W ramach istotnej i oczekiwanej debaty wszczętej przez Biuro Literackie, Rafał Gawin zaproszony do „dania głosu”
wartościującego w temacie przewodnim, wymieniając na miejscu 4 „najważniejszych
poetyckich książek trzydziestolecia” dzieło Szczepana Kopyta yass/możesz czuć się bezpiecznie, skonstruował
glossę w brzmieniu następującym: „Lista wpływów lub powinowactw jest szeroka
i wciąż się rozszerza. Od (większości) autorów zgrupowanych w antologii <<Zebrało
się śliny>>, poprzez tych w tej książce
pominiętych: Kamila Brewińskiego, Marcina Czerkasowa, Marcina Ostrychacza czy
Przemysława Witkowskiego, po najmłodszych, jeszcze przed debiutem, których
nazwiska krytyka będzie odmieniać przez przypadki w ciągu kilku lat. Celowo
mówię również o powinowactwach, ponieważ nie każdy zaangażowany lewicowo w
wierszach autor musiał podjąć decyzję o pisaniu w taki sposób pod wpływem
lektury manifestów Kopyta. Inna sprawa to coraz częstsza chęć/wola/konieczność
wśród poetów i poetek kojarzonych z innymi poetykami, ba, z innych pokoleń
poetyckich, by praktykować w wierszach polityczne zaangażowanie – ostatnio to
choćby Zofia Bałdyga, Piotr Gajda czy Joanna Roszak”. No więc trochę podpierając się
w/w opinią, dotyczącą „politycznego zaangażowania” na zasadzie źle dopasowanej protezy
(no, bo w końcu Gawin nie wymienił żadnej mojej książki w reprezentatywnej „10”),
chciałbym odrobinę „kulejąc” jedynie oświadczyć, że określenie „polityczne”
stoi mi ością w gardle (ością z leszcza), i że angażuję się w wierszach
zawsze i wyłącznie w złożonych kontekstach osobistego życia. Do samego końca – mojego lub poezji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz