Forum Literackie MDK „Południe”
w Katowicach – Piotrowicach (ul.
Gen. Jankego 136) zaprasza na spotkanie z Maciejem
Meleckim. Prowadzenie:
Sabina Wawerla – Długosz.
13 listopada, godz. 18:00
Maciej Melecki - ur. w 1969 r. Autor arkuszy wierszy: Zachodzenie
za siebie (1993), Dalsze zajścia (1998), Panoramix (2001), Opuszczone
strony (2008), Podgląd zaniku (2014) i tomów wierszy: Te
sprawy (1995), Niebezpiecznie blisko (1996), Zimni
ogrodnicy (1999), Przypadki i odmiany (2001), Bermudzkie
historie (2005 ), Zawsze wszędzie indziej – wybór wierszy (2008), Przester (2009), Szereg
zerwań (2011), Pola toku (2013). Wiersze publikował
we wszystkich ważnych pismach literackich kraju (m. in.: Twórczość, Kresy,
Odra, Nowy Nurt, Akcent, Studium, Czas Kultury, Tygodnik Powszechny ) oraz w
antologiach poetyckich: Inny świt (1994), Macie swoich
poetów (1996 i 1997), Długie pożegnanie (1997), Antologia
współczesnej poezji polskiej (2000), 14. 44 (2000), Martwe
punkty ( 2004), Altered State. New Polish Poetry (
ARC PUBLICATIONS, Wielka Brytania, 2003 ), Vingt - quatre poe`tes
polonais ( Traduits par Georges Lisowski, Editions du Murmure,
Francja, 2003).
Współautor scenariuszy filmowych: WOJACZEK (1997) AUTSAJDER(2000), DZIEŃ
OSZUSTA (2000), Erwin ze Śląska (2003), WYDALONY (2008).
Redaktor tomu niepublikowanych wcześniej wierszy Rafała Wojaczka, Reszta
krwi ( 1999 ) i współredaktor tomu krytyczno - wspomnieniowego Który
jest. Rafał Wojaczek w oczach przyjaciół, krytyków i badaczy (2001).
Wiersze jego tłumaczone były na języki: czeski, angielski, hiszpański,
niemiecki, serbski, słowacki, francuski, słoweński, włoski. Uczestnik
Międzynarodowego Festiwalu Literackiego VILENICA`2002 (Słowenia). Laureat: Literackiej
Nagrody Czterech Kolumn (2010) i Poetyckiej Nagrody Otoczaka`2009 –
przyznawanej za najlepszy tom wierszy w danym roku (2010). Redaktor naczelny Arkadii
- pisma katastroficznego. Studiował filologię polską na Uniwersytecie
Śląskim w Katowicach. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Pen
Clubu. Pracuje w Instytucie Mikołowskim. Mieszka w Mikołowie.
Maciej
Melecki, WRĘBY
Pojedyncze cienie przemykają nieopodal bladych
świateł, tuż koło garaży,
Bocznej ulicy i zapadłego śmietnika, są w lupie widoku
ostatnimi
Śladami dziennej wędrówki donikąd, spychając swój
świat na manowce
Wcześniejszego wrzenia, w kawałkowanym odgłosami
planie docierania do
Chybionego celu, założonego jak wytarta obręcz na
szyję nachalnego wyboru.
Niespieszna tego przeprawa ginie w ściekowym kanale.
Majaczymy w roztartej
Skali wejrzeń, czyniąc z każdego zwitka szumu
wyściółkę dla spławnej łódki
Wystruganej z kory zbiegłych w jeden korzec momentów,
płonących jak
Wyrzucona z trzeciego piętra zapałka, w tym skoku
ponad ścienną kwadraturę
Miasta, które nie pozostało do końca w żadnej dyszy
przemiany. Dokąd
Będziesz jeszcze dalej biegł? Twoim otwarciem
jest tylko zaułek. Bieg jest
Więc zmienny niczym ramię i dłoń na gałce jego drążka,
albowiem w tym
Uprowadzaniu nie ma żadnego przemytu, a jeno stałe
myto tarasujące ci
Drogę, w pogrzebaczu prośby zawarte jak cynk z
zaświatu iskry. Denną staje
Się każda seria odpowiedzi, przebranym w jasny,
soczysty dzień jej wyrzut.
Rozchodzimy się więc w niedalekie strony, niby osobno
obierając dalszy
Spadek na tej przyszłej pochylni, postępując w swoich
dookreśleniach jak
Wzbierający się zew w abstrakcyjnym konkrecie
argumentacji na rzecz
Przyszłej, odciążającej lokacji, i mamy tylko tę
poniewierkę wspólną, rzuconą
Jak gaza na usta, które słyszą więcej od odbitego
oddechu, spełzającego po
Kratach rozkrzewiających się wokół tej wieży
ciśnień. Spadkobiercy
Wielokrotnych chceń, owi wybrańcy niczego, utrafieni
smugami pułapu
Rozchodzących się kości skrzeń, mamy w głowie tykający
blef, ów wyzerowany
Licznik licznych pułapek, nie pierwsi, nie ostatni,
zbłąkani jak para kul, na tej
Antresoli zniżających się coraz bardziej kanw, o
opieraniu się dalej nie może
Być więc mowy, wszystko w nas rozlegle bowiem drga,
jak zbyt pochopnie
Wyrzucona karta, czy spadła poza blat stołu kostka.
Gdzie chcesz, tam mnie już
Zbaw. Gazowy piecyk wciąż jeszcze zapala się od razu,
można więc nadal w tym
Skołowaniu trwać, ciepłem wody się nacierać, w
przybrzeżnym ustaniu zławiać
Krótkie garby fal, i jednocześnie scalać stratowany
czas, ulepiwszy z niego
Figurkę oddającą grymas tychże strat. Oznajmienia
przychodzą o każdej
Porze, stosownie do jej skończoności, w płytkim
przypływie zbełtanego żalu,
Wydłubując oczy wszelkim odmowom, łupiąc oznaki
powrotu czy resztki
Mniemań, w swej kanciastości schodzenia w coraz to
nowsze tła, bez możliwości
Ryzyka podsyłania dalszych złudzeń, skoro całkowicie
zastąpiły one każdą
Szmatę dookolnych uwidocznień, zamieniając
najwyrazistsze miejsca czy postaci
W prędki pochód widm, zblokowanych wrażeń o naturze
każdego urazu.
Szczupły tego traf. Daleko rozsiana, w kręgu tego
zatrzymania, garść szklanych
Drzazg z tych stłoczeń, pokruszeń, rozbić obrazów na
liczne szkiełka, przechodząca
W surowy niebyt, lewitującą jaźń, w rozpierzchnięciu
zwiększającym się jak
Szansa nadania nowego kierunku swoim sprawom, w tej
coraz bardziej ciasno
Zasupłującej się ciszy, na tym torowisku bez
podkładów, wchodzącym ci
Zwrotnicą w twarz. Szybuj więc jeszcze trochę lub
zaraz giń. Ciernista toń,
Jak przekopana darń, mrowi w każdym geście, wciągając
jak puszczona lina.
( z wierszy nowych)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz