Krzysztof Kleszcz na blogu „Białą Fabryka” recenzuje „Biuro
straceń”. Wśród własnych rozpoznań napisał m.in.:
Weźmy taki wiersz ze strony 9 - o apokalipsie z naprawdę
oryginalną kulinarną metaforyką - "flambirowanie" to polanie alkoholem i podpalenie potrawy
dla uzyskania smaku. Zatem tak nietypowo przyrządzamy sobie katastrofę. "Droga do gwiazd była otwarta, ale nie stanęła na niej ludzka stopa" - porzuciliśmy szczytne idee. Prawdziwe życie jest
ukryte w "skamielinach", norach. I choć Gajda myli się, że w Biblii nie ma nic
o "kretach, myszach i tym podobnych", to wiem, o co mu chodzi - o nieistotność "zwierzęcych drobin". (W Księdze Przysłów jest i o jaszczurkach,
myszach, góralikach, mrówkach i szarańczach. Jaszczurki - mieszkają w pałacach,
nieuchwytne, góralki - słabe, ale budują domy w skałach, mrówki - wspólnotowe i
pracowite... ).
I fajnie, że z odczytaniem mojego przyjaciela nie mogę polemizować,
bo tak, w Księdze Samuela i Księdze Izajasza znajdziemy ustęp zarówno o
myszach, jak i o kretach, i tak, nie są tam traktowane podmiotowo, ale służą
jedynie jako „biblijny rewizyt”; myszy kojarzone są najczęściej z nieczystością,
plagą, niszczeniem, i krety – z symbolami ciemności i podziemi.
Pełną treść recenzji zatytułowanej „Obcy w lustrze” zainteresowany czytelnik przeczyta tutaj.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz