niedziela, 6 czerwca 2021

Chichot (z) poezji


Miałem sobie pochichotać nad pewnym podsumowaniem poezji online, które okazało się aktem stadnej zgodności, ale nie chce mi się już śmiać. A przecież zjawiska będące obiektem rozpoznania (podsumowania) to nie wyłącznie te, które istnieją dlatego, że stanowią przedmiot zbiorowej zgody, ale istnieją przecież także pomimo niej. Miałem rozkosznie podeliberować nad tym, co „nagrodyzm” robi z poetami, lecz jestem ostatnim, który przywiązywałby do tego śmiertelną powagę, niemniej odechciało mi się śmiać ze względu na negatywne oddziaływanie zjawiska (nie z racji generowanego komunikatu, który jest zawsze i wyłącznie subiektywny, a przez jego multiplikowany środowiskowy odbiór). Miałem też szydzić z pewnych projekcji dotyczących przyszłości poezji i zabrakło mi źródeł, ponieważ te wywodzące się z kolejnej abstrakcyjnej debaty wywołały na mojej twarzy wyłącznie bezradny uśmiech, a ponieważ bezradność nie jest mi niezbędna do życia, nie jest mi również do śmiechu. Miałem rechotać na temat pewnej książki, która w tym roku zerwała kapelusze z głów niemal wszystkich kapituł, ale nie mam ku temu narzędzi, ponieważ to dobra książka, tylko że napisana z wykorzystaniem „zbiorowej świadomości” odnoszącej się do tego, jak dziś powinien wyglądać niespolaryzowany wiersz, który będzie przekonujący dla wszystkich, a ponieważ i mnie w sumie przekonał, brutalnie zdarło mi uśmiech z twarzy. Skoro więc w ogóle nie jest mi do śmiechu, postanowiłem już całkiem przestać śledzić środowiskową telewizję. I przestałem płacić rachunki za prąd. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz