Nie, moi kochani, idea „wyciągu z
ruinowiska” nie zakończyła się definitywnie, nadal trwa (okazjonalnie odnotowywana
w formie skondensowanego tekstu - patrz
felieton pt. „Bieda winyle” opublikowany w 23 numerze kwartalnika „Arterie” – fragment
tutaj). Rachitycznie, skoro niegdysiejszą radość płodów zastąpiła permanentna
posucha przednówka. Tak, drodzy przyjaciele, znajomi i sąsiedzi, na rozmaitych „ruinowiskach”
rozpanoszyli się szmalcownicy, kapitaliści i lichwiarze, którzy ze szlachetnej
sztuki odzysku uczynili ordynarny handel. Widuje się ich potem jak oferują te
same analogi, tym razem już w cenie platyny. Niby mamy wolność gospodarczą, ale
co stało się z pierwotną ideą? Co gorsza, opanowali dotychczasowych
pośredników, posłańców dobrej nowiny z Niemiec, z UK i Holandii już na progu
ich domostw, wykupując wszystko na pniu (znacie w końcu ten styl rodem z dzisiejszego
ministerstwa środowiska). Jednym słowem od dłuższego już czasu daremność
wysiłków, aby zdobyć cokolwiek cennego i atrakcyjnego na winylu bliska jest
zeru, a nawet zmierza ku temperaturze polarnej.
Tym samym mój „wyciąg” miał rację
bytu dopóty, dopóki nie okazało się, że porzucone na strychach i w piwnicach
płyty posiadają realną wartość (poza tą ideowo-sentymentalną), którą regularnie
dezawuują ludzie żądni zysku, za to kompletnie niezainteresowani nieżyciowym
imaginarium. Żeby dzisiaj zdobyć
zakurzony i zapomniany przez dotychczasowego właściciela longplay, trzeba
najpierw przebić się przez ścianę „biznesmenów”, którzy latem zakładają czarne
skarpety do sandałów. Sami więc widzicie, że ideę szlag jasny trafił i jest to teraz
wyłącznie biznes (a ten niech trafi szlag!). Przy „ruinowisku” trzyma mnie już
tylko nadzieja (matka głupich, macocha normalnych) na „złoty strzał”,
pochodzący rzecz jasna z odzysku. W rodzaju winyli Clannad „Legend”, RCA
Records 1984, lub „trzypłytowego” Franka Zappy „Joe’s Garage Acts I, II, III”,
CBS 1979, albo kompaktowego wydania płyty John Cage/Meredith Monk/Anthony De
Mare, „Pianos and Voices”, Koch International Classics 1992, ewentualnie albumu
wydanego z okazji 20 lat Pulp Fiction, autorstwa Jasona Baileya, Grupa
wydawnicza Foksal sp. z o. o., 2014 – a wszystko to pozyskane w ramach „bazarowego
recyklingu”, gdzieś na dalekim wygwizdowie zapomnianym przez Boga, US i
SANEPiD. Lecz prawda jest taka, że pieśń „ruinowiska” zamienia się z wolna w
łabędzią pieśń, także powtarzając to za Pilchem czy też za Wysockim należy przyznać,
że co prawda „jeszcze płynę, ale kra nade mną zamarza…” (jako i ja niejednokrotnie
zamarzałem na kość w szczerym polu).
*na zdjęciu wyjazd na „ruinowisko”
– styczeń 2017, piąta rano
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz