Siedem grzechów głównych to upowszechniony w kulturze
spis podstawowych grzechów człowieka i wykroczeń przeciwko Bogu, samemu sobie i
religii. W katolicyzmie był on znany już w okresie średniowiecza. Aktualna
forma interpretacji spisu dokonana przez katechizm, nie nazywa uwzględnionych w nim pozycji „grzechami” ale
„wadami”, które powstają wskutek powtarzania tych samych czynów, będących
wynikiem skłonności do grzechu po popełnieniu innych grzechów. Pytania, które
zrodziły się w mojej głowie pierwotnie tylko po to, aby pozostać w tym
ustronnym miejscu w charakterze pytań retorycznych, ostatecznie postanowiłem
zadać także i innym – skoro wydźwięk moich własnych odpowiedzi przybrał w
międzyczasie pejoratywne zabarwienie. Zatem, czy tylko ja utwierdziłem się w
przekonaniu, że tzw. „obieg” polskiej poezji współczesnej skażony jest kilkoma
wadami („grzechami”) wyzierającymi zza poniższych znaków zapytania? Czy poezji
towarzyszy (rzecz jasna umownie), któryś z siedmiu grzechów głównych? A może
wszystkie? A może żaden z nich? Przekonajmy się…
Piotr Gajda: Jaki masz stosunek do własnego debiutu? Jakbyś
scharakteryzował(a) instytucję debiutu w ogóle?
Radosław Wiśniewski: Mam wrażenie, że debiut był o co najmniej pół
roku przedwczesny, ale strach pomyśleć co by się stało, gdybym doprowadził do
tego wydarzenia jeszcze szybciej – a taki miałem zamiar rok, czy dwa lata
wcześniej. To byłaby zupełna katastrofa. A tak mój debiut został nieźle
przyjęty, spodobał się paru osobom, Ania Kałuża napisała mądrą recenzję.
Odległe to wszystko teraz ode mnie, tamte wiersze, tamte wierszy czytania,
tamta wiara w to, że działalność literacka ma sens. Przy tym wydaje mi się, że
debiut jest jednym z nielicznych, o ile nie jedynym momentem, kiedy – mimo
często niepełnego efektu artystycznego – można sobie pozwolić na euforię. To
jest trochę jak radość z narodzin dziecka – nie jestem rodzicem, więc nie wiem,
co się czuję w chwili narodzin własnego dziecka, ale myślę, że to do pewnego
stopnia nośna analogia. Żaden kolejny tomik nie niesie tego uderzenia do głowy,
tej radości, że się przemówiło, dało głos i ten głos może w mikrej niszy, ale
ma szanse być słyszalnym. Przy kolejnych książkach – nie sądzę by moje
doświadczenie się różniło od doświadczenia innych poetów i poetek – tego
złudzenia słyszalności i sensowności poetyckiego głosu jest coraz mniej.
PG: Czy Twoim zdaniem możemy jeszcze w Polsce mówić o ogólnopolskim
obiegu krytyczno-literackim?
RW: Mówić możemy, ale będziemy wówczas mówić o fikcji, o jakimś
wyobrażeniu, któremu nic nie odpowiada. Coś tam o sobie wiemy, spotykamy się,
obserwujemy, okazjonalnie (a tych okazji jakby ostatnio coraz mniej) uda się
nawet pogadać, stoczyć jakąś słowną potyczkę, ale niewiele z tego wynika. Po
pierwsze, nie ma w obiegu dostępnych pism literackich, które mogłyby być
nosicielami debat, dyskusji, wystąpień kreujących ten obieg. Po drugie duża
część tworzonej literatury pozostaje poza obiegiem czytelniczym, czyli nawet
jeżeli ukaże się jakaś recenzja po czyjejś książce to jest ona bez znaczenia,
bo i tak nikt tej książki nie kupi, ani nie dostanie co z kolei wpływa na treść
recenzji, które stają się coraz bardziej impresjami na temat, a nie rzeczowym
omówieniem ze wskazaniem plusów i minusów książki. Nie mówiąc już o tym, że od
czasu upadku bloga Marka Trojanowskiego nie czytałem żadnej zjadliwej supliki,
która by komuś zwyczajnie dowalała za zły (chociażby zły tylko w mniemaniu
autora supliki) warsztat, mętny przekaz, nędzną zawartość treściową.
PG: Czy uważasz, że ostatnia dekada w polskiej poezji współczesnej
doczekała się choćby śladowego omówienia?
RW: Na to omówienie
składają się przecież recenzje, artykuły rozrzucone po czasopismach. Pewnie –
jak rozumiem intencję Twojego pytania – brakuje nam całościowego omówienia,
syntezy, ale też chyba nie za bardzo jest co syntetyzować na razie. Żeby było
omówienie, trzeba by mieć jakiś pomysł jak zebrać te okruchy i nadać im jakiś
pozór porządku. Takie próby były podejmowane, ale wobec słabości instytucji
literatury – mam tu na myśli wszelkie instytucje: pisma, kluby, biblioteki,
krytyków i krytyczki, syndykaty autorskie – jeszcze chwilę na to poczekamy. Gdy
nie ma ośrodka, w którym fala mogłaby się rozchodzić to nie ma i fali, prawda?
Jak jest woda, to są fale na wodzie. Jak nie ma obiegu krytyczno-literackiego,
to nie ma omówień.
PG: Czy w naszym kraju istnieje wyraźny podział na środowiska
poetyckie, czy raczej mamy do czynienia z pojedynczymi nazwiskami rozrzuconymi
po kraju – kojarzonymi wyłącznie
geograficznie?
RW: W naszym kraju mamy do czynienia ze specyficznym regionalizmem
odgórnym. Kultura i literatura zależą od kasy publicznej, a tej większość leży
w sejfach samorządów – gminnych, miejskich, powiatowych, wojewódzkich. I tak
się składa, że mamy do czynienia z wieloma przedsięwzięciami, które nieźle
rosną właśnie do poziomu regionalnego, wyżej tego podskoczyć się nie da, bo nie
ma za co. Jednak zawsze mnie ciekawiło jak to jest, że poeci, teoretycznie
samotnicy, alienauci, tak chętnie zbijają się w Polsce w grupy, redakcje,
środowiska, podczas gdy prozaicy pozostają jednak osobni. Jak popatrzyć na
pisma literackie tworzone przez samo środowisko – to tam sami poeci. W każdym
razie przytłaczająca większość. Ale wracając do Twojego pytania. Tak
oczywiście, z powodu określonej struktury finansowania kultury mamy do
czynienia z mniej lub bardziej wyraźnym regionalizmem. Nie przekłada się to jak
sądzę na wartości estetyczne w poezji, ale na funkcjonowanie poetów i poetek –
owszem.
PG: Jaki jest Twój stosunek do nagród literackich w Polsce? Pełnią
obiektywną rolę opiniotwórczą, tworzą określone hierarchie literackie? Czy jest
uprawnione, aby ich werdykty umownie nazywać „środowiskowymi”?
RW: Bardzo bym sobie życzył, żeby powstała branżowa, poetycka,
środowiskowa nagroda literacka. Kłopot w tym, że jakoś takiej nie ma. Nagrody
przyznawane są przez dość wąską grupę ludzi, nie przeczę, że światłych, którzy
jednak w sporej części reprezentują świat akademicki i/lub medialny. Zatem nie
widzę środowiskowej nagrody a szkoda,
bo taka „poetycka akademia oskarowa”, w ramach której miałaby głos jakaś
większa część środowiska – miałaby sens i urok swoistej anarchii,
samorządności. Myślę że nie musiałaby być okraszona jakąś wysoką sumą w złotych
polskich, sam fakt uznania przez kolegów po piórze mógłby być wystarczającym bodźćem.
Taki rodzaj nagrody próbowała stworzyć Justyna Radczyńska wokół martwego już
portalu „literatorium”, szkoda że się nie udało. A co do pozostałych nagród –
dobrze, że są, dobrze, że w ich ramach nagradza się jeszcze poezję, wepchniętą
w empiku między lipne zbiory aforyzmów, a książeczki z rysunkami
humorystycznymi, i dobrze, że jest ich kilka a nie tylko dwie czy trzy. Ale
trzeba pamiętać, że te nagrody nic zupełnie nie ustalają, nic nie przesądzają.
Sławomir Shuty nagrodzony za „prózkę” „Zwał”, jakoś już potem nie zabłysnął i
nie zdyskontował swojej chwilowej sławy. Tomasz Różycki, który w tym samym roku
stawał ze Shutym jako nominowany do „Paszportu Polityki” ciężko pracuje, ma
wielki talent i duchową siłę – i jakoś nie zginął z braku „Nike” czy „Paszportu”.
Można powiedzieć biblijnie, że zdolnemu nagroda doda, a temu co nie jest zdolny
jeszcze odbierze, bo wszyscy powiedzą „taki był mądrala a teraz nic”.
PG: Którzy poeci nadają ton współczesnej poezji? Czy w ostatnim czasie
dołączyły do nich kolejne nowe
nazwiska?
RW: Nie wiem czy dałoby się ich wymienić. Ze względów, o których
wspomniałem powyżej. Gdyby spojrzeć na to, co „lud” kupujący książki, albo
chociażby aspirujący do tzw. wyższej kultury powszechnie za poezję uważa, to
rządzi Szymborska, Miłosz, Twardowski. Względnie Jarosław Marek Rymkiewicz
autor złego, ale najpowszechniej cytowanego wiersza w ostatnich czasach. Tak,
to było najmocniejsze wystąpienie ostatnich paru lat, wiersz, który przebojem
wdarł się na salony. Nawet jako antyteza, ale jednak.
PG: Portale poetyckie – jaką pełnią rolę?
RW: Był taki czas, że wierzyłem, iż zastąpią obieg
czasopiśmienniczy, wydawniczy. Teraz widzę, że są lusterkiem, odbiciem „smuty”
i degrengolady struktur w tzw. „realu”. Myślę, że był taki moment koło
2003-2004 roku kiedy sfera wirtualna miała wszelkie dane, żeby wyprowadzić
poezję z domu niewoli. Zabrakło wielu rzeczy na raz, w tym oczywiście
pieniędzy, ale chyba także nośnych pomysłów i konsekwencji w ich realizacji.
Ostatnio coraz krytyczniej patrzę na funkcję edukacyjną portali. Może to
zmienna środowiskowa, wiekowa, bo jednak zbliżam się do 40-tki, ale mam
wrażenie, że na portalach doszło do obniżenia poziomu dyskusji. Dobre lub
odbiegające od normy wiersze nie znajdują uważnych interpretatorów, pod złymi
wre egotyczny festiwal i przepychanka. A nade wszystko nad literackim
internetem jakoś unosi się brak pomysłu.
PG: Jaka według Ciebie jest przyszłość poezji?
RW: Trzeba by doprecyzować
– gdzie? Bo pewnie trochę inaczej będzie wyglądała w Rosji, Chinach, Japonii,
Korei i w Polsce. W Polsce zaś widzę to dość szaro, z przewagą ciemnych
tonacji. Pewne stała, niewielka liczba ludzi z okolic kurczącego się środowiska
przy poezji pozostanie. Większość marginesu społecznego, który czyta, ma prostsze
rozrywki czytelnicze. Co zresztą mnie zastanawia, jak dochodzi do takiej
podmiany wartości i treści. Jakim cudem ludzie, którzy znają się trochę na
filmie łapią się na oglądaniu Bollywood, a ludzie z wyczuciem literackim
czytają Harry’ego Pottera i nie widzą w tym obciachu. Zatem sądzę, że dalsza
marginalizacja, aż do granicy zaniku. Polska już nie jest krajem poetów,
resztki legitymizacji dla istnienia poezji zanikają z odejściem Miłosza,
Szymborskiej, Herberta, Ficowskiego i wielu innych. Śmierć żądnego z naszych
kolegów nie będzie specjalnie opłakiwana ani komentowana. Nawet jeżeli nastąpi
relatywnie szybko, gwałtownie i tragicznie.
* Radosław Wiśniewski (ur. 1974) – poeta,
krytyk literacki; współzałożyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Red”. Współzałożyciel
i aktywny członek działającej w Brzegu grupy poetyckiej Stowarzyszenie Żywych
Poetów. Był jednym z głównych twórców wydawanego przez tę grupę w latach 1998-
2004 artzinu „BregArt”, w latach 2002-2003 był stałym współpracownikiem pisma
„Undergrunt”, w latach 2000-2001 naczelny i jedyny redaktor „Informatora
Kulturalnego Opolszczyzny”. Laureat wielu wyróżnień i nagród literackich,
między innymi Literackiej Nagrody Młodych im. Marka Jodłowskiego (1999),
Ogólnopolskiej Literackiej Nagrody Młodych warszawskiego oddziału ZLP (1999), a
także Nagrodą Marszałka Województwa Opolskiego dla animatorów kultury (2008);
stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2004. Publikował w
pismach literackich, stale współpracował z czasopismem „Studium” jako
felietonista, nadal współpracuje czasopismem „Odra” jako współredaktor
kwartalnego dodatku literackiego – „Ósmy Arkusz” a także od 2007 roku
współpracuje z serwisem www.empik.com jako krytyk/publicysta. W 2007 był
współinicjatorem internetowego projektu Pekin 2008 - druga strona medalu.
W roku 2009 wspólnie z Patrykiem Dolińskim przeformułowali serwis na Poeci
dla Tybetu. Jest autorem tomów wierszy: „Nikt z przydomkiem” (2003),
„RAJ/JAR” (wraz z Dariuszem Pado, 2005), „Albedo” (2006), „Korzenie drzewa”
(ponownie z Dariuszem Pado, 2008) oraz „NoeNoe” (2009). Mieszka w Brzegu,
pracuje we Wrocławiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz