Korzystam z
wrzuconej przez Arka Łuszczyka, autora niniejszych zdjęć obecnego na moim
piątkowym spotkaniu w Klubokawiarni „4 Pokoje” w Wa-wie, dwuzdaniowej notki na
facebooku: „Kolejne świetne spotkanie za nami. Mroczne wiersze i pogodny autor
dały ciekawą mieszankę”*. Ach, mój drogi Arkadiuszu, gdyby to było takie proste!
Gdybym był jako ta „jasna polana”, która choć świeciła swoim złocistym blaskiem
prosto w oczy Stachurze, to i tak w końcu ciemność zaanektowała go na absolutną
własność. Stąd i moja pogoda jest pogodą panującą w górach, na otwartym morzu,
albo na jeziorach, gdzie w samym środku słonecznego dnia zrywa się wicher,
śnieżyca lub biały szkwał. Najmniej fałszywie brzmiąc w wierszu, mrużę oczy, uśmiecham
się, ale to tylko weneckie lustro, za którym kryje się pokój przesłuchań… Zatem
w piątek pogoda była piękna; przejeżdżając z Dworca Zachodniego na Pragę Północ
przez całą niemal Warszawę, mrużyłem oczy i uśmiechałem się. Dzięki wskazówkom
Doroty, czułem się jak u siebie, choć nigdy nie byłem tam dokąd jechałem.
Powidoki jak z „Opowiadań ulicznych” Nowakowskiego; rejony i rewiry Pragi, Aleja Solidarności, gdzie odebrałem telefon od
Pawła Łęczuka, skwer imienia płk Antoniego Żurowskiego, na którym z kolei ja zadzwoniłem
do Maćka Meleckiego dopytując go o wrażenia z Portu Wrocław, Inżynierska, gdzie
odnalazł mnie esemes od Marcina Orlińskiego. Byle jak zapamiętane zdania ale
już nie wiem skąd, czy z samych opowiadań Nowakowskiego czy z jakiegoś przeczytanego
omówienia jego książki: „Enklawy bogactwa
i biedy, szklane witryny w kiepsko odmalowanych ścianach domów, hurtownie,
magazyny sąsiadujące ze sobą w przekładańcu form architektonicznych i
urbanistycznych. Życie
udrapowane byle jak i tanio ma dawać zysk, przypominać starą rekwizytornię
połączoną z wypożyczalnią poszczerbionej zastawy stołowej i ślubnych sukien. Tu
drga wciąż słoneczne oświetlenie; plamy światła nasączają rzeczywistość lub
przechodzą nagle za rogiem w światłocień, w nieprane od wieków firanki
spożywczego lub sklepu żelaznego. Przykurzeni ludzie również podlegają jego
przemianom, ukrywając twarze za czarnymi okularami lub przyciemnionymi szybami
limuzyn po 100 tysięcy za sztukę”. Taki jak i sama Praga także i klub,
nie mający w sobie niczego z nowobogackiej ekskluzywności, nic ze sztucznego
światła Ikei, nic z wychuchanej ponad miarę jednorazowości – tam kurz był
kurzem na poobijanych sprzętach, z których każdy miał liczne otarcia, obicia, i
trochę zdekompletowany pochodził z zupełnie odmiennej historii. „4 Pokoje”, a
naliczyłem trzy, dopóki nie zobaczyłem wystawionego przed lokal wprost na chodnik
stołu, nakrytego bielusieńkim obrusem, przy którym tuż przed zapadającym
zmrokiem zasiedli biesiadnicy. Tak, ten czwarty pokój to cała ulica Wileńska,
to pokój nieustannie otwarty. Otwarty także i na poezję, czego mogłem
doświadczyć dzięki Dorocie Ryst i Pawłowi Łęczukowi, którzy od lat zapraszają
do siebie poetów z miejsc odległych od poetyckiego mainstreamu, przy czym nieskromnie
wyrażę przypuszczenie, że przez to być może prawdziwszych życiu i poezji pomieszkującej
z dala od wymuskanych poetyckich festiwali, coraz bardziej przypominających swoim
kształtem telewizyjną ramówkę. Jak już pisałem, czułem się jak u siebie, bo
jestem w środku umeblowany podobnie jak „4 Pokoje”, dlatego ten wieczór nie
mógł się nie udać. I udał się wspaniale (tak myślę); dla zaproszonego autora, dla
prowadzącej jego wieczór, jak i dla publiczności, od której wyłącznie uzależniona
jest prawda w(y)stępującego poety…
Nie
pozostaje mi nic innego jak podziękować warszawskim organizatorom za ich bezcenny
trud, a startującym w TJW za trudność wyboru, którą mi zadali (gratulacje dla
młodziutkiej Anity Wiśniewskiej). Serdeczne podziękowania składam także Krzysztofowi
Michowi, opiewającemu w swoich wierszach Pragę, dzięki któremu nie spóźniłem
się na ostatni nocny kurs w tym dniu, chociaż jako podróżny bez kupionego
wcześniej biletu zostałem wtrącony w samą otchłań autobusu – w profanum z
jednego punktu widzenia, ale w sacrum dla podróżujących przez życie inaczej – spędzając
całą podróż powrotną na wąskich schodkach.
* zdjęcia są Arkadiusza, natomiast zdanie przynależy do Doroty Ryst. Poprawka powinna przyjąć brzmienie: "Ach, moja droga Doroto...". Odezwała się moja fejsbukowa dezorientacja...
* zdjęcia są Arkadiusza, natomiast zdanie przynależy do Doroty Ryst. Poprawka powinna przyjąć brzmienie: "Ach, moja droga Doroto...". Odezwała się moja fejsbukowa dezorientacja...
Spotkanie autorskie, „Praski Slalom
Poetycki”, „4 Pokoje” Warszawa, 26.04.2013 r.
Piotrze, pomimo mroczności twoich wierszy byłeś przeuroczym gościem tego wieczoru i mam nadzieję że moja imienniczka zaprosi Cię ponownie :)
OdpowiedzUsuńDorota B. Zegarowska
Bardzo mi miło:)
UsuńPozdrawiam!