piątek, 25 listopada 2016

Bieda winyle, czyli konsumpcja idealistycznie reglamentowana


W najnowszych „Arteriach” trochę więcej o „wyciągu z ruinowiska”. Cały tekst zatytułowany Bieda winyle, czyli konsumpcja idealistycznie reglamentowana znaleźć można na stronach 108-115 numeru 1(23)/2016. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

„Nie, nie chodzi tu o środki pieniężne, wystarczające na złożenie kompleksowej wizyty w galerii handlowej, gdzie zazwyczaj czuję się niczym szczur w terrarium pozbawionym tlenu, a raczej o mniej komercyjny pejzaż i niezwykły folklor miejsc, w których wartość poszczególnych rzeczy bywa kompletnie oderwana od „oferty sieciowej”.

Właśnie to cenię w zakupach na zakurzonym lub zabłoconym bazarku (w rozmaitych jego lokalizacjach i odsłonach) – chwilę, kiedy w stercie pozornie bezużytecznych przedmiotów odnajduję coś ciekawego: poszukiwaną płytę, książkę czy ociekający kiczem gadżet, upchnięty później w jednym z czterech kątów mojej domowej biblioteki. Wśród rumowisk spotykam podobnych sobie entuzjastów artefaktów, których wygląd znacznie przerasta ich praktyczne zastosowanie. Widuję tu pokątnych nabywców płyt gramofonowych z muzyką, prawdopodobnie wciąż rozbrzmiewającą gdzieś we Freistaat Bayern, łowców „śmieciowych okazji”, na które składają się artykuły na pierwszy rzut oka zupełnie nieprzydatne. W tym modelu zakupów liczy się przede wszystkim niewiadome. Nigdy nie wiem, na co się akurat natknę. Ta kompletnie surrealna rozmaitość oferty sprawia, że obok holenderskich rowerów można zaopatrzyć się we włoskie narty, perski dywan, półkę ze szwedzkiej Ikei albo niemiecką pralkę. Moje najbardziej kuriozalne nabytki? Para czerwonych pałeczek perkusyjnych Espirit i gipsowa, nadtłuczona figurka saksofonisty z murzyńskiego big-bandu (..)”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz