W internetowym Kwartalniku Literacko-Artystycznym
„sZAFa”, Nr 49, grudzień 2013 ukazała się recenzja „Demoludów”
autorstwa Rafała Derdy. Zainteresowanych zapraszam do lektury.
Pożar
zakładów chemicznych to reklama ognia?,
czyli na temat Demoludów Piotra Gajdy
Piotr
Gajda jest autorem, który ma na swoim koncie już dwie książki poetyckie, a
mianowicie wydany w roku 2008 Hostel, oraz opublikowany dwa lata później zbiór pod tytułem Zwłoka. Demoludy, trzecia
pozycja w dorobku tego stosunkowo mało znanego autora wystawia mu jak
najbardziej pozytywne świadectwo. Wiersze zawarte w tym tomiku prezentują
bowiem twórcę dojrzałego, mającego znakomicie opanowany warsztat poetycki oraz
zdolność do kreowania zajmujących światów poetyckich.
Na Demoludy, które ukazały
się w tym roku nakładem Instytutu Mikołowskiego, składa się trzydzieści, dosyć
obszernych utworów. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy podczas lektury
tomiku, to rozlewająca się, często polegająca na przerzutni fraza. Zabieg ten
służy za swoistą siłą napędową dla danego tekstu. Składające się na wersy
rozbudowane metafory przechodzą z jednego obrazu w następny, budując przestrzeń
poetycką stającą się rdzeniem wiersza. Podobnie jak w twórczości Macieja
Meleckiego oraz Krzysztofa Siwczyka, wiersz staje się raczej językową wariacją
na temat rzeczywistości, niż próbą opisania rzeczywistości jako takiej.
Rzeczywistość ta bywa u Gajdy o wiele bardziej konkretna niż u wyżej wspomnianych
poetów, zdarza się bowiem, że tematem wiersza jest tak niepoetycka kwestia jak
komentarz do aktualnych wydarzeń politycznych (Mauerhase, str. 23, czy też Przebarwienie, str. 16), zawsze
jednak jest to jedynie pretekstem do dalekiej podróży w głąb słowa, w głąb jego
pułapek i nadziei wobec których, świadomie lub nie, zawsze postawiony jest
użytkownik języka.
W
utworach składających się na omawiany tomik można zauważyć prawie całkowity
zanik podmiotu lirycznego, przez co sam ich odbiór jest z jednej strony utrudniony,
natomiast zyskuje za to na pewnej perwersyjnej „czystości”. Czytelnik
postawiony jest wobec samego obrazu, metafory, czy też myśli, identyfikując się
przez to bardziej z samym potokiem słowa niż z jego mówcą. Kolejnym używanym
przez Piotra Gajdę zabiegiem stylistycznym jest używanie zdań pytających.
Wprowadzają one w teksty klimat umowności, wiersz przestaje być deklaratywny, a
pytania są czynnikiem sprawiającym, że lektura staje się bardziej
niedookreśloną wymianą energii ukrytej w wersach niż zwykłą próbą ogarnięcia
rzeczywistości przez słowo. Strategie te znakomicie da się zauważyć w poniższym
tekście:
Pożar zakładów chemicznych to reklama
ognia? Odpuść sobie kolorowe fajerwerki,
których epicentrum jest opryszczką na wardze.
Co cię bardziej uwiera? Dom handlowy
czy poczucie straty? Towary zdjęte z półek,
żeby je zapładniać i rozmnażać? Wózek widłowy,
paleta, skrzynia? Królestwo za chipsy?
Zawróć do annałów dzieciństwa i starego
budownictwa, porzuć wijącą się w niezliczonych
splotach architekturę przyszłych wspaniałości.
Król jest nagi i swędzi go ciało. Drapie się
w intymnych miejscach, podrażnioną skórę
rozdrapuje paznokciami, mocno, bez ulgi,
z odgłosem podobnym do trwożnego szelestu
banknotów w skarbcu. Każdy nakład cię wyczerpie,
rozmieni na drobne i wrzuci do aparatu.
Czy właśnie tam chciałeś się dodzwonić?
Usłyszeć przerażony wrzask operatora,
który zapomniał się, że jest automatyczny?
(Wykwity, str. 29)
Zaczynamy tutaj od ognia, a kończymy na rozmowie telefonicznej. W międzyczasie
zahaczamy o luźno potraktowane nawiązanie do bajki Andersena i metaforę
rozmieniających się na drobne banknotów. Słowo, w mniej lub bardziej wyraźny
sposób prowadzi od jednego obrazu do następnego, bardziej zapraszając do
dopisania do tekstu własnej glosy, niż wskazując na jakąś jego interpretację.
Dzięki przyjętej przez autora strategii tworzą się wiersze intrygujące,
zaskakujące czytelnika, tworzące stan umysłu w którym słowo staje się żywiołem
niebezpiecznym. To właśnie prowadzanie osoby czytającej Demoludy w stronę odkrywania niewygodnej prawdy
dotyczącej niemożności całkowitego oparcia się w języku wydaje mi się
najmocniejszą stroną omawianego tomiku.
Każdy
musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie czy zamierza zapoznać się z najnowszym
tomikiem Piotra Gajdy. Ja mogę jedynie do niego namawiać przytaczając, jako
pewnego rodzaju zachętę, kolejny fragment Demoludów:
Hodowałem ból, obierałem cebulę z łupin.
Nade mną bladł księżyc z twarzą jak przepołowiony
seler. Kaleczyłem się z ostrza ogrodowych narzędzi.
Zamierzałem jeść warzywa; moich współbraci
rozgotowanych we wspólnej udręce, wypełnionych
gorącą parą jak własną eteryczną duszą. Stawałem się?
Szlochałem po cichu? Wchodziłem w krąg piekła,
Zanurzając się w gorącym wywarze jak w obłąkanym
języku. Wsuwałem na palce złote kółko tłuszczu,
żeby mięso śmiało odchodziło od kości, słowa
od zmysłów. Na opustoszałym placu zabaw skrzypiały
huśtawki. Nie można było zgubić pór roku, nie robiąc
przy tym hałasu. Przeciąg na strychu poruszał mokrymi
prześcieradłami, trzaskały drzwi, za którymi mieszkała
pamięć. A jednak klucz nosił ślady zużycia. Wiele razy
przekręcał się w zamku bez zacięcia, choć stal miała
smak agrestu i rzeka spłynęła rdzą. Niebawem szczęk
średniowiecza. Szykujące się do nadejścia, nienaoliwione
dni. Godzina za godziną, wszystkie miną, wszystkie
będą głośne jak chrobot wytrycha z nieszlachetnego
kruszcu. A wcześniej wrzask wiosny, dziecko
przychodzące na świat po śmierci rodziców.
(Wiosna demoludów, str. 17)
* RAFAŁ
DERDA - ur. 1978 w Koninie. Autor
kilkudziesięciu publikacji poetyckich, prozatorskich oraz krytyczno-literackich
(m.in. Czas Kultury, Akcent, Topos, Odra, Impart, Biweekly). Tłumaczony na język angielski.
[Pierwodruk:
Kwartalnik Literacko-Artystyczny „sZAFa”, Nr 49 – link]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz