Instytut Mikołowski zaprasza na spotkanie autorskie z Marcinem Czerkasowem związane z promocją nowego tomu poetyckiego pt. Przede wszystkim
zniszczenia (Poznań, 2014). Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof
Siwczyk.
04.
09. 2015,
godz. 18.00
Marcin
Czerkasow – urodził się w 1981 roku w Szczecinie. Ukończył filozofię na UAM w
Poznaniu. Studiował również edytorstwo. Autor arkusza „Płonące ciasteczko”
(2006) oraz zbiorów wierszy: „Fałszywe zaproszenia” (2008), „Przede wszystkim
zniszczenia” (2014). Pisze, a także przekłada teksty poświęcone współczesnej
sztuce wizualnej. Jego teksty krytyczne, szkice i wiersze ukazywały się na
łamach takich periodyków, jak: „FA-art”, „Pro Arte”, „Topos”, „Akant”,
„Arte-Fakt”, „Nowy Wiek”, „Portret”, „Witryna Czasopism”, „Odra”, „Obieg”,
„Magazyn Punkt” (Galeria Miejska Arsenał, Poznań). W latach 2005-2007 redagował
zin literacki „Blitz”. Mieszka w Poznaniu.
O tomie:
(...) Wśród wskazanych wcześniej tradycji poetyckich książka
Czerkasowa sytuuje się, jak mi się wydaje, najbliżej twórczości Marka Forda,
nie tylko ze względu na specyficzne konstrukcje syntaktyczne, w których zawsze
jest dużo miejsca na zupełnie zaskakujące rozwiązania (piękna fraza otwiera
małą poetycką prozę zatytułowaną „Sukienka Möbiusa”: „Czym sobie na to
zasłużyłem?, myślał, wymieniając numer telefonu z węgierskim przedsiębiorcą
pogrzebowym w łaźni miejskiej w Toronto”), ale przede wszystkim ze względu na
widoczną tu krytykę – raczej chłodną, zdystansowaną – ponowoczesnej
rzeczywistości, w której wszystko podporządkowane zostaje ideologii globalnego
Imperium. Maksymalne uspołecznienie sił wytwórczych oraz nieustanne ścieranie
się mechanizmów biowładzy i biopolityki to dla podmiotu lirycznego tych wierszy
kwestia zupełnie oczywista – w wierszu „Życie jako gałąź przemysłu” Czerkasow
pisze: „[…] wkrótce cała okolica / dowiaduje się o naszym w niej istnieniu / i
wprowadza tę trudną ideę zwaną społeczeństwem. // Jednak ten zewnętrzny
porządek / nie ma większego znaczenia, jeśli nie należy do nas. / W końcu
żyjemy, aby rujnować ten system, / lecz również po to, by żywić jego racje”.
Co
robi szczególe wrażenie, Czerkasow bezbłędnie posługuje się językiem paranoi,
który przybiera tu postać korpo-idiomu podszytego niezbywalnym poczuciem bycia
inwigilowanym: o ile w społeczeństwie dyscypliny pragnieniem swobodnie
sterowano za pomocą odpowiednich instrumentów represji, które bez problemu –
używając terminologii zaproponowanej przez pewnych dwóch francuskich myślicieli
– z potencjalnego schizofrenika uczynić mogły paranoika, o tyle w
społeczeństwie kontroli instrumentem represji stać się może wszystko,
paranoiczne okazuje się całe życie społeczne podciągnięte pod kapitał – masa
kontroluje się dziś sama i sama nadaje kontroli niespotykany dotychczas wymiar
(„Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się pana zatrudnić. / Będziemy w kontakcie. O
każdej porze dnia i nocy / nawiązujemy łączność z naszymi ludźmi w terenie, /
zasięgając istotnych informacji. Nie może pan zatem / spać spokojnie. A kiedy
wieczorem jakiś cień / wynurzy się z oceanu i spadnie na ścianę hotelu / niczym
wszechwiedząca plama, proszę pamiętać, / że również pracuje dla nas” („Podwójny
nelson”), „[…] przelatuje żółty samolot ciągnący pogodną, błękitną wstęgę ze
stylizowaną gotycką inskrypcją: Jeśli wydaje ci się, że wiesz kim jesteś,
pamiętaj, że możesz być w błędzie”, („Sukienka Möbiusa”).
Klasowa
lektura tekstów Czerkasowa – którego nazwisko kojarzy się z raczej
„klerkowskimi” tradycjami poetyckimi, być może właśnie zbyt pochopnie klejonymi
przez nas z jakąś wszechogarniającą hiperironią – nieprzekonująca wydawać się
będzie chyba tylko tym, którzy nowej książki poety nie zdążyli jeszcze
przeczytać. Mocne odwołanie do „Teorematu” Pasoliniego (wiersz „Teoria ruiny”),
pięknego filmu będącego w gruncie rzeczy wnikliwym wykładem o marksizmie, jest
tylko jednym z niewinnych tropów – rzućmy okiem na inne fragmenty tomu: „Przez
długi czas ktoś stał za tymi instytucjami, / przesiewając gruz starych
wniosków, anulując / światło nowych. Aż w końcu coś wygasło, / skończyło się i
skomplikowało, […] / W końcu / musiał to z siebie wyrzucić, aby nie utknąć / we
śnie, który dotyczy nas wszystkich / w tym samym zakresie, razem a jednak z
osobna” („Nocny personel”). Doprawdy trudno byłoby znaleźć w poezji ostatnich
lat lepiej sformułowaną frazę mówiącą o narastającej w przerażającym tempie
biurokratyzacji i o pogłębiającym się nieprzerwanie procesie alienacji,
prowadzącym do stopniowego rozpadu społeczeństwa. (...)
Dawid
Kujawa, SŁOWA SIĘ NIE BAWIĄ (artpapier, nr 277, 2015).
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/ 5
Mikołów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz