piątek, 10 lutego 2012

Chudy i chudy

Kochajmy chudzielców, tak szybko tyją (podpisują kontrakty z „majorsami”)! Prawdziwy tygiel, w którym od pewnego czasu gotuje się i kipi naprawdę interesująca muzyka, znajduje się gdzieś daleko poza mainstreamem (kuchnią z aluminium). I sporządzanemu w nim wywarowi nie są absolutnie potrzebne przyprawy oparte na emulgatorach – to zupa z prawdziwych muzycznych kości. Jeżeli myślicie, że polski rosół, przepraszam, rynek muzyczny niemal w całości mieści się w dwóch garach, tym opolskim i tym sopockim, to ja wam mówię: opróżnijcie ich zawartość na trawnik, a przez okno wyrzućcie cały zapas maggi, kostek rosołowych i mięsa z supermarketu!

Z racji niszowych upodobań kulinarnych, stołując się poza restauracją Marty Gessler, bez żalu obchodzimy się smakiem, bo mamy szansę zjeść śniadanie całkiem jak na obrazie Maneta á la Le déjeuner sur l'herbe. Z dala od „TV-smaku” i „TV-szyku”, możemy być naprawdę szczęśliwi, że naszą konsumpcję uświetnia muzyka z płyty „Anton Globba” zespołu Kiev Office, która ze względu na swoją „okoliczność” jest w stanie przyćmić nawet najelegantsze menu, serwis i dekoracyjne świece (nie wspominając już o „celebryckim” siorbaniu owsianki w kulinarnym talk show). I jeśli później przytrafi nam się „ściema” w rodzaju tej, że w przydrożnym zajeździe na trasie Warszawa - Katowice będą nam wmawiać, że dania w barowym menu to nic innego, jak dania autentycznej kuchni orientalnej, zniesiemy to ze spokojem doświadczonej pani z sanepidu, która nie jedno już w swojej pracy widziała.  

Wypracowanie rozpoznawalnego brzmienia i klimatu, przy jednoczesnym odcięciu się od muzyki nachalnie sączącej się  z radia lub windy jest w przypadku propozycji Kiev Office nie tylko podejściem „orientalnym”, ale wręcz oryginalnym. Oto stawia się nam przed nosem talerz zupy nie dość że egzotycznej, to w dodatku ugotowanej nie na palniku elektrycznym,   a eklektycznym. Czego w tym daniu nie ma! Są noisowe penetracje, jest post-punkowe podejście, bywa nieskrępowane sondowanie rozmaitych klimatów muzycznych – od tych najbardziej ekstremalnych (pieprz), do tych nieco bardziej klimatycznych, przestrzennych (wanilia). Wystarczy porównać ze sobą dwa kawałki – singlową „Karolinę Kodeinę” z „Life’s So Tigh/Woolen Touch” – i mamy mniej więcej cały spis produktów, których grupa z upodobaniem używa w swojej garkuchni.

 Stąd proponowana przez nich „zupa” nie jest gęsta, zawiesista, to bez wątpienia lekkie, łatwostrawne i nowoczesne granie/danie, gdzie liczy się nie tylko kalorie, ale także atomy. Gdy przyjrzymy się im przez mikroskop, będziemy umieli je nazwać i określić: eksperyment, psychodelia, przestery i bity – grane w czasem przebojowej, choć „przypalonej” i celowo zabrudzonej oprawie brzmieniowej („Dwupłatowce”, „Ultraviolent Light”), a czasem transowo („Anton Globba”, „Hexengrund”). Choćby nam przyszło spożywać posiłek na poszczerbionych talerzach, pochodzących z upadłego dwadzieścia pięć lat wcześniej baru mlecznego „Słoneczko”, to i tak powinno nam smakować.

Kiev Office eksperymentuje z organiczną materią bez ograniczeń i po mistrzowsku: za pomocą wody („Around The Globba”) i ognia („Przygoda Na Mariensztacie”). Że to artyści dań raczej undergroundowych, przekonacie się, smakując utwór „Mężczyźni w Strojach Kosmonautów”, który wydaje mi się być specjalnością zakładu gastronomicznego pod nazwą Kiev Office.

Nie jest przy tym ważne, czy wspomniane zestawy z karty dań podaje nam „śpiewający kelner” Michał Migoń (vocal, gitar, additional bass, synth) czy „śpiewająca kelnerka” (nomen omen!) Joanna Kucharska (vocal, bass) – i tak na długo zapamiętacie zimnofalowy, post-punkowy smak ich kuchni, w której nad rytmicznym i czasowym wydawaniem zamówień czuwa Krzysztof Wroński (drums and percussion). Ponadto, jeśli ponad wszystko nie lubicie wszędobylskich celebrytów i „lanserskich” restauracji, jej smak skojarzy się wam (na zasadzie niepokojącej projekcji podczas sjesty) z ponętnym widokiem Nigelli Lawson („topless”?!) serwującej waszym chorym od „chińskich zupek” żołądkom bajeczne w smaku, domowe specjały. Smacznego!

Kiev Office, „Anton Globba”. Nasiono Records 2011.

[prwdr.: „Arterie”, nr 2/2011, s.127.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz