składam także Krzysztofowi Michowi, opiewającemu w swoich wierszach Pragę, dzięki któremu nie spóźniłem się na ostatni nocny kurs w tym dniu, chociaż jako podróżny bez kupionego wcześniej biletu zostałem wtrącony w samą otchłań autobusu – w profanum z jednego punktu widzenia, ale w sacrum dla podróżujących przez życie inaczej – spędzając całą podróż powrotną na wąskich schodkach.

* zdjęcia są Arkadiusza, natomiast zdanie przynależy do Doroty Ryst. Poprawka powinna przyjąć brzmienie: "Ach, moja droga Doroto...". Odezwała się moja fejsbukowa dezorientacja...

Spotkanie autorskie, „Praski Slalom Poetycki”, „4 Pokoje” Warszawa, 26.04.2013 r.

2 komentarze:

  1. Piotrze, pomimo mroczności twoich wierszy byłeś przeuroczym gościem tego wieczoru i mam nadzieję że moja imienniczka zaprosi Cię ponownie :)

    Dorota B. Zegarowska

    OdpowiedzUsuń